MAŁGORZATA CHŁOPAŚ: Umie pan się już przywitać po grecku?

ROGER GUERREIRO: Kalimera! To „dzień dobry” po grecku. A „kalispera” znaczy „dobry wieczór”. Widzicie, już mówię po grecku.

Jakie wspomnienia zabierze pan z Warszawy do Aten?

Tylko te dobre. Dla każdego piłkarza najważniejsze są zdobyte z klubem tytuły i trofea. Nie zapomnę też o przyjaciołach, których poznałem dzięki Legii.

Reklama

Kiedyś Polska kojarzyła się panu z zimnem i Janem Pawłem II. A teraz?

Radość, reprezentacja i przyjaciele – tak kojarzy mi się po niemal czterech latach. Kiedy tu przyjechałem, nie znałem nikogo, a język wydawał mi się bardzo trudny. Teraz dużo rozumiem i potrafię rozmawiać po polsku. Będę tęsknił za przyjaciółmi i uznaniem kibiców. Takie jest jednak życie piłkarza, że zostawia jedno miejsce i idzie w kolejne.

Wygląda pan na odprężonego. Kamień spadł z serca, gdy okazało się, że będzie pan mógł zmienić klub już latem?

Reklama

Zamieszanie wokół transferu nie najlepiej na mnie wpływało. Męczyło mnie to, byłem zmartwiony. Teraz jestem w dobrej sytuacji. Mam umowę z AEK obowiązującą przez cztery lata. Każdy poczułby ulgę. Lepiej się pracuje, gdy ma się poczucie stabilizacji.

Ma pan za sobą pierwsze chwile w Atenach. Na filmie z Grecji widać, że już traktują pana jak gwiazdę.

Rozbawiły mnie te flesze. Nie spodziewałem się, że będzie na mnie czekało tylu reporterów. Kiedy przyjeżdżałem do Polski, byłem nikomu nieznaną osobą i musiałem przedstawić się dobrą grą. W Grecji już anonimowy nie jestem, co mnie cieszy.

Jak szybko doszedł pan z AEK do porozumienia w kwestii umowy?

Dwa dni po tym jak pojawiła się oferta, dostałem od Legii pozwolenie na wyjazd i negocjacje. W Atenach nie było łatwo – rozmawialiśmy o moim kontrakcie długo, do późnych godzin nocnych. Jestem zadowolony z warunków, jakie zapewnili mi Grecy.

Dostanie pan duże pieniądze...

Przede wszystkim cieszę się, że rozpoczynam nowy rozdział w mojej karierze. Finanse są ważne – to w końcu dzięki pieniądzom utrzymuję rodzinę – ale nie najważniejsze. Miałem lepsze oferty, jeśli chodzi o pieniądze. Wybrałem jednak AEK.

Jakie oferty? Legia twierdzi, że ta była jedyna...

Była oferta z Chorwacji, a także dwie z Emiratów Arabskich. Teraz jeszcze pojawiła się oficjalna propozycja z drugiej ligi angielskiej.

Miał pan już okazję porozmawiać z kolegami z Aten?

Tak, i muszę powiedzieć, że moje pierwsze wrażenia z Grecji są bardzo pozytywne. W klubie wielu piłkarzy mówi po hiszpańsku lub portugalsku. W czwartek obejrzałem nowych kolegów na żywo w akcji podczas spotkania z Vaslui. AEK wygrał 3:0. Dzień później trenowałem po raz pierwszy z chłopakami, którzy nie grali w meczu. Rozmawiałem także z trenerem Duszanem Bajeviciem. Na dłuższą rozmowę umówiliśmy się jednak dopiero po moim powrocie ze zgrupowania kadry.

Jako fan zakupów znalazł pan już ateńską Galerię Mokotów?

Nie miałem jeszcze czasu chodzić po sklepach, ale spokojnie – coś się na pewno znajdzie (śmiech).

A jak świętował pan podpisanie kontraktu?

Na to też nie było czasu. Zdążyłem jedynie telefonicznie poinformować o tym najbliższych.

Grecja to dla pana odpowiedni kierunek? Tamtejsza liga nie należy do najsilniejszych...

O lidze będę mógł powiedzieć więcej, kiedy zagram kilka meczów. Wiem jedno – jadę do mocnego klubu, jednego z trzech najważniejszych w Grecji, który zawsze walczy o europejskie puchary. Jest to na pewno duży krok naprzód w mojej karierze.

Mówi się, że greckie kluby często zalegają z płatnościami. Jest pan na to przygotowany?

Nie boję się tego, chociaż trzeba brać oczywiście pod uwagę i najgorszy scenariusz. Przechodziłem już przez to na początku mojej kariery. Jestem jednak nastawiony pozytywnie i chcę się po prostu jak najlepiej w Grecji zaprezentować.

Zabezpieczył się pan odpowiednimi klauzulami w kontrakcie?

To akurat kwestia tylko i wyłącznie pomiędzy mną, moim agentem a klubem.

Kibice zastanawiają się, czy nie zniknie pan z reprezentacji Polski jak Emmanuel Olisadebe...

Nie ma takiej możliwości. Zawsze powtarzałem, że niezależnie od tego, gdzie będę grał i kto będzie selekcjonerem, będę do dyspozycji. Jeśli nawet Leo Beenhakker nie pracowałby już z kadrą, od razu skontaktowałbym się z nowym trenerem i oznajmił, że jestem gotowy do gry dla Polski. Chcę grać w kadrze i stawać się częścią historii tego kraju.

Atmosfera w reprezentacji nie jest najlepsza. Wygrany mecz z Grecją was podbudował?

Wszyscy byliśmy świadomi wagi tego spotkania. Był to w końcu ostatni sprawdzian przed ważnymi meczami eliminacyjnymi. Wiemy, że z czterech spotkań musimy wygrać co najmniej trzy – i fizycznie, i psychicznie jesteśmy nastawieni na zwycięstwa. Atmosfera w kadrze wcale nie była taka straszna. Na obozie w RPA nie było wielu podstawowych zawodników, stąd może takie wrażenie, ale zapewniam, że mylne.

Będzie pan w formie na mecze z Irlandią Północną i Słowenią? Ostatnio bywało z tym różnie...

Poprzedni sezon rzeczywiście nie należał do najlepszych w moim wykonaniu. Od początku rundy jesiennej czuję się jednak dużo lepiej i z każdym dniem krok po kroku zbliżam się do optymalnej dyspozycji.

W Legii uważają, że słabsza forma to efekt tego, że chciał pan za wszelką cenę odejść.

Jestem szczerym człowiekiem. Gdyby faktycznie mi się nie chciało, poszedłbym do prezesa klubu i zakomunikował mu to albo spakowałbym walizki jak Adriano i po prostu się stąd zabrał. Nie jestem leniem. Osoby, które mnie znają, wiedzą, że zawsze podchodzę do mojej pracy poważnie. Jestem profesjonalistą, biorę odpowiedzialność za to, co prezentuję na boisku. Jeśli ktoś mówi, że mi się nie chce, to mija się z prawdą. Wymagania w stosunku do mnie są zawsze większe. W Legii wymagało się ode mnie, jeśli nie dwa razy, to i tak więcej niż od innych.

Zrobiono z pana w Legii kozła ofiarnego? Słabo grała cała drużyna, ale to panu najczęściej się obrywało.

No właśnie. Bardziej bym się martwił, gdyby cała drużyna grała dobrze, a ja jako jedyny źle. Czasami łatwiej jest skoncentrować żale na jednym zawodniku, w tym przypadku na mnie. Być może łatwiej to było na mnie zrzucić, bo jestem reprezentantem kraju, a do tego cudzoziemcem.

Jan Urban stwierdził, że za dużo pan marudził, że sam pan sprowokował napiętą atmosferę w ostatnich tygodniach.

Czy prowokowałem? Nie wiem. Każdy ma wolną wolę i może mówić to, co chce. Jeśli jakieś moje słowa zostały źle zrozumiane, to przepraszam. Trenerowi życzę natomiast powodzenia w pracy w klubie.

Co do klubu – pożegnał się pan już z drużyną?

Nie było okazji, bo chłopaki mieli wolne. Zabrałem swoje rzeczy, oddałem samochód, uściskałem z magazynierami.

Z prezesem Leszkiem Miklasem też się pan wyściskał?

Bardzo szanuję pana prezesa i życzę mu wszystkiego najlepszego.

Darował pan sobie uszczypliwości, ale ze strony prezesa podczas konferencji prasowej ich nie brakowało.

Czytałem wypowiedzi z konferencji i doskonale je znam. Najlepiej byłoby w ogóle tego nie komentować. Muszę się jednak odnieść do jednej sprawy. Nigdy w życiu nie prosiłem Legii o takie kwoty, jakie wymienił prezes (650 – 820 tys. euro rocznie – red.). Jestem tego w stu procentach pewny, mam całą korespondencję, jaką wymieniałem z klubem. Nie prosiłem o tak wysokie sumy, bo mam rozeznanie, ile płaci się w innych klubach. Na pewno nie chciałem od Legii pieniędzy, których nie byłaby mi w stanie zapłacić. Jeśli prezes ma inne pisma, może je pokazać. Po latach spędzonych w Warszawie zasługiwałem chyba na trochę więcej szacunku i lepsze pożegnanie. Dużo zawdzięczam Legii, to dzięki niej trafiłem do reprezentacji Polski, ale z drugiej strony bardzo dużo klubowi pomogłem.

Nie dostanie pan więc miliona euro za podpisanie kontraktu z AEK?

Mam wyczucie i wiem, o ile mogę prosić, zwłaszcza w czasach kryzysu. Jestem zadowolony z pieniędzy, jakie dostanę, ale nie chciałbym się wdawać w szczegóły.

Mówił pan, że w Legii jest nieszczęśliwy. Jeśli klub przystałby na pana warunki, to zdołałby pana ponownie uszczęśliwić...?

W moim słowniku nie ma słów „jeśli” i „gdyby”. To już sprawa zamknięta. Mam nowy kontrakt, nowy klub i dziś patrzę tylko na to.