Jaki wpływ na pana grę miał fakt, że przed spotkaniem zmagał się z kontuzją kolana?

Nie ukrywałem tego, że odczuwałem ból. Nie chciałbym jednak dramatyzować. Przed meczem dobrze się rozgrzałem i przy tak dużych emocjach ból poszedł w niepamięć.

Reklama

Czy na waszą postawę w Poznaniu wpływ miała porażka z Jagiellonią Białystok w poprzedniej kolejce (1:2)?

Oczywiście, że chcieliśmy udowodnić, że tamten wynik był jedynie wypadkiem przy pracy. Nie chcieliśmy dopuszczać myśli, że coś w naszych poczynaniach idzie wbrew naszym planom. Zdawaliśmy sobie sprawę, że mecz może się różnie ułożyć i gospodarze mogą przechylić losy spotkania na własną korzyść. Jednak towarzyszyło nam przeświadczenie, aby wyrzucić takie myśli z naszych głów.

Przed Legią dwa mecze z rzędu przed własną publicznością. Jak wpływa na was brak dopingu z powodu ponownego konfliktu kibiców z władzami klubu?

To bardzo delikatny temat. Cokolwiek bym nie powiedział, może zaognić konflikt. Jestem szósty sezon w Legii. Kiedy do niej przyszedłem, również trwał bojkot kibiców. Potem nastąpiło pojednanie i na stadionie była fantastyczna atmosfera. Na pewno obecna sytuacja jest niepotrzebna. My jako piłkarze nie mamy jednak na to wpływu. Mam tylko nadzieję, że przyczynimy się do zakończenia tej sytuacji efektownymi zwycięstwami.

Odczuwa pan napięcie przed piątkowym spotkaniem z Widzewem, które niegdyś również nazywano ligowym klasykiem?

Przed tymi spotkaniami nie żyję już takim napięciem jak kiedyś. Koncentrujemy się na tym spotkaniu jak na każdym innym, ponieważ to równie ważne trzy punkty, jak zdobyte z innym rywalem. Poza tym nazywanie tego spotkania ligowym klasykiem jest trochę przesadzone. Od kilku lat Widzew jest na innym poziomie niż Legia. Dysponuje innym budżetem i walczy o zupełnie odmienne cele niż my.

Na trzy kolejki przed przerwą zimową Legia ma trzy punkty przewagi nad Polonią i cztery nad Lechem, a wasza gra jest chwalona przez ekspertów. W związku z tym czujecie się już mistrzem jesieni?

Pochwały na nas spływają, ale zespół nic z tego nie ma. Podobnie jak z tytułu mistrza jesieni, ponieważ to jest jedynie koloryzowanie przez media. Chyba dla każdego zawodnika najważniejsze jest miejsce w ostatecznym rozrachunku, a nie na półmetku rozgrywek.

Władze klubu nie ukrywają, że zimą może odejść kilku graczy, których sprzedanie ma załatać dziurę budżetową. Nie ma obawy, że powtórzy się sytuacja sprzed roku kiedy po odejściu Ariela Borysiuka, Macieja Rybusa i Marcina Komorowskiego w zespole coś się zacięło?

Absolutnie nie. Taki klub jak Legia musi tak postępować. To zupełnie naturalne zachowanie. W każdym sezonie powinien odejść jeden lub dwóch zawodników, na których Legia powinna zarobić. Tak funkcjonuje wiele średnich klubów w Europie m.in. na Bałkanach.

Wiecie więc co zrobić, aby nie powtórzyła się sytuacja z poprzedniego sezonu, kiedy to w ostatnich kolejkach straciliście niemal pewny tytuł mistrza Polski?

Najlepszą drogą jest kroczenie od zwycięstwa do zwycięstwa. Zaliczyliśmy kilka wpadek, jak np. porażka z Jagiellonią. Mamy jednak świadomość, że nawet w przypadku strat punktowych byliśmy zespołem lepszym. W drużynie nie ma tematu mistrzostwa czy sytuacji z poprzedniego sezonu. Najważniejszy jest następny mecz.

Jako lider rozgrywek tracicie jednak dużo bramek (13).

Faktycznie tracimy więcej goli w porównaniu do czasu, kiedy poprzednio trenerem Legii był Jan Urban (2007-2010 - PAP). Jednak w odniesieniu do innych drużyn nasz bilans nie jest zły. Legia przyzwyczaiła wszystkich, że nie traci mało bramek. Trzeba jednak zauważyć, że dużo więcej strzelamy i jeśli do końca sezonu utrzymamy podobną skuteczność, to zakończymy rozgrywki z około 70 trafieniami na koncie! Grając ofensywnie narażamy się na kontrataki rywali. Mamy jednak świadomość, że zdarzyło nam się stracić bramki, których nie powinniśmy.