Kiedy 28 października 2008 roku piłkarski Śląsk Wrocław na konferencji prasowej ogłosił powstanie Klubu Kibiców Niepełnosprawnych nie brakowało sceptyków, którzy uważali, że projekt szybko upadnie, a w najlepszym wypadku będzie bardzo marginalny. Od tamtej pory minęło 11 lat i KKN nie tylko nie upadł, ale na jego bazie powstało stowarzyszenie, z głosem którego liczy się PZPN, o którym w swoich materiałach pisze UEFA i które deleguje swoich przedstawicieli na konferencje w różne zakątki Europy, gdzie opowiada, jak kibice niepełnosprawni mogą wspierać ukochaną drużynę.
"Zanim powstał KKN, na stadionie było kilka osób z niepełnosprawnościami, które się zupełnie nie znały. Kiedy podjęliśmy współpracę ze Śląskiem, pojawiło się kilkadziesiąt osób, które zaczęły regularnie uczestniczyć nie tylko w meczach, ale także innych imprezach sportowych. Osoby te zrozumiały, że dla nich mecz to świetny powód, aby wyjść z domu, spotkać się, porozmawiać, po prostu fajnie spędzić czas" - powiedział PAP Parus.
Ważnym momentem dla stowarzyszenia była budowa nowego stadionu we Wrocławiu. Wówczas lawinowo wzrósł udział w meczach piłki nożnej i od tamtej pory praktycznie utrzymuje się na tym samym, wysokim poziomie.
"Na mecz otwarcie dostaliśmy 250 biletów i ten standard trwa do dzisiaj. Na każde spotkanie we Wrocławiu dystrybuujemy 250 wejściówek dla osób niepełnosprawnych i ich opiekunów. Chciałbym też przypomnieć, że dwa razy zdarzyła się udana próba pobicia rekordu świata w udziale kibiców z niepełnosprawnościami na meczu i w obu tych przypadkach przekroczyła tysiąc osób" - dodał Parus.
Zanim jednak niepełnosprawni kibice mogli pojawić się na nowym stadionie, zaliczyli pierwszy mecz wyjazdowy, który był kolejnym przełamaniem barier. KKN wybrał się do Krakowa, aby świętować mistrzostwo Polski Wisły.
Parus przyznał, że z radością i satysfakcją wraca wspomnieniami do pierwszych wyjazdów. "Wtedy do Krakowa pojechało 30 osób. Organizacja tej wyprawy była dla nas wyzwaniem, bo to była całkowita nowość. Ale nie tylko dla nas, gdyż też dla organizatorów meczu, bo przyjmowali pierwszy raz kibiców z niepełnosprawnościami" - dopowiedział.
Przez te 11 lat KKN zaliczył w sumie aż 250 wypadów na imprezy sportowe. W większości były to mecze piłkarskiego Śląska, ale też bardzo wiele spotkań reprezentacji Polski. Członkowie KKN byli też m.in. na finał Euro 2012 w Kijowie i cztery lata później w Paryżu oraz na mistrzostwach świata 2018 w Rosji. Barierą, która mogła ich powstrzymać, były jedynie finanse.
"Przeważnie spotykaliśmy się z ciepłym przyjęciem, ale czasami wzbudzaliśmy też emocje. Zdajemy sobie sprawę, że w grupie tysięcy fanów może się znaleźć ktoś, kto ma inny pogląd na obecność kibiców niepełnosprawnych trybunach. Ale np. w Białymstoku miejscowi fani podchodzili do nas i gratulowali, że pokonaliśmy dużą odległość, by zobaczyć swoją drużynę. Mamy też np. bardzo dobre znajomości z kibicami Legii Warszawa czy Wisły Kraków, z którymi nasi kibice nie za bardzo się lubią" - zauważył szef KKN.
Jego przedstawiciele obecność na stadionie zawsze chcą zaznaczyć flagą, czy to Polski, czy Śląska. Głośnym echem w świecie fanatyków odbiła się sytuacja, która miała miejsce po meczu wrocławskiej drużyny z Ruchem w Chorzowie, kiedy flaga KKN wpadła w ręce miejscowych fanów.
"Jeden z naszych wolontariuszy, który niósł flagę, został poproszony, aby pokazał, co tam ma. Kiedy zobaczyli, że to barwa KKN, poproszono, aby ją zwinąć i schować. Na scenie kibicowskiej jesteśmy szanowani przez fanów innych drużyn, nawet tych, którzy nie żyją w najlepszych stosunkach z kibicami Śląska. Większym incydentem był wyjazd do Bełchatowa, gdzie chyba nie rozumiano, że nie należymy do agresywnych kibiców i poproszono nas, abyśmy ściągnęli wszystko z symbolami Śląska. Wtedy wrocławscy kibice mieli zakaz wyjazdowy i podciągnięto nas pod nich. Szybko jednak zrozumiano, że to było nadużycie" - zauważył.
Incydent z Bełchatowa paradoksalnie miał pozytywne konsekwencje, bo zwrócił uwagę PZPN i sprawił, że kibice niepełnosprawni zostali zauważeni przez działaczy klubów w całej Polsce. Kolejna bariera i kolejne przeszkody zostały przełamane.
"Przez te wszystkie lata udało nam się zmienić świadomość klubów, działaczy i PZPN. Po pierwsze, pokazaliśmy, że stadion jest miejscem dla każdego. Po drugie, bardzo się przyczyniliśmy do rozwoju innych podobnych grup. Po trzecie, założyliśmy federację kibiców niepełnosprawnych, której pomysłodawcą był PZPN, co pozwoliło nam zrzeszyć takie grupy, jak nasza i pomagać sobie wzajemnie" - poinformował Parus.
KKN stał się marką nie tylko znaną w Polsce, ale i w Europie. Nie tak dawno o pomoc zwrócili się do stowarzyszenia fani z Czech, gdzie kibiców niepełnosprawnych na stadionach nadal jest mało.
"Jeździmy na międzynarodowe konferencje i pokazujemy, jak wzorowo można organizować wyjazdy na imprezy sportowe i kibicować. Może to nie zabrzmi skromnie, ale prawda jest taka, że jesteśmy wzorem dla całej Europy. Wyznaczmy pewne standardy, dostrzega nas UEFA i możemy być z tego dumni" - podkreślił prezes KKN.
Klub już wyznacza cele na przyszły rok. Jednym z nich jest oczywiście wyjazd na mistrzostwa Europy, czyli największą imprezę piłkarską w 2020. Podczas eliminacji niepełnosprawni opuścili tylko jeden wyjazd - do Izraela i to tylko dlatego, że na ten dzień mieli zaplanowane inne ważne dla nich wydarzenie.
"Byliśmy wtedy w Warszawie i odbieraliśmy z rąk prezydenta Andrzeja Dudy wyróżnienie za działanie na rzecz wrocławskiej i dolnośląskiej społeczności. Ale pojedziemy na Euro. Życzyłbym sobie, aby pojechać z naszą reprezentacją na finał i wrócić ze złotym medalem. A dlaczego nie? Marzenia są po to, aby je spełniać" - zakończył Parus.
marw/ pp/