Lechici rozpoczęli z rozmachem i już pierwsza akcja mogła zakończyć się powodzeniem. Szwed Mikael Ishak, choć był mocno naciskany przez obrońcę, uderzył mocno głową, ale w środek bramki. Daniel Bielica z mały kłopotami przeniósł piłkę nad poprzeczkę.

Reklama

Wydawało się, że gospodarze pójdą za ciosem, ale zabrzanie nie pozwalali się rozkręcić poznaniakom. Górnicy nie próbowali grać pressingiem, lecz czekali na rywala kilkanaście metrów przed swoim polem karnym. W niskiej obronie czuli się dobrze, tym bardziej że po niezłym początku piłkarze "Kolejorza" zaczęli grać jednostajnie i schematycznie. Mijały minuty, a z boiska zaczęło wiać nudą, bowiem podopieczni trenera Jana Urbana sporadycznie gościli pod bramką Lecha.

W 33. minucie ponownie Ishak był bliski otwarcia wyniku, jednak po dośrodkowaniu z rzutu rożnego trafił w poprzeczkę. W kolejnej sytuacji szwedzki napastnik znalazł się w sytuacji sam na sam z Bielicą, lecz okazało się, że był na pozycji spalonej.

Po tej sytuacji kapitan Lecha zasygnalizował uraz, ale po interwencji masażystów wrócił na boisko. Jak się okazało, tylko na kilka minut, bowiem niedługo poprosił o zmianę.

Krótko przed przerwą na indywidualną akcję zdecydował się Japończyk Daisuke Yokota, który dość łatwo wszedł w pole karne, gdzie został nieprzepisowo zaatakowany przez Afonso Sousę. Stojący blisko całego zdarzenia sędzia Damian Sylwestrzak nie musiał korzystać z wideoweryfikacji, a sam poszkodowany wykorzystał "jedenastkę".

Reklama

O ile w pierwszej połowa przewaga poznaniaków była widoczna, to po zmianie stron była ona wręcz momentami miażdżąca. Przez większość drugiej odsłony spotkanie toczyło się na połowie Górnika, ale ataki lechitów przypominały bicie głową w mur. Goście bronili się całym zespołem, ale czynili to skutecznie. A czasami pomagało im szczęście, jak przy strzale Serba Antonio Milica, który huknął z ponad 25 metrów w poprzeczkę. Sporo strzałów zawodników Lecha było też blokowanych przez ofiarnie grających górników.

Defensywa zabrzan pękła w 70. minucie - po dośrodkowaniu Dino Hotica nadbiegający Alan Czerwiński precyzyjną główką pokonał Bielicę.

Wyrównujący gol jeszcze bardziej nakręcił gospodarzy, ale brakowało im dokładności i precyzji przy strzałach. Kwadrans przed zakończeniem meczu fani "Kolejorza" urządzili efektowny pokaz fajerwerków godny sylwestrowej nocy, ale arbiter nie przerwał spotkania, które zaczęło nabierać rumieńców. Bielica miał coraz więcej pracy, z trudem obronił strzał Filipa Marchwińskiego, a dobitka Filipa Szymczaka poszybowała obok bramki.

W doliczonym czasie gry oba zespoły, używając terminologii siatkarskiej, miały piłki meczowe. Najpierw goście wyprowadzili kontrę, po której rezerwowy Piotr Krawczyk znalazł się sam na sam z Bartoszem Mrozkiem. W ostatniej chwili jego strzał przyblokował jednak Hotic, który popisał się niesamowitym powrotem pod własną bramkę, choć gdy rywale inicjowali kontrę, był jeszcze na połowie gości.

Kilkadziesiąt sekund później Alfonso Sousa uderzył zza linii pola karnego, ale Bielica czubkami palców odbił piłkę.

Lech Poznań - Górnik Zabrze 1:1 (0:1)
Bramki: 0:1 Daisuke Yokota (45-karny), 1:1 Alan Czerwiński (70-głową)
Żółta kartka - Lech Poznań: Jesper Karlstroem, Filip Szymczak. Górnik Zabrze: Sebastian Musiolik
Sędzia: Damian Sylwestrzak (Wrocław)
Widzów: 22 047
Lech Poznań: Bartosz Mrozek - Alan Czerwiński, Miha Blazic, Antonio Milic, Elias Andersson - Adriel Ba Loua (57. Dino Hotic), Jesper Karlstroem, Filip Marchwiński, Afonso Sousa, Kristoffer Velde (73. Artur Sobiech) - Mikael Ishak (39. Filip Szymczak)
Górnik Zabrze: Daniel Bielica - Dominik Szala (68. Boris Sekulic), Konstantinos Triantafyllopoulos, Rafał Janicki, Erik Janza - Adrian Kapralik (68. Robert Dadok), Damian Rasak, Lukas Podolski (87. Piotr Krawczyk), Szymon Czyż (77. Dani Pacheco), Daisuke Yokota (87. Paweł Olkowski) - Sebastian Musiolik