Legia od początku nie gra na miarę oczekiwań. Stołeczni piłkarze w obecnym sezonie mają walczyć o odzyskanie mistrzowskiego tytułu. Jednak po ostatnich trzech ligowych meczach bez zwycięstwa ten cel się znacznie oddalił.

Reklama

Legia zawodzi od początku sezonu

Legia już po zaledwie 10. kolejkach traci do prowadzącego Lecha Poznań aż 10 punktów. W dodatku styl gry jaki prezentują legioniści pod wodzą Goncalo Feio przyprawia sympatyków warszawskiego klubu o ból zębów.

Drużyna gra słabo i tylko jej szkoleniowiec na konferencjach prasowych zaklina rzeczywistość mówiąc, że jego podopieczni grają dobrze, ale brakuje im szczęścia.

Szczęście w czwartek było przy Legii

Fortuna jednak uśmiechnęła się do Legii w czwartkowy wieczór. W swoim pierwszym meczu fazy ligowej Ligi Konferencji ekipa ze stolicy zmierzyła się z Betisem Sewilla. Goście obok Chelsea Londyn są wymieniani w gronie głównych faworytów do wygrania całych rozgrywek, ale jak na razie zaliczyli falstart.

Hiszpańska drużyna w Warszawie pojawiła się bez swoich największych gwiazd, bo weekend czeka ją prestiżowy pojedynek derbowy z Sevillą i Manuel Pellegrini postanowił dać im odpocząć.

Betis przy łazienkowskiej nie pokazał niczego wielkiego. Grał bardzo wolno, schematycznie i przewidywalnie. Po meczu na konferencji prasowej przyznał to trener gości. Podkreślił, że na wynik największy wpływ miał brak kreatywności jego podopiecznych i dobra gra w obronie rywali. I trudno się z tym nie zgodzić.

Reklama

Pod wodzą Feio Legia ma kłopot ze strzelaniem goli

Natomiast Feio w swojej pomeczowej wypowiedzi stwierdził, że w meczu z Betisem jego zespół zaprezentował styl, który pragnie, by charakteryzował Legię. Jeśli według szkoleniowca ma być nim bronienie się i strzelanie goli tylko po stałych fragmentach gry, to sympatycy "wojskowych" na pewno tego "nie kupią".

Kibice oczywiście cieszą się ze zwycięstwa nad Betisem, ale to nie zamazuje im na różowo obrazu całości. Legia ma kłopot z ofensywą, konstruowaniem akcji i stwarzaniem sytuacji bramkowych i strzelaniem goli z gry.

Nsame wolny jak żółw

Jak się okazuje trzech królów strzelców w kadrze zespołu nie gwarantuje worka goli. Przeciwko Betisowi zagrali wszyscy trzej, ale ani Tomas Pekhart, ani Marc Gual i Jean Pierre Nsame nie zagrozili bramce gości. Co więcej - wpuszczenie tego ostatniego na boisko w drugiej połowie było pewnego rodzaju sabotażem ze strony Feio.

Nsame poruszał się jak żółw. Był zdecydowanie wolniejszy od obrońców hiszpańskiej drużyny. W końcówce spotkania legioniści kilka razy przechwycili piłkę w środkowej strefie boiska i były dogodne okazje do zawiązania szybkiego kontrataku.

Jednak Nsame przegrał wszystkie pojedynki biegowe. Koledzy zagrywali mu prostopadłe podania na wolne pole. Wystarczyło do nich dobiec, by znaleźć się sam na sam z bramkarzem, ale nim napastnik Legii ruszył z miejsca, to piłka była już przy nodze rywali.

Feio popełnił błąd

Nieporadność i bezużyteczność 31-latka w końcowym fragmencie tylko dolała oliwy do ognia. Kibice Legii w nieparlamentarnych słowach wyrażali swoje niezadowolenie z decyzji Feio, który wpuścił na murawę byłego króla strzelców ligi szwajcarskiej. Wielu z nich twierdziło, że zmęczony Pekhart był dwa razy szybszy i bardziej produktywny niż jego zmiennik.

Fani stołecznej drużyny wprost zarzucili Feio, że popełnił błąd. Ich zdaniem wpuszczenie na boisko Nsame było sabotażem ze strony szkoleniowca, bo przez poł godziny Legia musiała grać w "dziesiątkę".

Decyzja Feio nie do obrony

Co ciekawe, Feio po jednym z ostatnich ligowych meczy, kiedy Nsame zabrakło nawet na ławce rezerwowych skrytykował piłkarza, że za mało biega na boisku. Dlatego tym bardziej dziwi, że nagle szkoleniowiec w tak prestiżowym meczu i tak ważnym momencie spotkania wpuszcza na murawę zawodnika, co do którego postawy jeszcze kilka dni wcześniej miał spore zastrzeżenia.

Decyzja o zastąpieniu Pekharta Nsame po prostu była zła i nie da się jej obronić. Była jak rzucenie kłody pod nogi własnym piłkarzom, którzy w końcówce spotkania walczyli o dowiezienie do końca korzystnego wyniku.