Jeśli chodzi o Ligę Mistrzów, to jest ich trofeum, to są ich rozgrywki, a cała reszta to tylko pretendenci. Tak to wygląda: Real Madryt, Carlo Ancelotti, znów są władcami Europy" - pisze "The Times". "Real zasłużył na to. Nie o wiele, ale po prostu wystarczająco, a dla Liverpoolu było to tak bolesne, jak tylko może być, biorąc pod uwagę ich większe posiadanie piłki, 24 strzały do czterech Realu oraz typową odwagę i wysiłek, jaki pokazali - dodaje.
Wskazuje, że Liverpool cały czas próbował prowadzić grę, odważnie atakować, ale tak jak w dwóch poprzednich finałach w tym sezonie - Pucharu Anglii i Pucharu Ligi Angielskiej - nie potrafili strzelić gola. Tymczasem Real Madryt, choć miał chwile szczęścia, a występ Thibaut Courtois był absolutnie niesamowity, znowu potrafił zadać decydujący cios i nie było w tym przypadku, lecz jest w tym pewien niezaprzeczalny wzór.
Było wcześniej 13 triumfów w rozgrywkach, które zwykliśmy nazywać Pucharem Europy, gdy Real Madryt sięgał po chwałę i zdobywał koronę Europy, ale ten, ich 14., pokazał finezję wspaniałej maszyny do zdobywania trofeów Ligi Mistrzów – zabójczej, gdy to ma największe znaczenie - pisze "The Daily Telegraph". "Zabójczy instynkt - ta generacja piłkarzy z Madrytu po prostu go ma" - dodaje.
Gazeta przypomina, że droga Realu Madryt po triumf zaczęła się od sensacyjnej porażki z Sheriffem Tyraspol z Mołdawii, a w każdej rundzie fazie pucharowej przegrywali po jednym meczu - z PSG, Chelsea i Manchesterem City. Za każdym razem jednak wytrwali, wygrywając najmniejszą możliwą różnicą, a to zwycięstwo jest świadectwem tej odporności - wskazuje "The Daily Telegraph". Jeśli chodzi o Liverpool, zwraca uwagę, że jego piłkarze oddali 24 strzały na bramkę, więcej niż jakikolwiek przegrany finalista Ligi Mistrzów, ale zaważa też, że był to trzeci finał drużyny Juergena Kloppa w tym sezonie i trzeci, w którym nie potrafiła strzelić gola.
Dla Liverpoolu był to o jeden mecz zbyt wiele. (...) Trudna prawda była taka, że zbyt mało piłkarzy Liverpoolu osiągnęło swój najlepszy poziom. Być może było to spowodowane psychicznym i fizycznym wyczerpaniem po sezonie, jakiego wcześniej nie było, w którym również nie udało się wygrać z Manchesterem City walki o mistrzostwo Premier League - przyznaje "The Guardian".
Liverpool rozpoczął dobrze, ale został przechytrzony przez starych mistrzów, którzy zaczęli dyktować tempo, w jakim chcieli prowadzić grę. Vinicius Junior zadał decydujący cios tuż przed upływem godziny gry i bez względu na to, co Liverpool robił później, Courtois stał na przeszkodzie. Real miał sporo szczęścia w szalonej jeździe przez rundy pucharowe, ale nie tutaj. To był pokaz siły i opanowania, który przyniósł im 14. Puchar Europy po 17 występach w finale - dodaje dziennik.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)