Mieszkańcy chorwackiej stolicy przyzwyczajają się do życia w ciągłym napięciu spowodowanym pandemią koronawirusa i niedawnym trzęsieniem ziemi. Dla kibiców najlepszego krajowego klubu kolejna przykra niespodzianka to chaos w Dinamie, które jako jedyne regularnie gra w Lidze Mistrzów. Jego zawodnikiem jest reprezentant Polski Damian Kądzior.
Już w czwartkowy wieczór pojawiła się informacja, że Dinamo rozwiązuje kontrakty ze wszystkimi sześcioma współpracownikami Bjelicy. Mistrz Chorwacji w obliczu kryzysu finansowego (nie odbywają się mecze, nie ma wpływów z biletów, transmisji telewizyjnych, itd.) postanowił obniżyć wynagrodzenia piłkarzy i innych pracowników na okres sześciu miesięcy.
Uzasadniano, że to konieczność, aby zachować miejsca pracy dla 450 osób, które są związane umowami ze stołecznym klubem. Rzekomo cały sztab Bjelicy miał odmówić przyjęcia nowych warunków, dlatego został zwolniony. Piłkarze podobno także się nie zgodzili na obniżenie wynagrodzeń.
Według chorwackich dziennikarzy, policzone są także godziny Bjelicy, ale jemu nie wręczono wypowiedzenia, bowiem wiązałoby się to z wypłatą dużego odszkodowania, ponieważ ma ważny kontrakt do 2022 roku. Szacuje się, że zarabia netto 1,2-1,5 mln euro rocznie. Dlatego pożegnanie z jego ekipą ma wymusić na nim odejście.
Nie brakuje opinii, że miejsce Bjelicy na ławce Dinama mógłby zająć szkoleniowiec młodzieżowego zespołu Igor Jovicevic. A zanim jeszcze doszło do otwartego kryzysu w klubie, w programie telewizyjnym o swych ambicjach prowadzenia Dinama opowiadał były szkoleniowiec Legii Jozak.
Miejscowe media przypuszczają, że bardziej realne jest inne rozwiązanie. Otóż tląca się cicha wojna między Bjelicą a kontrowersyjnymi i wpływowymi braćmi Mamicami (Zdravko i Zoranem; obaj dostali wyroki za oszustwa finansowe - red.) trwa już od miesięcy, dlatego wkrótce to Zoran, dziś dyrektor sportowy, zostanie znów trenerem Dinama.