Gdy rozmawialiśmy tuż po mistrzostwach świata, jeszcze w Japonii, mówił pan że nie czuje się gwiazdą. W Polsce już się pan nią poczuł?
Siatkarze rzeczywiście są teraz traktowani bardzo szczególnie. Ale ja myślę, że gwiazdą nigdy czuć się nie będę. Żeby móc nazywać się tak, trzeba świetnie grać przez wiele lat, nigdy nie schodzić poniżej wysokiego poziomu. Mnie nie zawsze się to udaje. Moim celem jest teraz utrzymanie regularności. Ja mam jeszcze co poprawiać, by potwierdzić swoją pozycję. Wtedy będę bliżej określenia "siatkarz światowego formatu". To brzmi lepiej niż gwiazda.

Rok temu mówił pan praktycznie to samo. Czy następne 12 miesięcy, mistrzostwo, Puchar Polski i wreszcie srebrny medal mundialu naprawdę nic w pana życiu i w panu nie zmieniły?
Zmiany to ślub i wyższe zarobki. A mówiąc serio, to po mistrzostwach częściej zdarzają się sytuacje, gdy w sklepie ludzie podchodzą zamienić kilka słów lub tylko uścisnąć dłoń i pogratulować. To bardzo miłe.

Męczące?
Popularność jest związana z zawodem sportowca. Teraz ją bardziej odczuwam. Fajnie jest, gdy ludzie doceniają to, co robisz, cała sala wiwatuje, gdy spiker wykrzykuje moje nazwisko. To dla mnie rekompensata za lata pracy. Mam dowód, że warto było poświęcić dla siatkówki tyle zdrowia i życia. Popularność bywa męcząca, gdy mamy z żoną chwilę tylko dla siebie, a wtedy kibic chce ze mną pogadać. Ale gdy nie ma pośpiechu, to na pewno nie odmówię zdjęcia lub autografu. Po meczu Skry w Olsztynie szybko schodziłem do szatni, bo byłem bardzo zmęczony, nie mogłem ustać na nogach. A potem ktoś powiedział, że mi sodówka odbiła, bo po przegranym meczu odmówiłem wywiadu. To bzdura. Nigdy nie stroję fochów. Obiecuję, że tak się nie stanie, bo to dzięki ludziom na trybunach jesteśmy tym, kim jesteśmy. Gdyby nie oni, gralibyśmy w siatkówkę w pustych salkach i bylibyśmy nikim. Ale czasem muszę zadbać o zdrowie, pomyśleć o sobie. W grudniu odrzuciłem oferty występu w kilku programach telewizyjnych czy zaproszeń do centr handlowych. Proszę tylko, aby to zrozumieć. Gdybym miał dla każdego czas, nie miałbym go dla siebie.

Kiedyś podobnie mówił Adam Małysz. Czuje pan, że siatkarzomania zastąpiła małyszomanię?
Małysz ma tytuły mistrza świata i medale olimpijskie a za sobą wiele lat na topie. Jest wielki. My jesteśmy na początku drogi. Poza tym jest nas więcej i nasza popularność rozkłada się na wielu. Nam jest chyba łatwiej. Miło było słyszeć, że Małysz też nam kibicował. Kiedy mogę, zawsze oglądam skoki. Ale tylko Polaka, bo cały konkurs trwa za długo.

Mówi pan, że musi dbać o zdrowie. Ostatnio, po każdym meczu, na pana twarzy rysuje się ból. Jest aż tak źle?
Czuję się teraz fatalnie, to prawda. Zmęczenie poprzednim rokiem daje znać o sobie. Tym bardziej że mam specyficzną konstrukcję. Mój organizm jest inny niż wszystkie. Przy każdym skoku angażuję tyle mięśni, że tracę więcej energii niż inni. Szybko wypłukują się ze mnie pierwiastki śladowe, które muszę bez przerwy uzupełniać. A nie ma na to czasu, gdy cały czas gramy. Ja atakuję czasami 45 razy w meczu. Do tego dochodzi ze 20 zagrywek plus skoki do bloku. Myślę, że podczas meczu skaczę czasem nawet 100 razy.

Dlatego łapią pana skurcze?
Ciągnę teraz na resztce paliwa, lampka rezerwy świeci się już od dłuższego czasu. Muszę odpocząć. W następnym meczu może być tak, że zagram trzy sety i sam zejdę z boiska, ale może po pierwszym złapią mnie skurcze i mnie zniosą. Z każdym meczem ryzyko się zwiększa. Każda gra jest dla mnie coraz cięższa.

Nie wytrzymuje pan pięciu setów?
Walczę, pomagam chłopakom. I Skra na razie wszystkie tie-breaki wygrała, bo my mamy charakter i nigdy nie odpuszczamy. Gdy czuję, że nie daję rady, mówię to Maćkowi Dobrowolskiemu. Tak było ostatnio w Wiedniu. Rozgrywający dał mi odpocząć, aż do czasu, gdy powiedziałem mu, że już jestem do dyspozycji. Są mecze, że nie proszę o przerwę. Innym razem nie mogę atakować dłużej.

Jak długo trzymają pana skurcze?
Po tych poważnych nie mogę chodzić cały następny dzień. Mięśnie ma zbite w kamień. Po mniejszych chodzę od razu, choć boli.

Dlatego jest pan po każdym meczu przez ponad kwadrans "naciągany" przez masażystę? Powiedział pan, że jest wtedy napięty jak struna.
Muszę bardzo dbać o nogi, które są mocno wyeksploatowane. Kibice, którzy czekają po meczu na mnie, powinni zrozumieć, że właśnie przez te konieczne zabiegi tak długo do nich nie dochodzę. Moje zdrowie jest tu najważniejsze.

Kiedy wreszcie dostanie pan trochę wolnego?

Już w tym tygodniu. Zamiast treningów na boisku i gry w meczach będzie tylko trochę siłowni. Ten odpoczynek na pewien czas wystarczy.

A potem? Rozmawiał pan już z Raulem Lozano na temat gry w Lidze Światowej?
Jeszcze nie, ale nie wyobrażam sobie, bym grał cały kolejny sezon. Mój organizm już teraz się buntuje, a przecież liga dopiero się zaczyna. Zaraz po jej zakończeniu jest Liga Światowa, potem mistrzostwa Europy i Puchar Świata. Jak nie dostanę trochę wolnego, to będę chyba zmuszony do rezygnacji z reprezentacji. Sam już nie wiem.

Ma pan 23 lata, a mówi jak 40-latek. Stosuje pan podobno specjalną dietę, o której krążą legendy.
W trakcie dwóch poprzednich sezonów miałem góra dwa dni wolne. Ile można tak wytrzymać? Na wolne mogłem liczyć tylko, gdy doznałem kontuzji barku. Ale to było dawno. Dbam o siebie, jak mało kto. Jak raz na miesiąc zjem pizzę lub coś z fastfooda, to świat się nie skończy. Staram się jeść zawsze to, co dostarczy mi niezbędnych witamin i mikroelementów. Jem dużo zielonych warzyw, bo jest w nich magnez, który też codziennie piję. Zaśmieciłem tylko trochę organizm po Japonii, gdy wcinałem żurek, karkówkę i golonkę... Musiałem odreagować po sushi.

Czyżby nie lubił pan życia siatkarza, w podróży, na walizkach?
Czasem żartuję, że gdybym wiedział, że tak wygląda życie siatkarza, to mógłbym się na takie nie zdecydować. Ciężko jest. Ciągłe wyjazdy, brak czasu dla najbliższych i poleniuchować się nie da. Ale narzekanie na takie życie byłoby grzechem. Mogło być dużo gorzej. Zarabiam przecież świetnie, pracuję od dwóch do sześciu godzin dziennie i na inną robotę bym tej nie zamienił. Lubię swoje życie, cieszę się tym, co mam, i to doceniam.

Co pan robi w wolnym czasie?
Już nie pamiętam... Odpoczywam, spędzam czas z Pauliną, która bardzo mnie wspiera, fotografuję. Gdy możemy spędzić ze sobą dzień, uciekamy do niedawno kupionego domu w lesie koło Wielunia. Teraz kończymy jego remont. Plusem jest tam też brak zasięgu telefonów komórkowych. Marzę o tym, by po zakończeniu kariery zacząć się lenić.

Znudziłoby się panu po trzech tygodniach.
Oj, chyba nie. Proszę mi wierzyć, że chciałbym przez kilka miesięcy nic nie robić, mieć czas tylko dla siebie i najbliższych, żadnych obowiązków.

Oglądałby pan wtedy mecze siatkarskie?
Na swoje nigdy nie patrzę. Siatkówka i tak wypełnia mi oraz grającej w Skrze żonie tyle życia, że wolne chwile trzeba przeznaczać na coś innego. Naprawdę nie nie wiem, na którym miejscu jest teraz BOT Skra. Znam tylko najbliższego rywala, czasem dwóch. Mecze na żywo oglądam tylko wtedy, gdy fotografuję żonę. Fotografia to moja wielka pasja. Uwielbiam się jej uczyć i robić zdjęcia. Fotoreporterem raczej nie zostanę, bo mam za mało cierpliwości, by czekać na przykład 90 minut na jedną bramkę. Ale muszę przyznać, że ja się tym interesuję, a Paulina robi zdjęcia lepsze ode mnie.

Zawsze chciał pan zostać fotografem?
Nie, skończyłem technikum budowlane.

Mógł pan teraz pracować na budowie.
Ale niekoniecznie nosząc cegły. Planowałem po szkole kształcić się w budowie dróg i lotnisk. To się w Polsce rozwija. Skończyłbym studia, udoskonalił projektowanie. Mogło się to udać, bo choć do szkoły czasem było pod górkę, źle się nie uczyłem. Problemy pojawiały się głównie z powodu siatkówki i częstych wyjazdów.

Teraz o studiach już pan nie myśli?
Grając w Bełchatowie, trudno studiować w innym mieście. I tak próbuję: w Wyższej Szkole Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi, za pośrednictwem internetu. Ten program to Polski Uniwersytet Wirtualny, na którym jest też Paulina. Możemy razem się odpytywać, bo kierunki są pokrewne. Ja studiuję marketing i zarządzanie, ale się nie utrzymam. Wiem to już na pierwszym roku. Trzeba jeździć wprawdzie tylko na zjazdy, ale różnica czasu w Japonii była zbyt duża. Nie zawsze mieliśmy internet, więc jestem do tyłu. Ale naprawdę próbowałem. To trzecie studia z których mnie wyrzucą, bo wcześniej nie miałem czasu na wychowanie fizyczne, najpierw w Opolu, potem w Łodzi. A przecież nie zawsze będę siatkarzem.

Za nazwisko pan trójki nie dostanie?
Mogą mi dać więcej czasu na przygotowanie, ale egzamin muszę zdać. Nikt nic za darmo nie da. I dobrze, bo jak czuliby się ci, którzy byli lepsi, a oblali?

Potrzebne panu te studia?
Nie wiem, czy będzie mnie stać na życie bez pracy. Przecież wszystko może skończyć się za 10 lat albo za dwa sezony. Trzeba myśleć o przyszłości. Dlatego tak dbam teraz o zdrowie.

Z powodu zdrowia nie przyjął pan zaproszenia Prezydenta RP i order odebrał od znajomych?
Nie mam tego orderu, nawet nie wiem, gdzie on jest. Nie jest tak, że go nie doceniam. Ale pewnie nie do końca zdaję sobie sprawę, jak wielkim jest w Polsce wyróżnieniem. Mam dopiero 23 lata... A do Prezydenta nie poszedłem, bo chciałem mieć dwa dni dla siebie. Przepraszam kibiców, bo mam wyrzuty wobec nich, że źle zrobiłem. Wierzyłem, że te dwa dni wolne pomogą mi wygrać niebawem jakiś ważny mecz. Musiałem tak postąpić.

Tak jak po sezonie zdecyduje pan, by odejść do Włoch?
To nadal sprawa otwarta. Nie wiem, czy to będzie najlepszy moment, ale chciałbym spróbować sił w Serie A. Jak nie wyjdzie, to wrócę do Polski. Jestem tylko człowiekiem i mam przecież prawo sobie nie poradzić. Nie ukrywam jednak, że takie wyzwanie, by grać co tydzień przeciwko wszystkim najlepszym na świecie, bardzo mnie kręci. Myślę, że trenując z najlepszymi, gra się coraz lepiej, z każdą piłką. Zmienia się mentalność, gdy w każdym meczu trzeba walczyć jak o tytuł. U nas takich spotkań jest sześć w sezonie zasadniczym, w innych adrenalina jest jednak mniejsza.

Wypowiada się pan podobnie tak jak gra, z ogromnym spokojem. Najczęściej widać pana ziewającego.
Powiedziałem, gdy wsiadaliśmy w Wiedniu do pociągu (rozmowa odbyła się w Euro City Sobieski, gdy zespół Skry wracał z wygranego 3:2 meczu z aon hotVolleys w Lidze Mistrzów), że musi się pan pospieszyć, bo zaraz idę spać, ale zdążył pan... A czym ja się mam stresować? Decydującą piłką na siatce? Takich dostanę w karierze kilka tysięcy, więc się nie przejmuję. Do każdego ataku podchodzę tak samo. Skończę go albo mnie zablokują. Ważne, bym zrobił wszystko, co się da, by zdobyć punkt.

Na szczęście często się udaje.
Ale nadal może częściej. Wciąż się uczę, by moja kariera nadal tak szybko się rozwijała. Na razie wszystko idzie wspaniale. Gdy pomyślę, ile pokoleń siatkarzy czekało na medal mistrzostw świata, to aż mi ciarki przechodzą. W moim przypadku wszystko idzie szybko. Chciałbym, by tak zostało, aby Polska została na szczycie, a ja grałbym coraz lepiej.