Problem leży nie w tym, że Polsat liczy na pieniądze widzów, a raczej w tym, że nie dopisali sponsorzy - przekonuje Marian Kmita w rozmowie z dziennikiem "Polska The Times".
Dwa lata chodziliśmy po ministerstwach, spółkach Skarbu Państwa, firmach prywatnych też, ale wiadomo, że jak jest kryzys, to biznes prywatny wycofuje się z wielkiego sponsoringu - wyjaśnia szef Polsatu Sport. Jak podkreśla, nie było zainteresowania, zwłaszcza w rządzie. - Wszyscy nas klepali po ramionach, okazywali wielką życzliwość, a potem okazywało się nagle, że nie można wesprzeć imprezy. Odbijaliśmy się od ściany - dodaje.
Jego zdaniem była nadzieja, że grupa spółek Skarbu Państwa wejdzie w sponsoring. Chodziło o spółki, które tradycyjnie wydają pieniądze na siatkówkę i kilka innych. Ich nazwy jednak w wywiadzie nie padają.
Jedna z nich miała zostać nawet sponsorem strategicznym, a w umowie gwarantowała nadanie meczów Polaków na antenie otwartej. Więc dzisiaj nie byłoby sprawy kodowania. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Umowa miała być podpisana w styczniu. Stąd nasze deklaracje i pewność, że najważniejsze mecze mundialu nadamy w otwartym Polsacie. W ostatniej chwili wszystko wyleciało w powietrze - zaznacza Kmita. O spowodowanie tego problemu oskarża byłego już szefa rządu:
Dziś wiem to już na pewno. Za wszystkimi decyzjami o odmowie współpracy spółek Skarbu Państwa z Polsatem przy organizacji turnieju stał osobiście premier Donald Tusk. Nie wierzyłem w tę wersję długo, choć pytano mnie o nią wielokrotnie. Podczas meczu otwarcia na Stadionie Narodowym i potem we Wrocławiu, podczas meczów Polaków rozmawiałem jednak z politykami z wielu frakcji Platformy Obywatelskiej. Tych protuskowych i tych przeciw. Wszyscy potwierdzili - to była jednoosobowa decyzja premiera. Nie pomogły zaangażowanie i życzliwość ministrów Biernata i Karpińskiego.
Na pytanie dziennikarza, czy powodem są związki Polsatu z wywodzącym się z Wrocławia, ta jak Zygmunt Solorz-Żak, Grzegorzem Schetyną, Marian Kmita odpowiada: - Choć to niewiarygodne - na to wygląda.