Urodzony w małej wiosce Klek Grbic był niejako skazany na siatkówkę. Sport ten uprawiał jego ojciec Milos, w przeszłości czołowy zawodnik reprezentacji Jugosławii oraz starszy o trzy lata brat Vladimir.

Reklama

Bracia znacząco różnili się pod względem zachowania na boisku. Vladimir był bardzo żywiołowy, podczas gdy Nikola imponował spokojem i opanowaniem. Fani siatkówki przyzwyczaili się, że nie mają co liczyć zarówno na wybuch gniewu, jak i uśmiech ze strony młodszego z Grbiców podczas meczów, choć kilka odstępstw od tej reguły się zdarzyło. Zahartował go dość surowy styl wychowania wybrany przez rodziców, którzy wiele w młodości przeżyli.

Dziś, jako dorosły człowiek, mogę powiedzieć, że nic mnie nie złamie. Po latach to doceniłem – przyznał w jednym z wywiadów.

Nikola był cenionym rozgrywającym, a Vladimir przyjmującym i liderem w ataku. Przez wiele lat z powodzeniem występowali wspólnie w drużynie narodowej. Kariera młodszego z nich trwała dłużej i ma on na koncie nieco więcej sukcesów. Wywalczył m.in. złoty medal olimpijski w Sydney (2000), a cztery lata wcześniej brąz igrzysk w Atlancie, ale też srebro mistrzostw świata w 1998 roku i brąz 12 lat później oraz sześć medali mistrzostw Europy, w tym złoty w 2001 roku.

Reklama

W jego dorobku są też imponujące osiągnięcia klubowe. Pierwszym jego oficjalnym zespołem był Gik Banat, z którym związał się w 1987 roku. Po trzech latach przeniósł się do Vojvodiny Nowy Sad, w której spędził cztery sezony. Następnie trafił do Włoch i w siedmiu drużynach z tego kraju występował w sumie przez kolejnych 19 lat.

Osiągnął sporo sukcesów w europejskich pucharach. Po Puchar Zdobywców Pucharów sięgnął z Alpitour Cuneo w 1998 roku, a w Lidze Mistrzów triumfował dwa lata później z Sisley Treviso i w 2009 roku z ówczesnym Itas Diatec Trentino. Dotarł też do finału obu tych rozgrywek – w 1999 (PZP) i 2013 (LM) roku. Z Cuneo dodatkowo 12 lat temu zdobył Puchar CEV. Może się też pochwalić m.in. dwoma tytułami mistrza i sześcioma wicemistrza Italii oraz trzykrotnym sięgnięciem po Puchar Włoch.

W 2013 roku przeniósł się do Zenita Kazań, z którym zdobył mistrzostwo Rosji i po tym jednym sezonie zakończył karierę zawodniczą. Liczne sukcesy sprawiły, że w 2016 roku dołączył do siatkarskiej Galerii Sław.

Reklama

Po przejściu na sportową emeryturę nie odpoczywał długo od tej dyscypliny – już jesienią 2014 roku zadebiutował jako trener włoskiego Sir Safety Perugia, ale ta przygoda trwała tylko sezon. W 2015 roku rozpoczął pracę z reprezentacją Serbii, którą później łączył z prowadzeniem Calzedonii Werona. Z obydwoma zespołami pożegnał się w 2019 roku.

Ze swoją drużyną narodową wygrał Ligę Światową (2016), zdobył brązowy medal ME (2017) i zajął czwarte miejsce w (2018). Nie udało mu się wywalczyć awansu na igrzyska w Tokio, ale mimo to informacja o rozstaniu zaledwie na kilka tygodni przed kolejną edycją ME była zaskakująca. Podczas tej imprezy jego rodacy – już pod wodzą Slobodana Kovaca – wywalczyli tytuł.

W maju 2019 roku ogłoszono, że Grbic poprowadzi Zaksę. Było to jego drugie podejście do tego klubu. Po raz pierwszy ówczesny prezes Sebastian Świderski zaoferował współpracę Serbowi - przeciwko któremu w przeszłości nieraz rywalizował na boisku - cztery lata wcześniej, ale wówczas nie doszło do porozumienia.

Były rozgrywający pracował w Kędzierzynie-Koźlu przez dwa sezony. W 2020 roku zdobył mistrzostwo kraju, a poza tym dwukrotnie sięgnął po Superpuchar Polski i raz Puchar Polski. Wywalczone w 2021 roku wicemistrzostwo było pewnym rozczarowaniem, ale zeszło ono na dalszy plan już dwa tygodnie później za sprawą triumfu w LM. To było dopiero drugie w historii zwycięstwo polskiego klubu w najbardziej prestiżowych rozgrywkach w Europie (w 1978 roku Płomień Milowice sięgnął po Puchar Europy Mistrzów Krajowych).

Grbic był chwalony za wyniki, sposób prowadzenia zespołu i wkład w rozwój młodych graczy. Pod jego skrzydłami błyszczał m.in. Aleksander Śliwka, a bardzo duży postęp zrobił Kamil Semieniuk, który w efekcie zadebiutował potem w kadrze, a pod wodzą Serba jest jej podstawowym graczem.

W grudniu 2020 roku poinformowano o przedłużeniu umowy na kolejne dwa sezony, ale Grbic jej nie wypełnił. Po triumfie w LM oficjalnie potwierdzono wcześniejsze spekulacje o jego odejściu. Jako powód podano względy osobiste. We Włoszech przez wiele lat mieszkała jego rodzina - żona Stanislava oraz synowie Matija i Milos, którzy poszli w ślady ojca i trenują siatkówkę. Grbic zapewniał wówczas, że podjęcie decyzji o rozstaniu z Zaksą nie było dla niego łatwe.

Nigdy nie miałem i prawdopodobnie nie będę miał lepszego doświadczenia jako trener od tego, które miałem w Zaksie. Warunki były perfekcyjne, znalazłem +chemię+ ze sztabem i zawodnikami – mieliśmy zaufanie do siebie. Zostawianie tego było naprawdę trudne – zaznaczył.

Dzień później ogłoszono, że poprowadzi Perugię, której zawodnikiem jest reprezentant Polski Wilfredo Leon. Wcześniej trenerem był tam Vital Heynen, którego Grbic zastąpił w roli opiekuna biało-czerwonych.

Już po nieudanych dla Polaków igrzyskach w Tokio pojawiły się głosy, że kontrakt Belga z PZPS nie zostanie przedłużony i ruszyła giełda nazwisk potencjalnych następców. Wśród nich pojawiło się też nazwisko Grbica, a zdecydowanym faworytem został, gdy pod koniec września 2021 Świderski został prezesem krajowej federacji. Jeszcze przed wyborami nie krył on, że chciałby, aby to właśnie Serb został szkoleniowcem mistrzów świata.

Szef włoskiego klubu Gino Sirci długo nie chciał się zgodzić na łączenie przez Grbica obu funkcji. Pojawiła się także kwestia wysokiego odszkodowania, jakie miałaby zapłacić polska federacja. Ostatecznie ogłoszono konkurs na stanowisko trenera męskiej reprezentacji, ale nie ujawniono, kto się do niego zgłosił. Wiele jednak wskazywało, że Serb był w tym gronie. W styczniu oficjalnie potwierdzono, że to on zostanie szkoleniowcem biało-czerwonych. W czerwcu, gdy prowadził Polaków w Lidze Narodów, Perugia ogłosiła, że nie będzie dłużej trenerem tego zespołu.

Początek pracy z polską reprezentacja miał dość udany. Drużyna zajęła trzecie miejsce w Lidze Narodów, ale "po drodze" zdarzyły się jej przykre wpadki jak porażka z Iranem w Gdańsku czy gładka przegrana z USA w półfinale w Bolonii.

Niektóre decyzje personalne Serba można uznać kontrowersyjne, niektórzy wypominają mu się również zbytnie przywiązanie do byłych podopiecznych z Zaksy. Jeśli jednak Polacy wywiążą się z roli faworyta i zdobędą medal najważniejszej imprezy sezonu, w dodatku przed własną publicznością, wówczas wszelkie wątpliwości względem pracy Grbica zostaną rozwiane. Gorzej, jeśli biało-czerwonym się nie powiedzie.

Pierwszy mecz - w piątek w katowickim Spodku z Bułgarią.