W rozpoczynającym się w najbliższy poniedziałek Turnieju Czterech Skoczni (cztery konkursy w Oberstdorfie, Garmisch-Partenkirchen, Innsbrucku i Bischofshofen - red.) wystąpi czterech Polaków. Obok Adama Małysza, powołania od trenera Łukasza Kruczka otrzymali Kamil Stoch, Krzysztof Miętus i Stefan Hula. Biało-czerwoni mają zatrzeć złe wrażenie po ubiegłym roku, gdy nie było zwycięstw, a Małysz salwował się ucieczką przed ostatnim konkursem w Bischofshofen.

Reklama

"Czy zostało mu to w pamięci? Nie sądzę" - mówi były trener Małysza Jan Szturc. "Adam jest bardzo zmotywowany po sezonie letnim. Jego dyspozycja psychofizyczna działa na jego korzyść, ma wyznaczony na ten sezon jeden cel: medal na igrzyskach w Vancouver. Tak naprawdę jest to dla niego chyba jedna z ostatnich szans, by sięgnąć po olimpijskie złoto. Ale jak go nie zdobędzie, to świat też się nie zawali, i Adam zdaje sobie z tego sprawę. A starty w Pucharze Świata to tylko droga do igrzysk" - ocenia trener.

Wpadka w Szwajcarii

Na Turnieju Czterech Skoczni jednak też trzeba się dobrze pokazać. Po igrzyskach czy mistrzostwach świata jest to najważniejsza impreza w kalendarzu. A co najważniejsze – najbardziej opłacalna. Zamiast 10 tys. franków szwajcarskich za zwycięstwo w zawodach PŚ, tutaj w każdym konkursie można zarobić trzy razy tyle. A dla triumfatora jest też premia w postaci samochodu za 30 tys. euro.

Małysz jednak w ostatnim tygodniu formą nie zachwycał - w Engelbergu najwyżej był na ósmej pozycji i wypadł poza pierwszą dziesiątkę Pucharu Świata.

Próbą generalną przed startem w Turnieju Czterech Skoczni ma być występ 26 grudnia na mistrzostwach Polski w Szczyrku. Niestety, zamiast trenować, polscy skoczkowie bezczynnie czekają na zmianę pogody, od wtorku bowiem pada deszcz i wieje silny wiatr.

"W Engelbergu oczekiwania były trochę większe, ale Adam, jak sam przyznał, trochę się pogubił. Do turnieju pozostał jeszcze tydzień i został czas, aby skorygować wybicie. Tak naprawdę to występ na mistrzostwach Polski pokaże, czy Adam jest przygotowany do tej imprezy, czy też nie" - zapewnia Szturc.

Reklama

Podobnego zdania jest także Hannu Lepistoe, z którym Orzeł z Wisły od roku ponownie współpracuje. "Adam jest w dobrej formie. W Szwajcarii wystąpiły pewne problemy z techniką. Głównie wynikały z tego, że zbyt wiele chciał nagle zmieniać. Na razie jednak wszystko idzie w dobrym kierunku i nie powinniśmy się martwić o jego formę, bo ta wciąż rośnie" - uważa fiński szkoleniowiec.

czytaj dalej



Starzy kontra młodzi

Gwiazdą tegorocznego TCS ma być wracający po rocznej przerwie do skakania Janne Ahonen, pięciokrotny triumfator imprezy. W przeddzień zaplanowanych na poniedziałek kwalifikacji przewidziano oficjalną promocję jego książki. – Ale karty na skoczni raczej będą rozdawali Gregor Schlierenzauer i Simon Ammann – uważa Szturc. – Jeśli Adam złapie formę w Szczyrku, to zaprezentuje się dobrze także podczas Turnieju Czterech Skoczni – dodaje Szturc.

"Miejsce na podium na zakończenie imprezy jest realne" - przekonuje Lepistoe. "Jednak wszystko będzie zależało od pogody czy wiatru. Podobnie było w Engelbergu, ten ostatni skok w wykonaniu Adama był całkiem dobry, niestety warunki, w jakich skakał, były znacznie gorsze niż te, w których skakał Ammann czy Schlierenzauer" - uważa Lepistoe.

Skoczka z Wisły będą wspomagać koledzy z ekipy. "Dla Kamila Stocha celem będzie czołowa piętnastka, w przypadku Krzyśka Miętus sprawa jest otwarta. To bardzo młody i bardzo utalentowany skoczek, ale zdarzają się mu jeszcze wahania formy. Raz skoczy fantastycznie, a zaraz znacznie krócej. Ale to jeszcze do wypracowania. Teraz ma nabrać doświadczenia" - ocenia Szturc.

W Niemczech i w Austrii zawsze bogato

200 tys. euro w puli oraz samochód za 30 tys. euro dla zwycięzcy klasyfikacji generalnej Turnieju Czterech Skoczni. Jest to jednak nic wobec nagród finansowych, które zgarnął w 2002 r. Sven Hannawald, który jako pierwszy i jedyny skoczek, zwyciężył we wszystkich czterech konkursach. Niemiec otrzymał wówczas premię w wysokości 50 tys. euro oraz drugie tyle od telewizji RTL.