Wczoraj zarząd związku debatował o kształcie komisji na nadzwyczajnym zebraniu w Krakowie. Jej skład został jednak uformowany po zamknięciu tego wydania DGP. – Chcemy, by sprawą zajęły się osoby z zewnątrz. Po co mamy być jako związek posądzani o brak obiektywizmu – tłumaczył Grzegorz Mikuła, sekretarz generalny PZN.
Komisja dostanie kilkanaście dni na to, by wyjaśnić, w jaki sposób EPO znalazło się w organizmie Marek, przyłapanej na stosowaniu niedozwolonego hormonu podczas igrzysk w Vancouver. Jakimi narzędziami będzie dysponowała? – Uprawnień prokuratury nie będzie niestety mieć. Na pewno będzie mogła powoływać ekspertów, którzy mogą podzielić się swoją wiedzą o niedozwolonych substancjach w sporcie. Jeśli będzie chciała przesłuchać podejrzanych, to oczywiście to uczyni. I nie wyobrażam sobie, by te osoby miały przed komisją kłamać – mówi Mikuła.
Jedną z podstawowych kwestii do wyjaśnienia jest to, czy Kornelia Marek zażywała EPO świadomie. Początkowo narciarka twierdziła wręcz, że nie brała żadnych zastrzyków. Po tym, jak próbka B potwierdziła, że substancja EPO znajdowała się w jej krwi, zmieniła zdanie. Przyznała, że dostawała zastrzyki dożylne i domięśniowe, ale zarzekała się, że nie miała pojęcia, iż znajdowała się w nich erytropoetyna. Ukraiński fizjoterapeuta opiekujący się Polką w Vancouver, Witalij Trypolski, napisał natomiast w oświadczeniu, że robił Marek zastrzyki, ale na pewno nie z EPO.
Prezes PKOl Piotr Nurowski wie, jak dotrzeć do prawdy. – Trzeba przeprowadzić konfrontację narciarki z fizjoterapeutą i zakończyć tę zmowę milczenia – mówi.
Profesor Jerzy Smorawiński, przewodniczący komisji do zwalczania dopingu w sporcie podkreśla jednak, że już teraz można wyciągnąć sankcje dyscyplinarne wobec Trypolskiego. – EPO można podać tylko dożylnie. Zawodniczka przyznała, że dostawała takie zastrzyki, a fizjoterapeuta, że je podawał. To dostateczny dowód. W dodatku według przepisów antydopingowych infuzja dożylna jest w czasie imprez zabroniona, więc tak czy inaczej przepisy zostały złamane – tłumaczy.
Kornelia Marek została tymczasowo zawieszona przez FIS. Grożą jej co najmniej dwa lata dyskwalifikacji niezależnie od tego, czy ustalona zostanie osoba, która zaaplikowała jej zakazane środki. MKOl prawdopodobnie anuluje wszystkie wyniki Polki z igrzysk olimpijskich. Te ze sztafety, w której biegła z Sylwią Jaśkowiec, Pauliną Maciuszek i Justyną Kowalczyk, również.