Ciężko jest nie tylko Orłowi z Wisły. Płakali kibice, płakał Małysz, płakali dziennikarze - ci z Polski i ci z zagranicy.
"Właśnie takie momenty są dla mnie niesamowite. Wiem, że mam wsparcie w polskich fanach, mediach, ale gdy widzę jak płaczą dziennikarze spoza Polski nie mogę w to uwierzyć. Przez całą karierę czułem ich wsparcie i sympatię" - powiedział dwukrotny wicemistrz olimpijski z Vancouver.
Prawdziwe pożegnanie odbędzie się 26 marca w Zakopanem, ale już w niedzielę w Planicy zawodnicy oddali mu hołd. Szwajcar Simon Ammann i Norweg Tom Hilde zapuścili wąsy, każdy ze startujących w Pucharze Świata podszedł do Małysza i poprosił go o autograf, a firma produkująca dla niego sprzęt przygotowała na tę okazję specjalne narty z napisem "goodbye Adam" na jednej i "thank you" na drugiej.
"Dzisiaj dopiero wyszło ze wszystkich zawodników jakimi są ludźmi. Zaskoczył mnie niesamowicie Tom Hilde, który był zawsze skrytym, a w niedzielę był niesamowicie otwarty. Gdy wszyscy zaczęli podchodzić do mnie przed próbnym skokiem i brać autografy na koszulkach to ja sam nie wiedziałem jak mam się zachować. To było niesamowite i cieszę się, że mogłem startować właśnie z takimi ludźmi" - przyznał Małysz.
Czterokrotny triumfator PŚ przyznał, że w niedzielę na skoczni w Planicy trochę się bał.
"Na górze wiało, a ja po raz pierwszy skakałem na nartach, które specjalnie na ten konkurs były przygotowane. Zawodnik niechętnie bierze sprzęt, którego nie miał jeszcze na sobie, raczej chce go przetestować wcześniej, a tutaj spytano mnie, czy wezmę. Zdecydowałem, że pewnie. To przecież wspaniały prezent. W serii próbnej nie pozwolono nam skakać, więc musiałem od razu w zawodach. Na szczęście było przyzwoicie" - dodał.
Po pierwszej próbie Małysz zajmował trzecie miejsce. Drugą odwołano i jasne się stało, że na podium stanie dwóch Polaków (po zwycięstwo sięgnął Kamil Stoch). Małysz dzięki temu wyprzedził także Austriaka Andreasa Koflera (w niedzielę był 23.) w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata i znalazł się na trzeciej pozycji, a Polska w Pucharze Narodów także awansowała na trzecią lokatę.
"Czy można sobie wymarzyć lepsze zakończenie kariery? Dla mnie było perfekcyjnie. Opatrzność nad nami czuwała i na koniec szczęście nam sprzyjało" - ocenił. Wspomniał, że był przygotowany na oddanie kolejnego skoku.
"Byłem nastawiony na to, że będzie druga seria. Narty przetestowałem i byłem gotowy. Wiem, że zawsze tak jest, że jak zawodnik prowadzi lub znajduje się w czołówce to się już nie chce, ale jeśli się wie, że jest się dobrze przygotowanym, to nie ma takich obaw" - powiedział.
Po raz ostatni na starcie polską flagą przyczepioną na ciupadze machali mu asystent jego trenera Hannu Lepistoe - Robert Mateja i Maciej Maciuszek, ubrany w góralski strój.
"Ta ciupaga była przygotowana dla Hannu. Miał mieć także kapelusz i serdak. Tak ubrany miał mi zamachać po raz ostatni. Niestety, Hannu z powodów zdrowotnych nie było, dlatego na fladze napisaliśmy dla niego podziękowania. Myślę, że jak się wszystko uspokoi, a on nie będzie mógł przyjechać do Zakopanego na moje pożegnanie, ja się wybiorę do Finlandii" - zaznaczył Małysz.
Orzeł z Wisły, czterokrotny mistrz świata, odchodzi ze spokojnym sumieniem. "Cała moja praca, którą wykonałem nie poszła na marne. Moja dyspozycja do samego końca, tak jak sobie to wymarzyłem, była bardzo dobra, ale również mamy następców, mamy zawodników, którzy będą walczyć dalej w Pucharze Świata i przyczynią się do tego, że niejedna łezka nam jeszcze poleci. A ja będę chciał wspierać skoki narciarskie w Polsce, w końcu od 6 roku życia skakałem i na pewno pozostanie mi to we krwi" - podkreślił.
Jednym z symbolów Adama Małysza były jego wąsy. "Czy myślałem o tym, żeby je zgolić teraz? Walter Hofer zapuszcza je mimo, że nie jest mu w tym ładnie, ale szczerze przyznam, że rozważałem, żeby je zgolić, ale teraz przy tej akcji w Zakopanem to chyba będzie głupio wobec wszystkich, którzy je zapuszczają".
Na początek nowej drogi Małysz zapowiedział, że koniec z dietą. "Już jestem głodny, ale nawet nie myślałem o tym, co bym najchętniej zjadł. Zawsze moją ulubioną potrawą była kaczka i barszcz czerwony, a teraz chętnie nawet golonkę zjem. Ale pomalutku, żeby się nie roztyć i wątrobie nie zaszkodzić" - zaznaczył.
Co chciałby przekazać kolejnym skoczkom? "Nie sztuką jest wygrywać, a największą sztuką jest przegrać i się z tego podnieść" - zakończył.