Obserwując panią na kolejnych konferencjach prasowych i słuchając wypowiedzi po wygranych meczach czy turniejach można odnieść wrażenie, że mimo zaledwie 19 lat dobrze się pani odnajduje w takiej roli...

Tak, przyszło mi to właściwie naturalnie. Wiadomo, jak byłam młodsza, to ogromnie stresowałam się przed kamerami. Teraz mam już większe doświadczenie i czuję, że przychodzi mi to swobodnie. Nie jest to rzecz, której musiałam się uczyć. Wiem już po prostu, jak to powinno wyglądać i mam świadomość, że ludzie, którzy tego słuchają lub czytają, chcą szczerości i normalnego podejścia, a niekoniecznie wyświechtanych odpowiedzi.

Reklama

Grono osób, z którymi za sprawą swoich sukcesów ma pani kontakt stale się powiększa. Niedawno dołączyła do niego choćby utytułowana alpejka Mikaela Shiffrin. Zdarza się, że sama jest pani zaskoczona tym, z kim ma teraz styczność?

Tak, mam takie refleksje, że gdyby dwa lata temu zdarzyła się taka sytuacja, to bym nie spała przez trzy noce, bo byłabym tak podekscytowana. Ale teraz też ogromnie się cieszyłam. Akurat jak miałam kontakt z Mikaelą przez chwilę, to moi znajomi wręcz się trochę ze mnie podśmiewywali, że tak bardzo to przeżywam, bo w końcu ona też jest człowiekiem. Ale robi to na mnie ogromne wrażenie, zwłaszcza że jej dokonania śledzę już od dość dawna. Półtora roku temu Daria Abramowicz (psycholożka sportowa, z którą współpracuje Świątek - PAP) pokazała mi narciarstwo alpejskie i wyjaśniła, o co w nim chodzi. Bardzo się cieszę, że mam kontakt z kimś spoza tenisa, bo to nie zdarza się często. I mam nadzieję, że kiedyś poznamy się też osobiście.

Czy marzy pani o tym, by poznać jeszcze jakiegoś innego sportowca?

Jeśli chodzi o sport, to szczerze mówiąc nie mam takiej osoby. Ale chciałabym poznać jakiegoś sławnego muzyka. Kogoś, kto jest z innej branży - bym mogła z nim porozmawiać i porównać, jak funkcjonują profesjonalni sportowcy i piosenkarze. Ostatnio Taylor Swift wydała dwa fajne albumy. Widać, że się rozwinęła - one nie są tak czysto popowe, mam wrażenie, że są głębsze. Zastanawiam się, jak wygląda życie takiej osoby, która faktycznie cały czas jest na świeczniku. To jest inny rodzaj sławy niż u sportowca. O tym mogłabym z nią porozmawiać, ale wiadomo, że to jest trochę nierealne.

Reklama

Z tenisistek ze światowej czołówki miała pani okazję porozmawiać nieco więcej choćby z Japonką Naomi Osaką i Ukrainką Jeliną Switoliną. Czy któraś z nich lub inna zawodniczka przekazała jakąś szczególnie cenną radę?

Jelina zaskoczyła mnie tym, że jest taka otwarta. Niekoniecznie przekazała mi inspirujące rady, ale takie bardziej praktyczne. Rozmawiałyśmy o tym, jak różnią się systemy podatkowe w różnych krajach. Wiadomo, podróżujemy po całym świecie, a każde państwo ma inne zasady. Wyjaśniła mi kilka rzeczy i jestem jej wdzięczna, że podzieliła się ze mną swoim doświadczeniem i wiedzą. Myślę, że niewiele jest tak otwartych osób w zawodowym cyklu. Naomi z kolei zapewniła mnie, że gdybym czegoś potrzebowała, to jak najbardziej mogę na nią liczyć i pytać. Na razie nie było takiej potrzeby i okazji. Zobaczymy, jak to się rozwinie. Na razie sama zdobywam doświadczenie i może to ja będę komuś doradzać...

Zdarzyło się już, że to inne zawodniczki przychodziły po radę?

Nie miałam jeszcze takiej sytuacji. Najłatwiej mnie spotkać w turniejowym cyklu, a tam nie ma jeszcze o wiele młodszych tenisistek. Ale widzę często w mediach społecznościowych jak ludzie pytają o coś. Wiadomo, każdemu nie odpowiem, ale mam nadzieję, że kiedyś będę miała możliwość wykorzystania swojej platformy, by uświadomić nieco młodych zawodników.

Czy wraz z sukcesami pojawili się wokół pani "nowi przyjaciele"? Albo przypominały o sobie osoby, których od dawna nie było w pani życiu?

Jestem osobą, która porusza się w gronie zaufanych osób i nie dopuszczam wręcz do siebie ludzi, co do których mam wątpliwości. Pomaga mi też to, że jestem raczej introwertykiem - wtedy czuję się lepiej, bezpieczniej. Ale zobaczymy, jak to się potoczy. Przekonam się pewnie po czasie.

Jako introwertyczka marzy pani czasem o bezludnej wyspie?

Tak, szczerze mówiąc to teraz na tourze, przy wymagającym okresie gry pomyślałam sobie, że mogłabym pojechać na nią na tydzień i nie myśleć o sporcie przez chwilę. Ale na dłużej już nie, brakowałoby mi trenowania. To nie jest konieczność, ale takie coś, co przyjemnie byłoby zrobić. Na pewno będę miała czas, żeby odpocząć np. po igrzyskach w Tokio albo po zakończeniu sezonu. Myślę, że będę wtedy z tego czerpać garściami.

Nieraz w kontekście bezludnej wyspy pojawia się pytanie o np. trzy rzeczy, które dana osoba by ze sobą na nią zabrała...

U mnie na pewno byłyby to puzzle, a poza tym słuchawki... albo nie, głośnik i... Nie wiem, co byłoby trzecią rzeczą. Pewnie coś sentymentalnego.

Według statystyk na stronie WTA ma pani na koncie 120 wygranych meczów i 34 przegrane. Podobno więcej uczymy się na porażkach. Ma pani poczucie, że całościowo więcej one dały niż zwycięstwa?

Ciężko odpowiedzieć, bo to inny rodzaj doświadczenia. Uważam, że jedno i drugie jest potrzebne. Na pewno ogromnie dużo dał mi French Open, bo pokazał jak to jest wygrać taki turniej w ogóle. Teraz uczę się tego, co poprawić.

Za niespełna trzy miesiące skończy pani 20 lat. A na ile czuje się pani mentalnie?

To zależy. Prywatnie na tyle, ile mam, a zawodowo na 25. Uprawiając profesjonalnie sport szybciej się dojrzewa. Myślę, że każdy ma w sobie wewnętrzne dziecko i fajnie je czasem dostrzec. Jestem osobą, która je bez wątpienia dostrzega. Jest we mnie wiele napięcia, a warto się czasem rozluźnić. Mam wokół siebie osoby, z którymi czuję się swobodnie i mogę wówczas to wewnętrzne dziecko uwolnić. A to jest najważniejsze.