Korona Kielce miała decydować o obliczu ekstraklasy, a tymczasem stanąła na krawędzi upadku. Główny inwestor, który - jak sam mówi - z prywatnej kieszeni wydał na Koronę 40 milionów złotych, chce zdecydowanie odciąć się od posądzeń o korupcję i kupowanie meczów.
Przed wczorajszą konferencją prezes Klicki był nieosiągalny dla mediów. Wszystko co miał do przekazania spokojnie ogłosił na spotkaniu z dziennikarzami, które odbyło się w hotelu "Łysogóry". Właściciel holdingu Kolporter SA wyglądał na zmęczonego i przybitego, kilka razy załamał mu się głos.
"Rzeczywistość okazała się brutalna. Po informacjach z wrocławskiej prokuratury jestem zdruzgotany. Jako właściciel, pracodawca i zagorzały kibic piłki nożnej byłem oszukiwany. Ta sytuacja jest moją osobistą porażką" - czytał swoje oficjalne oświadczenie Klicki.
Dwie godziny później, po zakończeniu treningu pierwszej drużyny to samo oświadczenie odczytał piłkarzom prezes Adam Żak. "Ktoś dał nam znać już w czasie zajęć, co dalej z nami będzie. Na razie powiedziano nam, że latem wszyscy trafimy na listę transferową, a do końca tego sezonu klub będzie dalej finansowany zgodnie z planem" - mówił Marcin Drzymont, który już raz w życiu był zawieszony przez kielecki klub za podejrzenie udziału w kupowaniu meczów przez Zagłębie Sosnowiec.
Teraz władze Korony zawiesiły Jakuba Zabłockiego, Hermesa i Sławomira Rutkę, z którymi wczoraj rozwiązanywano kontrakty. "Miałem do wyboru: trenować tylko w młodej ekstraklasie albo odejść za porozumieniem stron. Muszę wyżywić rodzinę, więc odszedłem. Czuję się jednak skrzywdzony. W sezonie, którego dotyczą zarzuty, strzeliłem 12 goli i nie czułem, aby ktoś pozwalał mi je zdobywać. Nie składałem się z kolegami na łapówki dla sędziów. Że coś takiego miało miejsce dowiaduję się dopiero teraz, do mnie nikt po kasę nie przychodził" - mówił "Dziennikowi" Zabłocki, który 5 lat temu, gdy Korona w trzeciej lidze korumpowała sędziów, miał 18 lat.
Stronę trzech zawieszonych kolegów, jedynych którzy pozostali w klubie od trzeciej ligi, wzięła reszta drużyny, która protestowała przed meczem z Legią przeciwko ich zawieszeniu. Ten fakt przypomniał wczoraj Krzysztof Klicki: "Zatrzymanie osób działających w Koronie to było za mało, żeby mnie zniechęcić. Bardziej boli mnie obecna atmosfera wokół nas i całej polskiej piłki. A także komentarze, że o wszystkim musiałem wiedzieć. I ostatnie zachowanie pierwszej drużyny i jej sztabu trenerskiego. Mógłbym zostać w futbolu i znów spróbować wszystko od nowa wyczyścić, jak na początku, a potem zacząć budować, ale mam obawy, czy za kilka lat znów nie będę musiał się tłumaczyć. Na razie mam dość. Nie chcę mieć z tym wszystkim nic wspólnego. Latem będę chciał sprzedać klub" - mówił Klicki.
Stanowczo twierdził, że zdania nie zmieni i nawet jeśli pojawi się jeszcze na stadionie ("Kocham Koronkę, w sercu dalej jej kibicuję" - mówił), to nie jako główny sponsor. Uważnie słuchając słów Klickiego można jednak było dostrzec pewną małą furtkę, którą sobie pozostawił...
"Jeśli nie będzie inwestora, latem wszyscy zawodnicy trafią na listę transferową. Aktualnych zobowiązań dotrzymam. Szefowie klubu muszą się teraz martwić, jak załatać budżet na kolejny rok. Akcji tak po prostu nie oddam, bo czuję się odpowiedzialny za klub" - mówił Klicki, wzywając władze Kielc do wywiązania się z deklaracji, że nie zostawią Korony.
Radni miejscy są zaniepokojeni tym bardziej, że to za ich pieniądze powstał piękny stadion. Bez wsparcia Kolportera ciężko będzie sprawić, by grał tam pierwszoligowcy zespół. Zwłaszcza, że na lepszych zawodników latem znajdą się chętni i ci odejdą do innych klubów. "Za wcześnie zastanawiać się, co będzie po sezonie. Myślę o tym, co jest teraz, a sytuację mamy ciężką. Chcemy odciąć się od tego wszystkiego i myśleć tylko o grze, ale wiem, jak o to trudno, bo sam miałem w ostatnich dniach kłopoty z normalnym funkcjonowaniem. Ciężko też zmotywować zespół, gdy wszyscy mają spuszczone nisko głowy" - mówił trener Jacek Zieliński.
W sobotę Koronę czeka mecz przeciwko ŁKS. Kieleccy kibice zamierzają w komplecie wypełnić trybuny i przeprowadzić akcję mającą zachęcić prezesa do zmiany decyzji.