Już 51 osób ma postawione zarzuty w wielkiej aferze w polskiej piłce nożnej. Podejrzanych ścigają policjanci ze specjalnej grupy do zwalczania korupcji z Wrocławia i Opola. Funkcjonariusze pojawiają się u skorumpowanych sędziów, działaczy, piłkarzy o świcie.

Niektórzy podejrzani przeczuwają, co może ich spotkać. Największe wrażenie na śledczych zrobił dotychczas Marcin Ż. Były prezes Piasta Gliwice uciekł przed nimi na dach. "Żona poinformowała jednego z naszych funkcjonariuszy, że nie ma go w domu. W tym czasie nasz człowiek wypatrzył podejrzanego na dachu" - mówi jeden z policjantów.

Marcin Ż. nie przyznał się do tego, że chciał dać nogę. Utrzymywał, że chciał naprawić antenę telewizyjną. Zupełnie inaczej zachował się inny prezes, Wojciech K., po którego funkcjonariusze przyjechali po bankiecie. Były szef Zawiszy Bydgoszcz zapytał policjantów, czy może wpaść na chwilę do domu i wziąć rzeczy osobiste. Dostał pozwolenie.

Zachowania niektórych przypominają kabaret. Jeden z ligowych arbitrów tak się bał zatrzymania, że codziennie około szóstej rano wychodził z domu na dwugodzinny spacer z psem. Któregoś dnia wrócił do mieszkania, a tam już czekali na niego śledczy.

Nie zawsze policjanci są tak niemile widziani. Jeden z arbitrów ligowych ucieszył się, kiedy funkcjonariusze przyjechali po niego! "Już nie mogłem się was doczekać. Cieszę się, że wreszcie jesteście" - rzucił w ich kierunku, gdy przyszli zabrać go do wrocławskiej prokuratury.

Niektórym dopisują humory i są bezczelni. Drugoligowy arbiter z Poznania Maciej H. na pytanie, jakie mecze ustawiał, stwierdził, że ostatnio to było spotkanie Ligi Mistrzów! Inny z podejrzanych, sędzia Jarosław P., był doskonale przygotowany na wizytę policjantów. Nie zapomniał zabrać ze sobą do prokuratury zdjęcia rentgenowskiego kręgosłupa szyjnego. Chciał w ten sposób uniknąć ewentualnego aresztu.

Niektórzy z podejrzanych są wyrywani z błogiego snu. Kiedy policjanci przyjechali po Marka K. z Piekar Śląskich, ten otworzył im drzwi w szlafroku, bo dopiero się obudził. Dostał więc chwilę na ubranie się. Sędzia Artur Sz. z Krakowa został z kolei zatrzymany z tak wielką torbą, jakby miał uciec na koniec świata. "Byłem tylko w jednodniowej delegacji" - tłumaczył się, a teraz siedzi we wrocławskim areszcie.

19 miesięcy - tyle minęło od zatrzymania Antoniego F. i Mariana D., oskarżonych o przyjęcie łapówki w wysokości 100 tysięcy złotych. Od tego czasu zaczęła się fala zatrzymań w polskiej piłce. Do tej pory zatrzymano 41 osób. Poza tym 10 podejrzanych zgłosiło się samych, ale ich nazwiska nie zostały podane do wiadomości publicznej. A prezes PZPN Michał Listkiewicz twierdził publicznie, że w polskiej piłce jest jedna "czarna owca"...