O założonym 130 lat temu cmentarzu Evergreen mówi w dobrych słowach, że to "przestrzeń dla każdego, wypełniona siecią dróg, o różnorodnych elementach krajobrazu, tworząca małą oazę wytchnienia od zgiełku miasta. Pajęczyna ścieżek w szpalerach drzew pozwala na permutacje pętli". Ale też narzeka, że "duch miasta i rozrastające się przedmieścia Toronto wkraczają coraz śmielej w ciche alejki. Ryk pobliskiej autostrady numer 401 i jeszcze bliższego centrum handlowego Walmart nigdy nie cichnie, poza chwilami, gdy ginie w hałasie maszyny do odgarniania liści lub silników przelatujących tędy samolotów".
Whitlock mieszka dwie przecznice od cmentarza, na którym wykonuje wszystkie treningi. Codzienne rozruchy, zajęcia nad poprawą szybkości, długie, zazwyczaj trzygodzinne bieganie na odmierzonych pętlach, zmieniających się w zależności od tego, gdzie pracują służby porządkowe i grabarze. Czasami filigranowy zawodnik, ważący około 50 kilogramów, usłyszy od nich, aby się tak mocno nie forsował, bo dołączy do grona stałych rezydentów nekropolii.
6 marca Ed Whitlock obchodził 80. urodziny. Miesiąc później, w Rotterdamie, z trasą długości 42 km 195 m uporał się w 3:25.43 i został liderem światowej listy 80-latków. 16 października pobiegł jeszcze szybciej. W Toronto uzyskał 3:15.54. Jest pierwszą osobą, która po ukończeniu 70. roku życia pokonała maraton w czasie poniżej trzech godzin - 2:59.10 w 2003 roku. W sumie do niego należy 10 rekordów świata w kategoriach wiekowych od 65 do ponad 80 lat na dystansach od 1500 m do 42 km 195 m.
Whitlock urodził się w Londynie. Już w młodości ujawnił się jego biegowy talent. Będąc w liceum milę (1609 m) pokonał w 4.31. Karierę lekkoatlety przerwała mu na studiach kontuzja ścięgna Achillesa, która ciągnie się za nim do dzisiaj. W wieku 21 lat, zdobywszy dyplom inżyniera górnictwa, przeniósł się za chlebem do Kanady.
Zamieszkał w Quebecu. Gdy miał 41 lat, jego żona dowiedziała się, że miejscowy klub biegacza szuka trenera. W dobrej wierze wyjawiła, że "mąż kiedyś biegał i o tej dziedzinie wie wszystko, więc mógłby prowadzić zajęcia".
"Nie byłem tym zadowolony, bo po pierwsze, nic nie wiedziałem o bieganiu, a po drugie, nigdy nie chciałem być trenerem" - zaznaczył Whitlock, wracając pamięcią do tamtych lat.
Jednak zdecydowano się na niego. Kiedy przyszedł na zajęcia, nikt nie zwrócił na niego uwagi. "Stałem oparty o płot. Pomyślałem sobie, że mógłbym trochę potruchtać po bieżni. To musiał być niezły widok, bo 40-letni staruszkowie w tamtych czasach raczej nie kwapili się do wysiłku. I tak pojawiałem się na treningach, biegałem sobie i w ten sposób wróciłem do tej formy ruchu. To się po prostu stało" - wspomniał Whitlock, który w wieku 48 lat ustanowił rekord życiowy w maratonie wynikiem 2:32.23.
Od 10 lat mieszka w Milton, prawie 50 kilometrów od centrum Toronto. "Trenowanie w mieście to walka o przetrwanie. Kierowcy wydają się celować w ciebie na drodze. Biegałem też po okolicy, w stronę wodospadu Niagara, ale miałem dość psów. Coraz bardziej przekonywałem się do najlepszego miejsca na odbywanie treningów jakim jest cmentarz" - wyjawił w jednym z wywiadów.
Trzyma się z dala od lekarzy. Ostatni raz aspirynę zażył w czasie II wojny światowej. Jego wuj Arthur był najstarszym człowiekiem w Wielkiej Brytanii. Zmarł w 2000 roku mając 108 lat. Whitlock ma nadzieję, że w tym wieku będzie mógł jeszcze pokonać maratoński dystans.