Szkoleniowiec amerykańskiej drużyny zdaje sobie sprawę, że nie wszyscy piłkarze z zagranicy mogą poważnie traktować ligę MLS. Przez klub przewinęło się wielu graczy, którzy do Ameryki przyjechali tylko po pieniądze. Większych ambicji nie mieli. "Nie kupujemy kota w worku. Widzieliśmy mecze Frankowskiego na wideo. Jako piłkarz zrobił na mnie wrażenie. Ale to nie wystarczy" - mówi DZIENNIKOWI Hamlett.

Reklama

"Na wideo nie możesz poznać charakteru człowieka. Jego podejścia do naszej ligi, do zawodu, do innych ludzi. Dopiero po tym, gdy zorientowaliśmy, jaki on jest poza boiskiem, zaprosiliśmy go na zgrupowanie" - dodaje szkoleniowiec.

W miejscowej prasie pojawiły się komentarze, że Frankowski został sprowadzony tylko dlatego, aby przyciągnąć na stadion miejscową Polonię. Hamlett zaprzecza. "Naszym celem numer jeden jest wzmocnienie tej drużyny. Nieważne, Polakiem, Meksykaninem czy Francuzem" - twierdzi trener. "Muszę sprowadzać po prostu dobrych piłkarzy i jednocześnie dobrych kompanów, którzy pójdą gdzieś z kolegami po meczu. Taka polityka wszystkim tu odpowiada. Tomasz do niej pasuje" - tłumaczy Hamlett.

W środę Frankowski rozpoczął treningi z Fire na Florydzie. 33-letni napastnik zrobił spore wrażenie na zawodnikach Chicago. Obok Ghanijczyka Patricka Nyarko, wybranego z numerem siedem w tegorocznym drafcie, jest pewniakiem do gry w ataku. Pozostali napastnicy mieliby problem ze strzelaniem goli w polskiej lidze. Chris Rolfe ciągle narzeka na jakieś kontuzje.

Reklama

Chad Barrett tylko z twarzy przypomina Wayne'a Rooneya. Z kolei urodzony w Berkeley Calen Carr bardziej nadaje się na studenta niż na zawodowego piłkarza. "Po to nam między innymi Frankowski, aby poduczył trochę tych młodych chłopców" - mówi Hamlett.

Według gazety "Chicago Tribune” Frankowski jest witany niczym ponad pół roku temu Marcelo Salas. Chilijczyk potrenował z Fire kilka dni. Zbytnio się nie wysilał, ale i tak dostał do podpisania umowę opiewającą na ponad milion dolarów rocznie - przypomina DZIENNIK.

Różnica między Frankowskim a Salasem polega jednak na tym, że Polak nie może liczyć na milion dolarów. Chyba na pół miliona też nie. Paolo Wanchope (zarabiał 267 tysięcy dolarów rocznie) oraz Chris Arnas (225 tysięcy dolarów) zakończyli już kariery i odciążą nieco budżet, ale szefowie Fire nie są rozrzutni.

Reklama

Obowiązuje ich limit płacowy, który dla całej drużyny wynosi w sumie 2,3 mln dolarów. Wprawdzie każdy klub MLS zgodnie z "prawem Beckhama” może zgłosić piłkarza, którego tylko 400 tysięcy dolarów rocznej pensji będzie wliczone do limitu płacowego, ale w Chicago już jeden taki milioner jest - Cauhtemoc Blanco (2,6 mln dol. rocznie).

"New York Red Bull ma dwóch piłkarzy, którzy korzystają z <prawa Beckhama>. My też moglibyśmy mieć dwóch takich, ale na razie nie chcemy. Za bardzo dbamy o dobrą atmosferę" - powiedział DZIENNIKOWI jeden z dyrektorów Chicago Fire.