O zwolnieniu "Jabłuszko" dowiedział się przed treningiem. Do klubu przyjechał jeszcze uśmiechnięty i o niczym nie wiedział. "Do tej pory cieszyłem się dużym zaufaniem szefów drużyny, więc chyba nadal tak jest" - przekonywał dziennikarzy po przegranym meczu z Groclinem.
Jabłoński liczył, że nadal będzie prowadził drużynę, pomimo pojawiających się spekulacji na temat jego odejścia. "Ten zespół ma spory potencjał. Potrzebujemy trochę czasu, by to poukładać" - mówił "Faktowi" na kilka dni przed swoim zwolnieniem.
Jeszcze w sobotę wieczorem Jabłoński spotkał się z właścicielami zespołu i wspólnie omawiali mecz z wiceliderem z Grodziska. "Pan Jabłoński musi wykonać pracę domową. Zobaczymy, jakie będą efekty" - powiedział w rozmowie z "Faktem" Algimantas Breikstas. Nie wiadomo, o co chodziło litewskiemu właścicielowi ŁKS-u, kiedy mówił o "pracy domowej". Ale już wtedy kibice spodziewali się, że trener zostanie zwolniony.
"Mam żal do szefów, że nie pozwolono mi popracować z zespołem do końca sezonu. Ta drużyna będzie grała lepiej. Zimą otrzymałem propozycję z czołowego klubu drugoligowego, ale postanowiłem zostać w Łodzi" - mówi były już trener. Dodaje jednocześnie, że chciałby pojawiać się na meczach ŁKS jako kibic. "Nie wiem jednak, czy będę tu mile widziany przez niektóre osoby" - rzucił na pożegnanie.
Miejsce Jabłońskiego zajął Marek Chojnacki, który jeszcze w sobotę zaklinał się, że nie obejmie zespołu. "Poprowadzę drużynę w czwartkowym meczu z Zagłębiem, a później zobaczymy " - stwierdził teraz nowy szkoleniowiec.