Janusz Filipiak to człowiek znany w całej Polsce. Jest profesorem krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej, autorem kilku książek informatycznych wydawanych na Zachodzie, a także założycielem, prezesem zarządu i największym udziałowcem firmy informatycznej ComArch. Jego żona, Elżbieta, jest właścicielką znanej krakowskiej restauracji Wierzynek. Kilka lat temu spełnił swoje młodzieńcze marzenie – zainwestował w ulubioną Cracovię.

Reklama

"Jestem we Włoszech w interesach, ale przylecę z Rzymu do Krakowa prosto na mecz" - zapewniał jeszcze w piątek boss Cracovii. Na spotkanie z Koroną Kielce jednak nie dotarł. W sobotę o godzinie 15. na lotnisku w podkrakowskich Balicach zatrzymała go krakowska policja. Wcześniej zatrzymano również pozostałych dwóch członków zarządu Cracovii, Jakuba Tabisza i Rafała Wysockiego, a także byłego prezesa klubu Pawła Misiora. Siedziba zarządu klubu została przeszukana przez policję. Zabezpieczono olbrzymią liczbę dokumentów, które przewieziono do krakowskiej prokuratury.

W trakcie meczu niewiele osób znało powód tajemniczej nieobecności Filipiaka, kibice ze zdziwieniem spoglądali jedynie na jego pusty fotel na loży honorowej. Dopiero po spotkaniu plotki zaczęły roznosić się w zawrotnym tempie. Najpierw spekulowano, że profesor przesłuchiwany jest przez wrocławską prokuraturę, potem okazało się, że chodziło o coś zupełnie innego. Filipiak został zatrzymany w związku ze sprawą byłego piłkarza „Pasów” Pawła Drumlaka. Oficjalnie potwierdził to w TVP minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski, który zdradził, że sprawa dotyczy podrobienia dokumentu, działania na szkodę wierzyciela i przestępstwa karno-skarbowego. "Chodzi o rozbieżności między zapisami kontraktu, a jego realizacją" - stwierdził minister.

Jak poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie Bogusława Marcinkowska, Janusz Filipiak po przesłuchaniu został zwolniony do domu. Zastosowano wobec niego środek zapobiegawczy w postaci poręczenia majątkowego w wysokości 100 tys. zł. Biznesmen nie przyznał się do stawianych mu zarzutów i złożył wyjaśnienia. Za zarzucane mu czyny grozi do pięciu lat więzienia.

Prokuratura postawiła zarzuty również trzem pozostałym zatrzymanym w sobotę działaczom, którzy dodatkowo usłyszeli zarzut usiłowania oszustwa poprzez sporządzenie aneksu do kontraktu Drumlaka z jego podrobionym podpisem i posłużenie się tym dokumentem w PZPN. Żaden z działaczy Cracovii nie przyznał się do winy, wszyscy złożyli wyjaśnienia. Po przesłuchaniu zostali zwolnieni za poręczeniem majątkowym w wysokości 20 tys. zł.

O co w ogóle chodzi w sprawie Drumlaka? Barwy „Pasów” ten piłkarz reprezentował od sezonu 2004/2005. W zeszłym roku Cracovia wystąpiła do Wydziału Gier PZPN z wnioskiem o rozwiązanie umowy pod pretekstem, że zawodnik wielokrotnie naruszył dobre imię klubu. Zarzucono mu także symulowanie kontuzji, unikanie treningów i bardzo słabą grę. Klub informował, że wysokość kontraktu Drumlaka w Cracovii wynosiła ponad 30 tysięcy złotych miesięcznie i była najwyższa w zespole.

"Nie komentuję sprawy. Niech zajmie się tym prokuratura" - odparł zapytany o konflikt z Cracovią Drumlak. "Chciałem jedynie przypomnieć, że mój kontrakt został rozwiązany z winy klubu" - dodał w rozmowie z „Dziennikiem” zawodnik, który na temat swojej sprawy przygotował specjalny komunikat dla mediów.

Reklama

Napisał w nim, że złożony przez Cracovię wniosek o rozwiązanie kontraktu z winy zawodnika został w całości oddalony. A Wydział Gier orzekł, że kontrakt został rozwiązany z winy klubu, który nie wypłacał Drumlakowi należnego wynagrodzenia, a także szykanował go oraz nie zapewnianił mu warunków do uprawiania sportu. Zawodnik walczy teraz w PZPN o wypłatę zaległego wynagrodzenia oraz odszkodowanie. Tu też związek stoi po jego stronie.

W sprawie pojawia się też wątek tzw. lewej kasy. Piłkarz miał mieć ustną umowę z klubem, że część wynagrodzenia będzie otrzymywał „pod stołem”. Drumlak miał dług wobec swojego menedżera, który chciał ściągnąć pieniądze z zarobków piłkarza w Cracovii. Dlatego Drumlak ustalił z klubem, że jego zarobki zostaną oficjalnie zmniejszone, a resztę pieniędzy otrzyma nieoficjalnie. Jego zdaniem klub nie wywiązał się z tej umowy.

Filipiak wczoraj był nieuchwytny, ale jeszcze kilka tygodni temu mówił nam o tej sprawie. "Cracovia jest tu biedna, bo on był naszym piłkarzem tylko przez chwilę" - przyznał Filipiak. "Wiedząc, jaki to jest człowiek, chcieliśmy się go konsekwentnie pozbyć. Nie dopuściłbym do tego, by Cracovia komukolwiek płaciła lewą kasę, natomiast Drumlak ma na sumieniu bardzo wiele spraw. Jeżeli ja mam ewidentnie złego pracownika, to prawo pracy pozwala mi go zwolnić. Natomiast okazuje się, że Drumlak jest „niezwalnialny”. Jak się go wyrzuci, to jeszcze rozrabia. Drumlak jak chciał podpisać kontrakt, to grał bardzo ładnie. Gdy go podpisał, to przestał przejmować się klubem, grą, piłką, zaangażowaniem. Zaczęło się znikanie. Chcieliśmy zawrzeć z nim ugodę, żeby uniknąć tego syfu medialnego, sądów, pomówień. Dla Drumlaka porozumienie warte było milion dwieście tysięcy złotych. Jeśli pan wie, że ktoś jest kombinatorem i cwaniakiem, a pan mu za to tyle zapłacić, to nie jest pan szczęśliwy. Drumlak mówił wam, że dostał 274 tys. i czeka jeszcze na 375 tys. plus odsetki? To nieprawda. Pokażę wam kwity na jeszcze 880 tysięcy złotych, których się domaga" - denerwował się Filipiak na zachłannego piłkarza. Nie wiedział wtedy jeszcze, że on - szanowany biznesmen i naukowiec trafi przez to do aresztu. Cracovia to nie pierwszy klub narzekający na Drumlaka (podobne problemy miał w Pogoni Szczecin i Zagłębiu Lubin) - jednego z niewielu polskich piłkarzy z wyższym wykształceniem. Ekonomicznym...

Oświadczenie Janusza Filipiaka

„W sobotę, po powrocie z delegacji zagranicznej zostałem zatrzymany przez policję na lotnisku w Balicach. Przyczyną zatrzymania była sprawa konfliktu z byłym piłkarzem Cracovii Pawłem Drumlakiem. Przedstawione zarzuty w żaden sposób nie dotyczą ComArch ani afery korupcyjnej w polskim futbolu. Postawione zarzuty to wyłącznie sprawy opisane w mediach kilka miesięcy temu. Sam sposób zatrzymania był niewspółmierny do zarzucanych mi oficjalnie przez Prokuraturę czynów - zostałem zakuty w kajdanki na lotnisku i odwieziony do aresztu. Zatrzymanie odbyło się o godzinie 14.35 w sobotę, następnie przetrzymano mnie w areszcie i o 3.00 w nocy w niedzielę doprowadzono na przesłuchanie. Po przesłuchaniu, w trakcie którego nie przedstawiono mi żadnych dowodów mojej rzekomej winy zostałem zwolniony o godzinie 6:00 nad ranem”.