Z Bellem spotkał się pan na konferecji prasowej. Groźny jest?

A skąd, bardzo spokojny człowiek. Troszeczkę niższy ode mnie. Powiedzieliśmy sobie "hello" i tyle.

Co pan o nim wie?

Potrafi uderzyć, właściwie to solidnie przywalić. W ogóle facet lubi bijatykę, czyli typowo amerykański boks.

Reklama

Pan nie chce iść na wymianę ciosów jak w walkach z Paulem Briggsem?

Nie ma mowy. Nie będzie mordobicia. Będę walczył w dystansie i spokojnie poszukam okazji, żeby go skontrować. Mamy walczyć na moich zasadach, nie jego.

Jakie są słabe strony Bella?

Ma przestoje, czyli sam zaprasza do tego, by go zaatakować. Na dodatek nie wie, jak boksować z Europejczykiem, bo nigdy nie zmierzył się z kimś, kto walczy w typowo europejski sposób. Pewnie z nikim takim nawet nie sparował. Zobaczymy, jak na to zareaguje.

To co pan przygotował na Bella?

Reklama

Mam mocną rękę i będę nią kłuł. Czyli zrobię dokładnie to, co zrobiłem w walce z Pinedą w Katowicach. Szybki lewy prosty, szybkie nogi, dobre poruszanie się w ringu. Z Andrzejem Gmitrukiem trenowałem to od 1999 r. i najlepiej się w tym czuję. Najważniejsze, żeby walka była ładna, żeby podobała się kibicom.

Po przejściu do wagi junior ciężkiej jest pan silniejszy. A co z szybkością?

Treningi były bardzo ciężkie, a czuję się bardzo lekko. Czyli jestem w super formie. Limit w wadze junior ciężkiej to 90,700 kg. Rano ważyłem 91,200. Do walki spokojnie wszystko zrzucę.

Jak bardzo pokrzyżowała panu plany porażka z Chadem Dawsonem, jedyna w karierze?

Porażka wcale nie oznacza końca kariery. W Ameryce bokserzy przegrywają, a dostają kolejne wielkie pojedynki. Gdybym wygrał z Dawsonem, walczyłbym o mistrzostwo świata w wadze półciężkiej. I pewnie do dziś byłbym w tej wadze, czyli cały czas musiałbym się odchudzać. A z wiekiem staje się to coraz trudniejsze. Nie wiem, jak długo bym to wytrzymał.

Gmitruk to bardziej trener czy przyjaciel?

Jesteśmy na "ty", ale zawsze zwracam się do niego z wielkim szacunkiem. Nauczył mnie bardzo dużo, to dzięki niemu stoczyłem kilka dobrych walk. Potrafi przekazać mi swoją wiedzę, a ja mu za to bardzo dziękuję.

Krzyczy, czy spokojnie tłumaczy?

Raczej to drugie. Andrzej nie jest człowiekiem, który wydziera się na zawodnika. I dobrze, dzięki temu się dogadujemy. Wie, że wolę ciszę i spokój.

I dlatego ostatnie dni przed walką spędza pan u siebie w domu w Gilowicach, a nie w hotelu?

Dokładnie. Właśnie leżę na kanapie i oglądam telewizję. Wieczorem, o 9 albo 10, zrobię króciutki trening. Też w domu, bo mam tu salkę treningową. Trochę rozciągania, trochę walki z cieniem, trochę ćwiczeń ze skakanką. Do Katowic pojadę dopiero na dzień przed walką.