"Nie oznacza to, że w kolejnym meczu tamci piłkarze nie wrócą do składu" - mówi Urban, zaznaczając, że klasy sportowej Rogera czy Radovicia nie można podważać, a obniżka formy może przydarzyć się każdemu. Teraz będą musieli jednak wygrać rywalizację z kolegami.

Reklama

Rozumowanie szkoleniowca Legii było proste. Zamiast zawodników, którzy zapracowali sobie na miano gwiazd, ale ostatnio irytowali słabszą postawą, Urban postawił na piłkarzy znanych z charyzmy i charakteru. I każdy z nich zaprezentował się korzystniej, niż teoretycznie lepsi piłkarze. W końcu gra legionistów stała się płynna. Rywale nie mieli tylu okazji do kontrataków po niewymuszonych stratach w środku pola. Spory w tym udział mieli Aleksandar Vuković i Piotr Rocki.

Wydawało się, że czas tego pierwszego w Legii dobiega już końca. Latem Urban zablokował rozmowy na temat przedłużenia kontraktu Serba z polskim paszportem, a Vuković uniósł się honorem i oddał opaskę kapitańską. Przy okazji ogłosił, że chce odejść. Zupełnie stracił formę sportową, brakowało dla niego miejsca nie tylko w podstawowym składzie, ale i w kadrze meczowej. Zmieniło się to przed miesiącem, kiedy z ust Mariusza Waltera usłyszał, że od 1 stycznia może rozwiązać obowiązujący jeszcze przez pół roku kontrakt z Legią. W klubie od razu chcieli podpisać dokumenty, Vuković początkowo też nie miał nic przeciwko temu, ale po konsultacji ze swoim menedżerem doszedł do wniosku, że jest na to za wcześniej. "Do 6 grudnia o tym nie myślę. Koncentruję się na jak najlepszej grze dla Legii, a potem zobaczymy, gdzie będę grał" - stwierdził po meczu ze Śląskiem.

"Sytuacja z Aco jest wciąż taka sama. Chciałbym, żeby został, ale nie ode mnie to zależy" - stwierdził natomiast trener Urban.

Jednak to nie Vuković był bohaterem piątkowego meczu, tylko Maciej Iwański. Rozgrywający Legii rozegrał kolejną popisową partię. Trzy jego zagrania w pierwszej połowie rozstrzygnęły losy meczu. Najpierw Iwański sam skutecznie uderzył zza pola karnego, a później popisał się dwoma znakomitymi podaniami, po których bramki strzelali Takesure Chinyama i Pance Kumbev. Doskonale rozumiał się z napastnikami, świetnie uzupełniał z Vukoviciem, a kilka razy sam szukał okazji do zdobycia kolejnego gola. Tym samym znowu zgłosił akces do drużyny Leo Beenhakkera, który na razie konsekwentnie pomija go wysyłając powołania.

Reklama

"Chyba między nim, a Beenhakkerem jest jakiś problem. Powinien w końcu dostać swoją szansę" - mówi Leszek Pisz. "Czy będzie moim następcą? Mam nadzieję" - dodaje znakomity przed laty rozgrywający Legii.

Leo wie jednak swoje: "Na razie uważam, że wybrałem lepszych zawodników od niego. Gdybym go powołał, musiałbym zrezygnować z Murawskiego, Garguły czy Majewskiego. To nie oznacza, że nie szanuję Iwańskiego" - twierdzi Holender.

Legionista ma dostać powołanie na grudniowe zgrupowanie kadry B, na którym selekcjoner reprezentacji ma przetestować polskich ligowców. Co prawda Iwański wykupił już wczasy w Meksyku, jednak z pewnością stawi się na każde wezwanie Beenhakkera.