Zycie Julii Szeremety po zakończeniu igrzysk olimpijskich w Paryżu uległo wielkiej zmianie. Jeszcze dwa miesiące temu nikt o niej nie słyszał, nikt jej nie znał. Nawet dla kibiców boksu była praktycznie anonimowa, ale po zdobyciu srebrnego medalu olimpijskiego jej życie wygląda zupełnie inaczej niż wcześniej.

Reklama

Szeremeta z wizytą u prezydenta i premiera

Sukces osiągnięty w stolicy Francji sprawił, że dziś Szeremeta jest najbardziej rozpoznawalną polską sportsmenką. W jej blasku ogrzać chcą się nawet najważniejsze osoby w naszym państwie. 21-latka przywykła już do szumu wokół swojej osoby, ale jak sama przyznaje wizyty w Pałacu Prezydenckim i Kancelarii Premiera zrobiły na niej wrażenie.

Moje życie zmieniło się o 180 stopni, ale już zdążyłam się oswoić z nową rzeczywistością. Nie musi mnie nikt szczypać, wiem że to wszystko dzieje się naprawdę. Obie wizyty zapamiętam na długo i były dla mnie sporym przeżyciem. U pana prezydenta Andrzeja Dudy było oficjalnie oraz dostojnie. Natomiast spotkanie z panem premierem Donaldem Tuskiem miało luźniejszy przebieg. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, pożartowaliśmy - mówi w rozmowie z Dziennik.pl wicemistrzyni olimpijska.

Szeremeta nie poczuła mocy ciosu Lin Yu-Ting

Szeremeta w olimpijskim finale przegrała z Lin Yu-Ting. Tajwanka zdobyła złoty medal, a Polce na pocieszenie pozostało srebro. Wokół pięściarki z Azji w Paryżu było sporo kontrowersji dotyczących jej płci.

28-latka w 2023 roku podczas mistrzostw świata w boksie została zdyskwalifikowana. Nie przeszła testów płci. Międzynarodowy Komitet Olimpijski nie uznał jednak wyników badań Światowej Federacji Boksu za wiarygodne i dopuścił Lin Yu-Ting do startu na igrzyskach.

Mimo licznych protestów MKOl nie zmienił swojej decyzji, a zawodniczka z Tajwanu doszła do finału, w którym zmierzyła się z Szeremetą. Całe to zamieszanie z płcią Lin Yu-Ting nie wpłynęło na moje podejście do walki z nią.

Szeremeta przyznała, że nie czuła mocy ciosów rywalki, która mogłaby wynikać z podwyższonego poziomu testosteronu w organizmie Azjatki. W ringu jest adrenalina, wtedy nie czuje się ciosów. Poza tym Lin Yu-Ting boksowała na szybkość i nie starała się mnie mocno trafić. Ja też wielu z nich uniknęłam - opowiada Szeremeta.

Szeremeta czeka na werdykt MKOl, ale nadziei sobie nie robi

Jak się okazało ostatni gong w tej walce jeszcze nie oznaczał końca. Być może ostateczny werdykt poznamy już poza ringiem. Po igrzyskach MKOl poddał Lin Yu-Ting testom hormonalnym. Od ich wyniku będzie zależeć, czy Tajka zachowa złoty medal olimpijski.

Wielkich nadziei sobie nie robię. Nie myślę o tym. Wyniki badań i ewentualną decyzję MKOl poznamy pewnie za kilka miesięcy. Teraz to już na pewno byłoby inne uczucie zostać mistrzynią olimpijską. Zdobyć złoty medal i stanąć na najwyższym podium w czasie igrzysk to jest niesamowite przeżycie. Jeśli zdarzy się tak, że werdykt zostanie zmieniony i tytuł mistrzyni olimpijskiej zostanie mi teraz przyznany to już nie będzie to samo, ale to też byłoby wspaniałe uczucie - twierdzi Szeremeta.

Julia Szeremeta i Michał ignasiewicz / dziennik.pl / Patryk Koch
Reklama

Szeremeta nie prowokuje w ringu

Nasza medalistka olimpijska na rewanż Lin Yu-Ting musi poczekać przynajmniej do marca. Wtedy odbędą się mistrzostwa świata. Jestem gotowa walczyć z nią każdej chwili. Nie ma sprawy - zapewnia Polka.

Szeremeta na razie jednak odpoczywa od boksu i od… diety. Jak przygotowuje się do zawodów to wszystko konsultuje z dietetykiem. W "wolnych chwilach" aż tak restrykcyjnie nie podchodzę do kwestii żywienia, ale staram się jeść zdrowo - zaznacza bokserka, która zdradza, że wagę zbija naturalnie. "Słynne" wanny z gorącą wodą, owijanie się w koce, kołdry i ubieranie w ortalionowe dresy to nie jest jej sposób na pozbycie się zbędnych kilogramów. To jest wyniszczające dla organizmu. W boksie "zawodowym" to przechodzi, bo "waga" jest dzień przed walką. Natomiast u nas w boksie "amatorskim" stajemy na wadze tuż przed pojedynkiem. Dlatego to nie wchodzi w grę. Trzeba to robić naturalnie - wyjaśnia srebrna medalistka z Paryża.

Szeremeta ma charakterystyczny styl boksowania. Znakiem rozpoznawczym naszej zawodniczki są nisko opuszczone ręce i "taniec" w ringu. Dużo osób myśli, że to forma prowokacji lub lekceważenia przeciwniczki Nic z tych rzeczy. Ja zawsze walczyłam w ten sposób. Taki mam styl, w nim czuje się najlepiej, jestem szybka i dynamiczna. Kiedy bije z dołu te ciosy są niewygodne i rywalki często nie wiedzą skąd grozi im niebezpieczeństwo - mówi rozmówczyni Dziennik.pl.

Szeremecie raz zrobiło się ciemno przed oczami

Boks to sport bardzo kontaktowy i nadal wielu uważa, że nie dla kobiet. Szeremeta zdradza, że jeszcze nie wie, co to nokaut. Jak do tej pory tylko raz tak mocniej oberwałam. Na mistrzostwach Europy po jednym z ciosów na chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami - wspomina medalistka olimpijska.

Szeremeta w treningach korzysta z pomocy mężczyzn. Czasem sparuje z panami. Zdarza się, że wtedy jej przeciwnicy mają problem z zadaniem ciosu kobiecie. Co wtedy? Nie oczekuje taryfy ulgowej. Mówię do nich "no bij" - śmieje się młoda pięściarka.

W tej chwili pewne jest, że mimo milionowych ofert nie zobaczymy Szeremety we freak-fightach. Nie zmienią tego nawet największe pieniądze. Chcę iść drogą czysto sportową. Staram się pokazać młodzieży, że w ten sposób też można wiele osiągnąć i zrealizować marzenia, a nie żyć tylko pieniędzmi - podkreśla Szeremeta i zapewnia, że do igrzysk olimpijskich w Los Angeles na pewno nie zobaczymy jej walczącej w klatce.

Piotr Nowak i Julia Szeremeta / dziennik.pl / Patryk Koch