Polski kierowca zrobił na specjalistach wielkie wrażenie bezbłędną jazdą po trudnym torze Albert Park w Melbourne. Presja ze strony mistrzów świata w najszybszych bolidach (Lewis Hamilton w McLarenie, Fernando Alonso w Ferrari) nie robiła na Kubicy najmniejszego wrażenia. On sam był mile zaskoczony tym, jak dobrze w Australii spisał się jego samochód, zwłaszcza jeśli chodzi o niezawodność i komfort prowadzenia. Ale jest daleki od huraoptymizmu.

Reklama

– Finisz na podium to świetne uczucie, ale to nie powinno przesłaniać nam realiów dotyczących poziomu naszych przygotowań – twierdzi Kubica. – Wciąż można znaleźć obszary, w których nasz samochód nie spisuje się dobrze. Musimy wykonać dużo pracy, żeby dorównać najlepszym. Ale pokazaliśmy też, że jeśli się ciężko pracuje i nie poddaje się do końca, można czasem dużo dostać w zamian.

Nic dziwnego, że w Renault mieli wielki powód do świętowania. "Kubica wskrzesił Renault" – tekst po takim tytułem ukazał się we francuskim portalu Sports.fr. "Renault w euforii po drugim miejscu Kubicy" – napisano w dzienniku Le Parisien. Butelka szampana, którą Polak świętował, sukces na podium w Melbourne nie była jedyną otwartą tego dnia przez pracowników francuskiego teamu.

Zajmując drugie miejsce w GP Australii, Kubica zapewnił im najlepszy wynik od czasu GP Brazylii 2008. Już w drugiej eliminacji tegorocznych mistrzostw świata prześcignął rezultat teamu z całego zeszłego sezonu. Trzecie miejsce Alonso było jedynym sukcesem 2009 r., katastrofalnego dla samego kierowcy, a może nawet bardziej dla teamu, nie tylko jeśli chodzi o wyniki sportowe. Rozpętana wkrótce tzw. afera singapurska o mały włos nie skończyła się wycofaniem się francuskiego producenta samochodów z Formuły 1 (szefom teamu Flavio Briatoremu i Patowi Symondsowi udowodniono, że nakłaniali Nelsona Piqueta jr. do spowodowania wypadku, aby zapewnić przewagę Alonso. Obaj z hukiem opuścili F1, a z Renault odszedł największy sponsor – ING). Sytuację uratował luksemburski biznesmen Gerard Lopez, właściciel Genii Capital, który wykupił 80 proc. udziałów w teamie. Zespół Renault zachował nazwę, ale poza nią ma niewiele wspólnego z dawnym teamem fabrycznym, doświadczonym graczem od lat 70. obecnym na torach F1, zdobywcą tytułu mistrzowskiego z 2005 i 2006 r.

Reklama

Doskonały wynik Kubicy wzbudził nadzieje, że już w pierwszym sezonie funkcjonowania w nowej sytuacji własnościowej zespół będzie mógł nawiązać do swojej świetnej przeszłości. Wywalczone przez niego 18 pkt uplasowało Renault na czwartym miejscu w klasyfikacji konstruktorów. – To wspaniałe dla morale całego zespołu. Dostaliśmy rekompensatę za to, jak ciężko przepracowaliśmy zimę. Od jutra będziemy starać się nawet bardziej. Dziś już wiemy, że nasze miejsce jest tuż za teamami wielkiej czwórki – mówił obecny menedżer teamu Renault Eric Bouillier, mając na myśli najsilniejszych rywali: McLarena, Ferrari, Red Bulla i Mercedesa.

Zdaniem Kubicy sukces w Australii był jednak swego rodzaju ewenementem, który wcale nie musi powtórzyć się w najbliższy weekend w GP Malezji. – Przed startem sezonu, po dwóch pierwszych testach powiedziałem przyjacielowi, że podium w Australii jest całkiem możliwe. To było dwa miesiące temu. Wyścig na Albert Park był bardzo specyficzny ze względu na pogodę, takie niezwykłe GP nie zdarzają się często. Musimy dalej ciężko pracować, jeśli chcemy być w stanie walczyć o podium w każdym wyścigu – mówił Polak. I nie jest to tylko życzeniowe myślenie. Mimo powściągliwości Polaka w jego wypowiedziach widać autentyczną wdzięczność i zaufanie do teamu. Kubica jest zadowolony ze współpracy. Trudno się dziwić, decyzje taktyczne podejmowane przez szefów Renault – najpierw o ryzykownej, wczesnej zmianie opon, a potem o rezygnacji z drugiego pit stopu – okazały się genialne. Wreszcie szefowie Polaka mają dokładnie ten sam cel co on – przekucie jego talentu w jak najlepsze wyniki. Za czasów BMW Sauber to nie zawsze wydawało się takie oczywiste.

Jak bolid R30, Kubica i cały zespół spiszą się w najbliższy weekend na torze Sepang? – Trudno powiedzieć, bo wciąż mamy mało doświadczenia – powiedział Kubica. – Sam tor nie będzie dla nas idealny. Ale w Australii okazało się, że nasz samochód dobrze radził sobie w wysokich temperaturach, więc malezyjski upał może dobrze mu zrobić. Sepang to wymagający tor z masą różnie wyprofilowanych zakrętów. Zwłaszcza te szybkie będą wyzwaniem dla zatankowanych do pełna bolidów. Poza tym w Malezji zawsze jest ryzyko burzy z piorunami – wyliczał.

Słowem, będzie trudno, czyli tak jak Kubica lubi najbardziej.