Kiedy poznał pan Roberta Kubicę?

Riccardo Ceccarelli: Pierwszy raz zobaczyłem Roberta gdy miał 15 lat. Toyota testowała młodych kierowców. Byłem pod wrażeniem jego jazdy i zachowania. Stresował się mniej niż pozostali. A przecież to był niezwykle ważny dzień dla tych chłopców. Jeden z nich miał być wybrany przez Toyotę i objęty programem, którego celem była Formuła 1. Ale ta cała presja nie robiła na nim żadnego wrażenia. Szefowie Toyoty postawili jednak na innego zawodnika. To był ich wielki błąd.

Reklama

Toyota nie dała mu szans, za to panu Kubica zawdzięcza wiele. Proszę o tym opowiedzieć.

To był 2003 rok. Daniele Morelli, jego menedżer, a mój przyjaciel, zwierzył mi się, że Robert miał wypadek samochodowy. Złamał rękę w kilku miejscach i lekarze w Polsce przewidywali kilkumiesięczną reahabilitację. A właśnie zaczynał się sezon Formuły 3, w której to Robert miał debiutować. Nerwy w ręce były uszkodzone. Daniele zdecydował się na przewiezienie go do Włoch. Operacja trwała około sześciu godzin. W rękę zostało włożonych 18 śrub i kilka metalowych płytek.

Reklama

>>>Poczytaj o wypadku Kubicy

Jak po operacji zachowywał się Kubica? - pyta "Fakt".

Robert nie narzekał. Wiedział, że Formuła 3 to dla niego duża szansa. Znalazł zespół, sponsorów i wiedział, że jeżeli nie będzie jeździć, to wszystko straci. Mimo to nie było widać po nim przygnębienia. Wiele godzin dziennie ciężko pracował, by ręka była sprawna. Założyliśmy mu plastikową opaskę, by odbudować mięśnie. Gdy już palce zaczynały się poruszać, wsadziliśmy rękę w specjalną maszynę, która jest używana do rehabilitacji kolan po operacji. Dokonaliśmy modyfikacji i można było te maszynę założyć na ramię. Ona pokazywała w jakim stanie jest ręka Roberta.

Reklama

To prawda, że Kubica wyjątkowo szybko wrócił do sportu?

Planowaliśmy dopuścić Roberta do jeżdżenia dwa miesiące po operacji. Ale pewnego dnia przyszedł do mnie i powiedział: „Riccardo, muszę pojechać ten wyścig, bo to jest trasa dla mnie”. Podjęliśmy więc ryzyko i kilka dni przed wyścigiem dopuściliśmy go do testów. To było 40 dni po operacji. Ortopeda uspokajał mnie: „ma w sobie tyle śrub, że kość wytrzyma”. Pamiętajmy, że to był jego debiut w Formule 3, całkiem nowej klasie. Rywale mieli już za sobą kilka wyścigów. Ale to Robert zwyciężył. Najbardziej wzruszyłem się, gdy przyniósł nam trofeum i w ten sposób podziękował za to, co dla niego zrobiliśmy.

Drugi groźny wypadek, tym razem w Formule 1, Kubica przeżył rok temu na torze w Montrealu...

Byłem na torze i widziałem to w telewizji. Szybko wskoczyliśmy z Daniele Morellim do samochodu i pognaliśmy do centrum medycznego. Minuty strasznie nam się dłużyły. Żaden z nas nie odezwał się ani słowem. To była straszna cisza, w głowach kołatały nam się najgorsze myśli. Dlatego gdy dojechaliśmy na miejsce i zobaczyliśmy Roberta, byliśmy w szoku. Leżał jak gdyby nigdy nic. Powiedział tylko, że boli go stopa. Ale na twarzy nie było żadnego grymasu. Cały Robert. Taki jak zwykle. Wyważony, spokojny.

>>>Kubica oszukał śmierć

Niektórzy mówią, że Kubica jest jak cyborg...

Można też na to tak spojrzeć, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Robert nie cieszył się jakoś wylewnie po swoim pierwszym podium w Formule 1 na Monzie. Nie było też wiele entuzjazmu po zwycięstwie w Kanadzie. Zawsze jest bardzo wyważony, a w sytuacjach ekstremalnych nie traci głowy. To bardzo pozytywna cecha u kierowcy wyścigowego, żeby nie ulegać emocjom.

Czyżby „urodzony kierowca wyścigowy”?

Doskonałe określenie. Jeździ bardzo szybko, jest mentalnie mocny, nie poddaje się euforii, chce być najlepszy we wszystkim, co robi. Zawsze dąży do perfekcji. Gdy gra w pokera, w kręgle, czy tenis stołowy.

Ale podobno w tej ostatniej grze to pan jest od niego lepszy?

To prawda i strasznie to Roberta denerwuje. On bardzo nie lubi przegrywać. Ostatnio uczy się grać w tenisa ziemnego, ale mi o tym nie mówi. Robi to w tajemnicy, bo najpierw chce dojść do takiego poziomu, by ze mną wygrać. Mój szpieg przekazał mi, że na razie backhand Roberta jest słaby. Ale go poprawi, bo szybko się uczy. Ma analityczny umysł.

To prawda, że kierowcy F1 nie potrzebują psychologa?

Gdyby kierowca Formuły 1 potrzebował psychologa, znaczyłoby to, że jest w niewłaściwym miejscu. Nie ma w tym sporcie ludzi o słabej psychice. Niektórzy kierowcy ćwiczą z pomocą naszych trenerów. Ale nie Robert. On jest jak doskonale ustawiony bolid, którego lepiej nie ruszać, bo można by coś popsuć. Żadna ingerencja z zewnątrz nie jest potrzebna.

Przed sezonem trzeba było jednak coś poprawić. Kubica zrzucił siedem kilogramów.

To normalne, że kierowcy zimą tyją. Robert musi mieć mocną motywację. Jeśli ją ma, może zdobyć Everest, gdy jej nie ma, traci zainteresowanie. Podczas zimowych testów zauważył, że gdy staje się lżejszy, jedzie szybciej. Postanowił więc schudnąć. Rozpoczął ostry trening i narzucił sobie dietę. Żadnych słodyczy, sera, potraw kalorycznych. Tylko płatki, makaron, ryby, warzywa, owoce. I jogging. Robert dużo biegał i dbał o to, co je.

Zyskał dziesiąte części sekundy na okrążeniu, ma jednak wolniejszy bolid od Ferrari i McLarena. Nie jest to frustrujące?

Robert może być poirytowany, że na razie nie jest w stanie zdobyć mistrzostwa. Ale on wie, że jeżeli będzie szedł swoją drogą i uparcie dążył do celu, w końcu trafi do najlepszego zespołu. A wtedy nikt z nim nie będzie mieć szans.