Michał Hernes: Gdy usłyszałem, że zakłada pan szkołę sportową, przyszedł mi do głowy przykład piłkarskiej Akademii Davida Beckhama, która została zamknięta kilka miesięcy temu. Opłaca się podejmować takie inicjatywy w czasach kryzysu?
Marcin Gortat: Wydaje mi się, że londyńska akademia działała na zupełnie innych zasadach. Podstawowy cel Szkoły Sportowej Marcina Gortata to tworzenie klas sportowych pod moim patronatem i wyposażenie ich w odpowiedni sprzęt. Chcemy zaproponować uprawianie sportu uczniom w bardzo młodym wieku, sprawić, by maksymalnie się nim zainteresowali.
Na dzieciakach spore wrażenie robią gwiazdy. Ściągnie pan jakieś na treningi z nimi?
Oczywiście, przewiduję różnego rodzaju atrakcje. Przede wszystkim galerie, w których będzie można zobaczyć ciekawe rzeczy, np. koszulki z autografami. Do szkół mają też przyjeżdżać koszykarze reprezentacji Polski i, być może, obcokrajowcy. Możliwe, że nawet z NBA.
Chce pan korzystać z wiedzy czołowych europejskich i amerykańskich szkoleniowców. Kogo dokładnie?
Zamierzam bazować na wiedzy ludzi związanych z NBA. Prawdopodobnie w te wakacje przylecą do nas trenerzy i postaramy się przeprowadzić kilka kontrolnych treningów z udziałem młodzieży. Sprowadzimy także różnych graczy. Będą oni mogli pokazać, jaką drogę powinni obrać nasi podopieczni. Zorganizowanie tego jest dość proste. Postaram się wykorzystać swoje kontakty i porozmawiać z ludźmi w taki sposób, by ich zachęcić. Oczywiście będę potrzebował pomocy różnych instytucji, aby zabezpieczyć podróż dla obcokrajowców. Wszystkie te sprawy spokojnie da się przeskoczyć i nie przewiduję najmniejszego problemu.
Widać, że zastanawia się pan nad tym, jak zainwestować swoje pieniądze po zakończeniu kariery.
Wielu sportowców ma z tym problem, kiedy przestają zawodowo uprawiać daną dyscyplinę. Co prawda są bogatymi i ustawionymi ludźmi, ale w przeciągu kilku lat niektórzy doprowadzają się do takiego stanu, że nie mają złamanego grosza na życie. Dlatego też buduję swoją karierę i robię inwestycje w ten sposób, aby zabezpieczyć się do końca życia. Chodzi o to, by moja rodzina miała warunki do dobrego funkcjonowania. Bym mógł patrzeć, jak moje dzieci rozwijają się i rosną. Oprócz tego planuję charytatywne inicjatywy, które przynosiłyby pożytek, a mi - przyjemność i świadomość, że mam okazję pomóc innym.
czytaj dalej
A gra pan na giełdzie?
Nie, ale wiem, że znajduje się tam część moich akcji. Mam menedżerów, którzy obracają tymi pieniędzmi. Robią to jednak w sposób spokojny i bezpieczny. Na razie jestem osobą, która dobrze inwestuje. Wykorzystałem lekcję i rady od wielu koszykarzy z NBA.
Co sądzi pan o promocji swojej osoby za pomocą internetu? Czy Twitter, Facebook i tego typu inicjatywy zdają egzamin?
Wydaje mi się, że to w tej chwili najłatwiejszy przekaz do młodzieży i dla fanów. Telewizja także jest ważna, ale portale internetowe odgrywają istotną rolę. To dla nas swoiste pole do popisu. Rzecz jasna staram się nawiązać kontakt z jak największą grupą fanów.
Jak ocenia pan swoją wartość i popularność na tle czołowych polskich sportowców, takich jak siatkarze, piłkarze, Adam Małysz czy Justyna Kowalczyk?
W krótkim czasie osiągnąłem dość dużo. Inni są na rynku zdecydowanie dłużej, część z nich kończy nawet swoje kariery. Odnoszę wrażenie, że moje pięć minut jeszcze nie nadeszło. Moim głównym celem nie jest jednak sława, ale żeby moja Fundacja MG13 się rozwijała i pomagała ludziom. Wdrożyliśmy wiele inicjatyw i fantastycznie się rozwijamy.
Marcin Gortat, jedyny Polak w NBA, najlepszej koszykarskiej lidze świata