31-letni Howard to ośmiokrotny uczestnik Meczu Gwiazd, mistrz olimpijski z Pekinu (2008) i przez lata czołowy zbierający i blokujący w NBA. W swoich najlepszych latach był niezwykle trudny do zatrzymania, a sam imponował grą w obronie. Teraz jego średnie nie są już tak wysokie, ale wciąż jest wyróżniającą się postacią wśród środkowych.
Gortat, choć jest blisko dwa lata starszy od niego, to do NBA trafił trzy lata później. W dodatku Howard był wybrany z pierwszym numerem w drafcie i szybko zapracował na status gwiazdy. Łodzianin natomiast przez pierwsze lata był... jego zmiennikiem w Orlando Magic.
W sezonie zasadniczym Wizards i Hawks grali ze sobą czterokrotnie. Trzy z tych meczów wygrał stołeczny zespół, a Gortat pokazał, że potrafi utrudniać grę dawnemu nauczycielowi. Tylko w jednym spotkaniu Howard naprawdę dominował, uzyskując 20 punktów i 12 zbiórek. Z pozostałych jego średnia zdobycz to 12,3 pkt.
Gortat od lat ma opinię solidnego gracza. Nie bez powodu nazywany jest "Polską Maszyną". Barw "Czarodziejów" broni od rozgrywek 2013/14 i z 328 rozegranych w tym czasie meczów opuścił tylko osiem. W tym sezonie był jednym z zaledwie pięciu zawodników w całej lidze, którzy zagrali we wszystkich spotkaniach i w dodatku rozpoczynali je w podstawowej piątce.
Wytrzymałość Gortata będzie miała w tej serii olbrzymie znaczenie, bo z powodu kontuzji do gry nie będzie zdolny jego zmiennik - Francuz Ian Mahinmi.
Najważniejszą postacią "Jastrzębi" jest Paul Millsap. 32-letni skrzydłowy jest bardzo wszechstronny. Dobrze sobie radzi blisko kosza, ale skutecznie rzuca także z dystansu.
Gra stołecznego zespołu opiera się natomiast na dwóch wciąż młodych zawodnikach obwodowych. Liderem jest 26-letni rozgrywający John Wall, a wspiera go trzy lata młodszy Bradley Beal. Obaj średnio zdobywają po 23,1 pkt.
W sezonie zasadniczym Wizards z bilansem 49 zwycięstw i 33 porażek zajęli czwarte miejsce w Konferencji Wschodniej. Zarówno lokata, jak i liczba wygranych jest najlepszym wynikiem stołecznej drużyny od rozgrywek 1978/79. Wówczas byli najlepsi na Wschodzie i dopiero w wielkim finale ulegli Seattle SuperSonics 1-4.
Początek nie zwiastował niczego dobrego. Pod wodzą nowego trenera Scotta Brooksa zespół wygrał tylko dwa z pierwszych dziesięciu spotkań. Żadna drużyna wcześniej po tak słabym starcie nie odniosła ostatecznie aż tylu zwycięstw.
To wszystko nie będzie miało jednak znaczenia, jeśli Wizards nie odniosą sukcesu w play off. Wyeliminowanie Hawks (43-39) jest absolutnie planem minimum. Rywalizacja będzie się toczyła do czterech wygranych spotkań.