Po kapitalnym występie w pierwszym spotkaniu lidera gospodarzy Serba Nikoli Jokica, który we wtorek uzyskał tzw. triple-double: 34 punkty, 21 zbiórek i 14 asyst, tym razem bohaterem drużyny prowadzonej przez trenera Michaela Malone'a był 26-letni kanadyjski rozgrywający Jamal Murray.

Reklama

Popis Murraya

Blisko 20 tys. widzów w Ball Arena w Denver było świadkami jego popisu w decydującej, czwartej kwarcie, wygranej przez miejscowy zespół 32:24. Murray zdobył w tej odsłonie 23 ze swoich 37 punktów. W pierwszych trzech spudłował 12 z 17 rzutów z gry, ale odnalazł skuteczność w najważniejszym momencie. W ostatnich 12 minutach trafił sześć z siedmiu prób, w tym trzy z dystansu. Głównie dzięki niemu Nuggets wygrali istotny fragment 15:1, powiększając prowadzenie do 96:84 na 5.34 przed zakończeniem meczu i już go nie oddali.

Trafiał rzuty w końcówkach akcji. Broniliśmy przez 24 sekundy, a on i tak oddał dwa bardzo ważne rzuty, jeden nad Anthonym Davisem i jeden nade mną. Swoje trzypunktowe próby trafiał w czwartej kwarcie. Nie jest to dla mnie zaskoczeniem, robił to już wcześniej - mówił gwiazdor Lakers LeBron James.

Reklama

Był dziś wyjątkowy. Zasadniczo to on wygrał nam ten mecz - chwalił kolegę z zespołu Jokic.

Serbski środkowy, MVP rozgrywek w poprzednich dwóch sezonach, też zrobił swoje. Zdobył 23 punkty, miał 17 zbiórek i 12 asyst, uzyskując 13. triple-double w play off.

To niesamowite, co on pokazuje co wieczór na największej scenie na świecie - komplementował Jokica trener Malone.

W czwartej kwarcie jego podopieczni trafili siedem "trójek", tyle samo co łącznie w trzech poprzednich odsłonach.

W zespole gości po 22 punkty zdobyli James (także 10 zbiórek) i Austin Reaves. Wchodzący z ławki Japończyk Rui Hachimura dodał 21, a Davis - 18. Przy czym liderzy James i Davis trafili tylko 13 z 34 rzutów z gry.

Koszykarze z Denver poprawili swój bilans w meczach na własnym parkiecie w tym sezonie do 41-8, co jest najlepszym dorobkiem w lidze. W play off wygrali u siebie wszystkie osiem spotkań. Jeszcze nigdy nie byli tak blisko awansu do wielkiego finału.

Taki sam bilans w fazie pucharowej mają u siebie Lakers, a dwa kolejne spotkania odbędą się w sobotę i poniedziałek w Los Angeles.