Czy to prawda, że brak seksu może mieć taki wpływ na młociarza.
Dowiedziałem się o tym od moich kolegów z Białorusi. Do tej pory zastanawiam się, jak wpadkę dopingową można zrzucić na wstrzemięźliwość seksualną albo jedzenie owoców morza.
Czyli zdziwił się pan, że Wadim Diewiatowski i Iwan Tichon, czyli srebrny i brązowy medalista z Pekinu, tłumaczą podwyższony poziom testosteronu dwumiesięczną wstrzemięźliwością seksualną przed igrzyskami...
Z tego, co wiem o biologii, wstrzemięźliwość obniża poziom testosteronu. Musieli się jakoś tłumaczyć, tylko dlatego tak śmiesznie?
Bokserzy bywali wstrzemięźliwi przed walkami. Podobno dzięki temu w ringu byli bardziej agresywni, źli do szpiku kości.
Do wszystkiego można dopisać ideologię i na dodatek w nią uwierzyć. Tylko po co? Ale i tak najbardziej ubawiło mnie zapewnienia Wadima, że nigdy nic nie brał.
A brał?
Byliśmy z nim, między innymi z nim, na obozach na Białorusi. Na jednym, jeszcze przed igrzyskami w Atenach, Wadim powiedział, że jutro nie będzie go na treningu, bo ich komanda musi jechać do Moskwy. Rano przyjechała do nas kontrola antydopingowa. Kolejnego dnia Wadim oczywiście już był. Tłumaczył, że przyjechał z Moskwy nocnym pociągiem. Nie potrafił powiedzieć, ile kosztował bilet, a po tej nocnej podróży rzucił 80 m. Kiedyś podniósł koszulkę, cały pępek i okolice miał pokłóte. Kamila Skolimowska spytała go, co to jest, a on, że to ślady od klamry paska.
Już w Pekinie mówił pan, że oni nie są czyści.
Przylecieli dzień przed kwalifikacjami. Nie interesowała ich ani aklimatyzcja, ani odpoczynek. Myślę o tej sprawie i wydaje mi się, że chyba zmieniły sie odczynniki stosowane w kontroli antydopingowej. Lekarze byli więc w stanie znaleźć w ich organizamch coś, o czym oni byli przekonani, że dawno z ich organizmow zniknęło. Musieli stosować to, co wcześniej, bo nikt nie będzie eksperymentował przed takimi zawodami, jak igrzyska.
W Pekinie wiedział pan, że nie można ich pokonać...
Nie miałem pewności, że koksiarze mi dołożą. Chciałem walczyć. Przegrałem tam nie dlatego, że oni byli nakoksowani, ale dlatego, że rzucałem jak dupa. Byłem tragiczny i tyle.
Ale start w takich okolicznościach mija się z celem. Jak można się zmobilziować wiedząc, że ci obok oszukują?
Zgadzam się, to nie ma sensu. Dlatego już po igrzyskach w Atenach mówiłem, że zawodnika, którego z olimpijskiej areny ściąga sie za przestępstwo dopingowe, powinno się wsadzać do więzienia.
Aż tak?
Wcale nie „aż”. Na igrzyska każdy reprezentuje swój kraj. I przez twój pryzmat ktoś może popatrzeć na cały kraj jak na oszusta. Poza tym nie wierzę, że zawodnik na tym poziomie dopinguje się za plecami wszystkich. Byłbym więc skrajnie restrykcyjny dla przestępców. Żaden nakoksowany sportowiec nie może startować w igrzyskach, powinno się go złapać wcześniej. Ale wiadomo, że na taką Białoruś żadna kontrola nie wjedzie. Ich sportowcy poddają się badaniom, ale przyjeżdża do nich jakaś krajowa delegacja. Jeżeli już dostanie się tam ktoś z WADA, jest mniej restrykcyjny, niż powinien.
Rzut młotem to sport koksiarzy?
Wiem, że można tak pomyśleć. W Atenach odebrano Annusowi złoto za manipulacje przy badaniach antydopingowych, teraz zdyskwalifikowano srebrnego i brązowego medalistę.
Pana trenerem był Zajcew, były trener Diewiatowskiego. Jeździł pan z Białorusinami na obozy. Można pomyśleć, że trudno było się nie skusić...
Oczywiście, że można tak pomyśleć. O naszym cyklu szkoleniowym Zajcew zawsze mówił, że nikt bez kosku tego nie wykonał. Zaczęliśmy z nim współpracę w 2004 r, kiedy on jeszcze trenował Wadima.
Wiedział pan, że bez dopingu nie można wykonać tego treningu, a mimo to pan trenował?
A co miałem zrobić? Wierzyłem, że jestem w stanie trenować na czysto. Trener mnie znał, nigdy nie złożył mi propozycji dopingowej. Harowałem i nic z tego nie wynikało. Ale przed Pekinem odszedłem, bo widziałem, że to nie ma sensu. Trener nie potrafił mi wytłumaczyć, dlaczego jest tak beznadziejnie.
Pan jest czysty?
Byłem, jestem i będę kontrolowany. I zawsze wszystko jest ok. Mogę opowiadać, że doping to oszustwo, kłamstwo – i to wszystko prawda. Ale podam inny argument – gdyby mnie złapano na dopingu, straciłbym emeryturę olimpijską. To byłaby z mojej strony głupota. Przekreśliłbym wszystko, co zrobiłem do tej pory. Dlatego nie rozumiem Tichona. Jak będąc trzykrotnym mistrzem świata można połasić się na medal olimpijski biorąc koks. To debilizm.
Diewiatowskiemu i Tichonowi zostaną odebrane medale, pan zamiast na 7. będzie na 5. miejscu. Cieszy sie pan z awansu w takich okolicznościach?
Nie wiem, czy mam się z czego cieszyć. Ostatnio złapano kilku młociarzy, kilka młociarek. To jest dramat.
Nie chcecie sprawy Diewiatowskiego i Tichona tak zostawić?
Na razie z innymi zawodnikami czekamy na oficjalną decyzję IAAF-u o ich dyskwalifikacji. Wtedy zgłosimy się do WADA, żeby sprawdzić czy ta procedura antydopingowa różniła się czymś od poprzednich. I będziemy się starali dowiedzieć, czy nie brali już wcześniej. Zainteresowanych tą sprawą jest wielu. Na mistrzostwach świata w Helsinkach Tichon i Diewiatowski byli na pierwszym i drugim miejscu, W Osace pierwszym i czwartym, na mistrzostwach Europy w Goeteborgu pierwszym i trzecim.
Czyli stracił pan przez nich medal?
W Goeteborgu byłem piąty. A kto wie, czy nie mogłem być trzeci.
Sprawi panu satysfakcję taki medal, odzyskany po latach?
Nie. Ale sprawiedliwości stałoby się zadość. Nie chcę, żeby w historii rzutu młotem figurowali przestępcy dopingowi. Nie chcę kiedyś tłumaczyć synowi, że w Helsinkach nie zostałem mistrzem świata, bo przede mną było dwóch oszustów.