CAS w środę poparł Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych (IAAF), które uznało, że należy wprowadzić przepisy nakazujące zawodniczkom zbijanie za pomocą leków podwyższonego poziomu testosteronu (hiperandrogenizm) pod groźbą zakazu startu na dystansach od 400 m do jednej mili (1609 m). Nowe przepisy zaczną obowiązywać od 8 maja.

Reklama

"Wiem, że regulacje IAAF zawsze były kierowane przede wszystkim w moją osobę. Od dekady IAAF próbuje mnie spowolnić, ale w ten sposób tak naprawdę tylko mnie wzmocnił. Decyzja CAS mnie nie powstrzyma. Podniosę się po raz kolejny i będę nadal inspirować młode kobiety oraz sportowców w RPA oraz na całym świecie" - podkreśliła Semenya w przekazanym mediom przez jej prawników oświadczeniu.

Apelację - w imieniu złotej medalistki igrzysk w Rio de Janeiro na 800 m i trzykrotnej mistrzyni świata na tym dystansie - złożyła federacja lekkoatletyczna RPA (ASA). Werdykt CAS jako rozczarowujący określił rząd tego afrykańskiego kraju oraz minister sportu Tokozile Xasa.

Reklama

"Pozostajesz naszą +Złotą Dziewczyną+. Zjednoczyłaś kraj. Zawsze mówiliśmy, że te zasady podważają prawa człowieka i godność Caster Semenyi oraz innych zawodniczek" - zaznaczyła Xasa.

Letlhogonolo Mokgoroane z pozarządowej organizacji Sonke Gender Justice zwrócił uwagę, że zmuszanie zawodniczek do przyjmowania leków obniżających poziom testosteronu jest odwróconym dopingiem.

Reklama

"I to jest obrzydliwe. Decyzja ta będzie miała daleko idące konsekwencje, nie tylko dla Caster Semenyi, ale będzie także odnosić się do osób transpłciowych i interseksualnych. Ale nie jestem zaskoczony, że przepisy IAAF są stosowane wobec kobiet z południowej części świata" - podsumował.

Przewodniczący Europejskiej Federacji Lekkoatletycznej (EAA) Svein Arne Hansen uważa, że decyzja CAS pozwala, by władze organizacji sportowych mogły nadal chronić kategorię kobiecą.

"Tu nigdy nie chodziło o jednostki, a o zasadę fair play i równe zasady dla kobiet i dziewcząt" - argumentował.

W podobnym tonie wypowiedziała się odnosząca w przeszłości sukcesy w biegach na długich dystansach Brytyjka Paula Radcliffe.

"Wiem, jak trudna była to decyzja dla CAS i szanuję go za orzeczenie, że kobiecy sport potrzebuje reguł, by go chronić" - zaznaczyła.

Zdaniem byłego brytyjskiego lekkoatlety specjalizującego się w biegach średnio- i długodystansowych Tima Hutchingsa wygrał zdrowy rozsądek.

"To temat naładowany ogromnym ładunkiem emocjonalnym, ale dzięki Bogu ocalono przyszłość dla sprawiedliwego sportu kobiet" - ocenił.

Dawna australijska biegaczka Madeleine Pape uznała, że będący w rozterce IAAF może odetchnąć teraz z ulgą i podążać naprzód, stosując swoje rozwiązanie, które - według niej - jest naukowo i etycznie nie do obrony.

Deborah Antoine z fundacji zajmującej się kobiecym sportem zwróciła uwagę, że werdykt CAS jest dyskryminujący i sprzeczny z decyzją wydaną w 2015 roku. Wówczas sprawę do niego skierowała Dutee Chand, której IAAF chciał zabronić startów z powodu wysokiego poziomu testosteronu. Trybunał poparł wówczas biegaczkę z Indii.

Stronę Semenyi trzyma także utytułowana amerykańska tenisistka czeskiego pochodzenia Martina Navratilova.

"Werdykt ten jest bardzo niesprawiedliwy i niewłaściwy co do zasady. Nie zrobiła nic złego i to okropne, że teraz będzie musiała brać leki, by móc startować. Ogólne zasady nie powinny być tworzone w oparciu o wyjątkowe przypadki, a sprawa sportowców transseksualnych pozostaje nierozwiązana" - zaznaczyła zdobywczyni 18 tytułów wielkoszlemowych.

Przedstawiciele środowiska naukowego są podzieleni. Jedni sądzą, że bez regulacji IAAF kobiety z testosteronem na uznawanym za normalny poziomie musiałyby nadal rywalizować z tymi, u których jest on podwyższony i z tego tytułu mają mniejsze szanse. Jennifer McGowan z instytutu psychologii na Uniwersytecie Londyńskim podkreśliła jednak, że wdawanie się w dyskusję na temat tego, co daje lub nie daje przewagi genetycznej budzi kontrowersje.

"Przecież nie mówi się komuś, że jest za wysoki, by grać w koszykówkę. Ludzie stają się czołowymi sportowcami, bo bardzo ciężko trenują, ale i dlatego, że mają przewagę genetyczną. Stwierdzenie więc, że ten konkretny czynnik jest ważny, a inny już nie, jest dla mnie nieco dziwne" - podsumowała.