Muszę przyznać, że to wszystko jest o wiele trudniejsze niż przypuszczałem - napisał w czwartek na swoim profilu facebookowym.
Brytyjczyk, który wystartował 16 listopada, jak dotąd przepłynął tylko 67 z liczącej 1635 mil morskich (3027 km) trasy, prowadzącej z Dakaru do brzegów Brazylii. Zakładając utrzymanie obecnego tempa śmiałek dotrze do Ameryki Południowej o wiele miesięcy później niż planowano.
Myślałem, że ocean będzie nieco mniej wzburzony. Fale ciągle mnie obracają, a prądy wodne utrudniają płynięcie w jednym kierunku. Mam wiele oparzeń wynikających z kontaktów z meduzami, a w mojej okolicy dwukrotnie potwierdzono obecność rekinów - dodał Hooper.
To właśnie obecność tych groźnych ryb może okazać się największym utrapieniem Brytyjczyka. Wydaję się bowiem, że żadna z zastosowanych przez niego metod ochrony przed tymi drapieżnikami, polegająca m.in. na wysyłaniu specjalnych sygnałów elektrycznych, nie zdała egzaminu. Tymczasem w okolicach Brazylii Brytyjczyk będzie musiał przepłynąć terytoria zamieszkałe przez dużą liczbę rekinów, gdzie nie da się wykluczyć ataków samic broniących młodych.
Oprócz tego pływak ma też problemy z logistyką oraz poczuciem wyobcowania. W wyniku awarii systemu komunikacji satelitarnej nie może zbyt często rozmawiać ze swoją rodziną, a załoga towarzyszącej mu łodzi przez większość czasu zajęta jest niezbędnymi naprawami.
Wojskowe racje są podstawą naszego jedzenia. Choć zawierają one dużo kalorii, nie zastąpią one normalnych posiłków. Pływanie na takiej diecie nie jest łatwe i skutkuje wymiotami. Miałem być wspierany przez drugą łódź z dodatkowym zaopatrzenia, takim jak makaron czy ryż, ale statek musiał zawrócić do Dakaru - wyjaśnił Brytyjczyk.
Do tej pory jedynie Francuz Benoit Lecomte przepłynął wpław Atlantyk. W 1998 roku pokonał dłuższą trasę z Cape Cod w stanie Massachusetts do Quiberon we Francji (5600 km). Jego wyczyn nie trafił jednak do Księgi Rekordów Guinnessa, ponieważ z powodu wyczerpania pływak był zmuszony do prawie tygodniowego postoju na Azorach.