To czego Pan dokonał, to coś niewiarygodnego.
Może dla zwykłego śmiertelnika jest to coś niewyobrażalnego, ale dla mnie jest to normalne. Triathlon jest jak każdy inny sport. Równie ciężki, ale nie cięższy. Chciałem zostać mistrzem świata w ultratriathlonie i nim zostałem. W ten sposób spełniłem marzenia. Więcej już nie będę robił aż tak długich dystansów. Teraz wracam do dystansów mieszczących się w ludzkiej świadomości. To był jednorazowy "wyczyn".

Reklama

A czy tym wyczynem chciał Pan coś udowodnić?
Nie, ani sobie, ani nikomu innemu.

Jak przygotować się do takiego wysiłku?
Zajęło mi to ostatnich 6 lat mojego życia. Miałem trochę szczęścia, bo w tym czasie nie dopadły mnie żadne kontuzje. W ten sposób moje przygotowania nie były zakłócone. Oczywiście ważna jest też genetyka. Nie każdy organizm jest zdolny do takiego wysiłku. To wszystko musi się złożyć w jedną całość. Ty małych cegiełek była cała masa. Trenuję sześć dni w tygodniu, trzy razy dziennie. Najcięższe tygodnie to 35 godzin treningu. Rano biegam ok. 20 km, potem basen ok. 5 km, później sesja treningowa na rowerze ok. 3–5 godzin. Uzupełniam trening o trzy jednostki na siłowni.

Wspomniał Pan o genetyce, zdolność do pokonywana nadludzkiego wysiłku pańska rodzina chyba ma we krwi?
To prawda. Mój brat - Sebastian - też robi rzeczy ekstremalne. M.in. przepłynął Bałtyk. Ciągnie nas do sportów wytrzymałościowych. Spora w tym zasługa rodziców, którzy od małego zapisali nas na pływanie. Brat bardzo to lubił. Ja mniej. Na połowę treningów nie chodziłem. Nie byłem leniem. Zwyczajnie samo pływanie nie kręciło mnie, ale wiedziałem, że mam talent do pokonywania dużych wysiłków fizycznych. Dzięki temu dostałem się do szkoły mistrzostwa sportowego w Gdańsku, z której.... mnie wyrzucono. Opuszczałem za dużo treningów. Nie chodziłem na poranne zajęcia na basenie i zostałem skreślony z list uczniów. Maturę robiłem w liceum zaocznym, więc z tą nauką było mi trochę nie po drodze. W późniejszych latach trafiłem na triathlon i zakochałem się w nim. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez niego. W tej chwili nie opuszczam już żadnego treningu. Gdyby mi się to przytrafiło, to byłbym na siebie bardzo, bardzo zły.

Między braćmi jest rywalizacja?
Kiedyś tak. Można powiedzieć, że była ona chora. Rywalizowaliśmy na każdym "polu" i o wszystko, nawet o to kto pierwszy dobiegnie od kałuży do płotu. Teraz nie ma tego. Wspieramy się wzajemnie. Cieszymy wspólnie sukcesami.

Reklama

Co robi pan na co dzień, bo chyba nie siedzi w biurze za biurkiem osiem godzin od poniedziałku do piątku?
Z pracy zawodowej zrezygnowałem w 2015 roku. Odszedłem ze straży pożarnej. Nie dało się pogodzić tego z treningami. Nie chciałem kombinować w jednostce.

To z czego Pan się utrzymuje?
Trenuję innych. Założyłem grupę triathlonową. Pomagam amatorom spełniać ich marzenia i poprawiać życiówki. Ta praca mniej mnie obciąża godzinowo niż ta w straży. Dzięki temu mam więcej czasu na własne treningi.

Bieg, pływanie, jazda na rowerze - czego najbardziej pan nie lubi?
Lubię wszystkie trzy konkurencje. Żadna z nich nie sprawia mi kłopotu. W każdej jestem tak samo mocny.

Pokonanie trzech triathlonów zajęło Panu 31 godzin. O czym się wtedy myśli, bo to przecież mnóstwo czasu?
Podczas samotnego treningu, który trwa nawet kilka godzin można myśleć sobie o różnych rzeczach, problemach, czy o sprawach do załatwienia. Natomiast w trakcie zawodów nie ma mowy o dopuszczaniu do siebie myśli z zewnątrz. W trakcie wyścigu głowa jest zajęta pilnowaniem tempa, jedzenia czy picia. Ja tak naprawdę cały cas patrzę na zegarek i kontroluję, kiedy mam coś zjeść lub wypić, za ile mam połknąć tabletkę z sodem, żeby nie złapały mnie skurcze, patrzę na cyfry, żeby nie przekroczyć WAT-ów na rowerze, słucham zegarka, żeby podczas pływania na basenie co 42 sekundy trafić nogami w ścianę. Także ja w czasie startu cały czas jestem zajęty matematyką. Przeliczam i analizuję wszystko jak komputer, więc nie mam czasu na nudę i myślenie o czymś innym. Może to zabrzmi śmiesznie, ale to 31 godzin szybko minęło.

Przed startem zakładał Pan, że pobije rekord?
Wiedziałem, że jestem na to gotów i odpowiednio do tego przygotowany. Choć na miejscu, gdy zobaczyłem, że trasa biegu nie jest tylko po "płaskim", a temperatura powietrza w słońcu dochodzi do 50 stopni, to już nie byłem tego taki pewny. Szczerze? Nawet kilometr przed metą, gdy była godzina przewagi i wszyscy już się cieszyli, to ja jeszcze nie świętowałem, bo wiedziałem, że tego kilometra mogę nie przebiec. Byłem już tak skrajnie wyczerpany.

Po tym gigantycznym wysiłku długo dochodził Pan do siebie?
Po przekroczeniu linii mety to jeszcze nie był koniec. Trzy godziny spędziłem na kontroli antydopingowej. Oddanie moczu po takim wysiłku jest arcytrudne. Nie mogłem się załatwić. Wszystko się zablokowało. Wypiłem trzy litry różnych płynów, było w tym też piwo i dalej nie uroniłem nawet kropli. Męczyło mnie to bardzo, ale wreszcie się udało. Pojechałem do hotelu, położyłem się do łóżka, ale zasnąć nie mogłem. Temperatura ciała była bardzo wysoka. Miałem gorączkę i stany zapalne w całym ciele. Popuchnięte Achillesy, kolana, wszystko wyglądało nienaturalnie. Koledzy okładali mnie całego lodem i zimnymi ręcznikami, które momentalnie robiły się gorące. Ciężko było znieść ten stan zapalny. To jest taki ból, że nie da się zasnąć, więc tej nocy praktycznie nie zmrużyłem oka. Następnego dnia nie mogłem chodzić. Pierwsze 24-48 godzin po zakończeniu wyścigu są naprawdę tragiczne. Ciężko to opisać, trzeba to przeżyć. Ja po każdym starcie przez dwa tygodnie nie robię nic. Zapominam o triathlonie. Resetuję głowę i ciało.

Gdzie są granice ludzkiej wytrzymałości?
To jest cała układanka. Genetyka, fizyka, psychika, systematyka, praca. Na pewno można robić coś dłużej i dłużej. Człowiek jest zdolny zaadoptować się do wszystkiego. Oczywiście nie każdy. Nie wiem, gdzie są granice ludzkiej wytrzymałości. Nawet nie chcę tego sprawdzać. Nie będę próbował bić kolejnych rekordów.

To jaki ma Pan teraz cel?
Będę się skupiał na jak najszybszym pokonaniu dystansu klasycznego Ironmana. Chcę być najlepszy na świecie.

Potrójny triathlon składał się z: 11,4 km pływania, 540 km jazdy rowerem i 126,6 km biegu. Pływanie – 228 razy 50 m w odkrytym basenie – rezultat Polaka 2 godziny i 41 minut. Rower – 67 razy pętla 8 km z nawrotami 180 stopni w czasie 15 godzin i 24 minut. Bieg – 96 razy pętla 1,32 km w czasie 12 godzin i 44 minut.