DANIEL RUPIŃSKI: Nie czuje się pan staro w tej odmłodzonej kadrze?
ROGER GUERREIRO: Hej, przecież mam tylko 27 lat!

Sadlok ma 20. Szczęsny 19, Małecki 21.
No dobrze, ale mimo wszystko stary nie jestem. Ze zdrowiem wszystko w porządku, czuję się młodo. Mogę grać jeszcze jakieś dziesięć lat.

Reklama

Spokojnie (śmiech).

Gdy zobaczył pan tę trójkę na zgrupowaniu, to pomyślał: "Kim oni, u licha, są"?
Nie, nie. Wiem o nich naprawdę dużo. Szczęsnego widziałem już wcześniej na treningach. Sadloka kojarzę z meczów Ruchu. Każdy, kto został powołany, czymś się wyróżnia, ma talent. W kadrze musiały być nowe nazwiska. Nie ma Mariusza Lewandowskiego i Jacka Krzynówka. Dla mnie to normalna sytuacja. Oni nie są młodzi, bardzo długo grali w reprezentacji. To nic nadzwyczajnego, że przychodzi nowy trener i wybiera swoich piłkarzy.

Reklama

Jest nowy trener, nowa drużyna. Tylko kibiców jakby brak.
To jest dla mnie nowa sytuacja. Fani są niezadowoleni, nie rozumieją, co się wokół nich dzieje. Słyszałem głośne okrzyki na temat PZPN, ale to nie moja sprawa, dla mnie ważny jest wynik. Wiem, że z każdym kolejnym zwycięstwem będzie więcej kibiców na trybunach, więc jestem spokojny.

Chce się panu w listopadzie przyjeżdżać z Grecji do Polski na mecz z Kanadą?
Oczywiście. Przyszedł nowy trener i każde spotkanie staje się ważne. Piłkarze chcą się pokazać, udowodnić, że są gotowi i przygotowani już na następne zgrupowania. Ze mną jest tak samo. Każdy mecz w reprezentacji jest ważny. Kadra to nie klub. W klubie masz dużo meczów i czas na wszystko. Tutaj pozostaje dziesięć dni i każdy z nich możesz spędzić w wyjątkowy sposób.

Śmieje się pan na myśl o reprezentacji Kanady?
Za bardzo o niej nie myślę, ale fakt jest taki, że bardzo trudno znaleźć w dzisiejszych czasach słabą drużynę narodową. Kanada mogła zremisować z Brazylią. O czymś to świadczy. Teraz Brazylia gra z Omanem i pewnie też nie będzie miała łatwo. Co nie zmienia tego, że gramy u siebie i trzeba wygrywać takie mecze.

Reklama

czytaj dalej



Nie drażni pana, że z wielkiej nadziei polskiej piłki stał się pan w kadrze rezerwowym?
Takie życie. Ale nie podchodzę do tego obojętnie. Zawodnik, który jest zadowolony, że siedzi na ławce, nie ma charakteru. Ja nie jestem zadowolony. Chcę grać od początku, walczyć, zwyciężać, pokazywać, co umiem. Ale szanuję decyzję trenera.

Był pan faworytem Leo Beenhakkera. Popierał pana starania o polski paszport. Smuda natomiast już kilka razy sugerował, że nie jest zwolennikiem naturalizowaniem obcokrajowców. Daje to panu odczuć?
Każdy trener ma swoje zdanie. Ja jestem zadowolony, bo przeżyłem zmianę trenera i wciąż w tej kadrze jestem. To dla mnie najważniejsze. Chcę grać dla Smudy. Jestem z Brazylii, ale mam polski paszport. I trener musi patrzeć na mnie jak na Polaka. Na szczęście traktuje mnie jak Polaka, mówi do mnie tylko po polsku. Jak trener coś pokazuje na wideo albo mówi coś przed meczem, to rozumiem wszystko. A Ludovic Obraniak nie umie po polsku, więc Michał Żewłakow musi mu tłumaczyć (śmiech).

Bardziej przekonał pana do siebie Smuda czy Beenhakker?
Każdy ma swój styl, nie oceniam. Ja wiem, że umiem grać w piłkę, i po prostu chciałbym dostać powołanie na następne mecze. I jeszcze następne.

Na Euro 2012. A nawet do samego końca - do mistrzostw świata w Brazylii. W ogóle do końca kariery.

Widzi pan siebie za cztery lata w reprezentacji Polski w meczu w Sao Paulo?
Oczywiście. Chciałbym tam zagrać i strzelić gola Brazylii! Ale spokojnie, krok po kroku. Myślę o tym mundialu, ale najpierw mistrzostwa w Polsce. Czuję się tu jak w domu. Najpierw lata w Legii, które cudownie wspominam, a teraz zdjęcia, autografy, żarty... No i język. Nie umiem polskiego perfekcyjnie. Ale idzie mi coraz lepiej. Sam chyba słyszysz.