>>>Jeleń: Ten mecz to jakiś koszmar

Świadkiem porażki 2:3 z ambitnymi Irlandczykami był chyba cały PZPN. Do Belfastu prezes Grzegorz Lato zabrał trzy autokary działaczy z całej Polski. Kogo tam nie było: Antoni Piechniczek, Zdzisław Kręcina, wiceprezesi Jan Bednarek i Adam Olkowicz, Kazimierz Greń, Eugeniusz Nowak, Janusz Hańderek i dziesiątki innych, mniej znanych działaczy.

Reklama

Po meczu wszyscy zebrali się w jednym miejscu - na kolacji w chińskiej restauracji w samym centrum Belfastu przy Great Victoria Street. Mimo porażki humor wszystkim dopisywał. W końcu PZPN dopnie swego i pozbędzie się nielubianego Beenhakkera, trenera zarabiającego 800 tys. euro rocznie. Kwotę, która kłuje w oczy wielu działaczy z Miodowej.

Powagę na imprezie zachowywali tylko Lato i Piechniczek. "Panowie, nie pytajcie mnie teraz o Beenhakkera. Przed nami mecz z San Marino. Ocenimy go dopiero po nim" - mówił namLato, który jako prezes PZPN w Belfaście robił świetne wrażenie - odchudzony, opalony, ważący każde słowo. Nie przypominał w ogóle znanego wszystkim Grześka Laty gadającego, co mu ślina na język przyniesie.

Reklama

>>>Wiadomo już, na kim wzorował się Artur Boruc

Piechniczek też nie był rozmowny, chociaż jako trener pozwolił sobie na krótką ocenę spotkania. "Widzieliśmy wszyscy, co się działo. Zagraliśmy bardzo słabo. Zespół popełnił mnóstwo błędów. Przeanalizujemy ten mecz i wyciągniemy wnioski" - mówił Piechniczek, który również zastrzegł, że decyzja w sprawie selekcjonera zapadnie po meczu z San Marino i dwóch dniach obrad wyjazdowego posiedzenia zarządu PZPN w Kielcach.

W kuluarach kilku działaczy związku było jednak bardziej rozmownych. Dzięki temu dowiedzieliśmy się, jak będzie wyglądało rozstanie PZPN z Beenhakkerem. Jak pisał już DZIENNIK,działacze wykorzystają punkt z kontraktu mówiący o tym, że Leo nie może wypowiadać się niepochlebnie o swoim pracodawcy, czyli PZPN. "Wystarczy przejrzeć archiwalne numery gazet z wywiadami Beenhakkera. Na dodatek doszła do tego cała ta sprawa z Feyenoordem Rotterdam. Holender nie posłuchał prezesa i podjął tam pracę, mimo że nie powinien tak robić. Teraz będzie mógł sobie pracować w swoim ukochanym klubie, na którym zależy mu bardziej niż na reprezentacji Polski. Wcześniej wszystko uchodziło mu na sucho, bo reprezentacja odnosiła sukcesy. Po tak słabym meczu jak ten wyniki już nie będą go bronić. Wykorzystamy więc odpowiedni punkt w kontrakcie i pożegnamy się z trenerem, który u nas bardzo dobrze zarabia, ale wcale tego nie docenia" - powiedział nam jeden z działaczy z południa Polski.

Reklama

Beenhakker po meczu wcale nie zamierzał składać dymisji. Winę za porażkę zwalił na zawodników. "To był bardzo słaby mecz w naszym wykonaniu. Inaczej sobie to wyobrażałem" - powiedział. "Piłkarze popełnili mnóstwo indywidualnych błędów, które zadecydowały o wyniku. Wciąż jednak pozostajemy w walce o pierwsze miejsce w grupie" - dodał, choć jego optymizmu nie podziela chyba nikt w Polsce.

>>>Zobacz błędy Boruca i dramat Polaków

Kto będzie następcą Beenhakkera? W kuluarach padają dwa nazwiska: Henryka Kasperczaka i Franciszka Smudy. Za tym drugim przemawiają tylko... wyniki, ale to w naszej piłce niestety za mało, żeby zostać selekcjonerem. Kasperczak ma dużo więcej atutów - przede wszystkim taki, że oprócz tego, że jest świetnym szkoleniowcem, jest także dobrym kumplem Laty, z którym przez wiele lat grał w Stali Mielec i w reprezentacji. Kasperczak ma dobrą pracę w Górniku Zabrze, jednak w kontrakcie zastrzegł sobie, że będzie miał możliwość opuścić klub, by poprowadzić kadrę. Górnik znalazł już nawet następcę Kasperczaka. Ma nim być szkoleniowiec FC Aarau, były piłkarz zabrskiego klubu Ryszard Komornicki.

Czy taki scenariusz będzie możliwy, przekonamy się już w środę po meczu z San Marino. Wszystko wskazuje jednak na to, że Beenhakker przez działaczy został już skreślony. Tak jak „Titanic” dryfuje teraz w kierunku góry lodowej (PZPN), w zderzeniu z którą nie ma żadnych szans na przetrwanie.