W jakim punkcie są pańskie starania o polskie obywatelstwo?
Ludovic Obraniak: Jedyny brakujący dokument, czyli moje dossier, już został wysłany z konsulatu w Lille do Polski. Sprawą od strony biurokratycznej zajmuje się w moim imieniu Tadeusz Fogiel. Z tego, co mówi, wynika, że teczka ze wszystkimi potrzebnymi papierami powinna dotrzeć bezpośrednio na biurko polskiego prezydenta. Zdaję jednak sobie sprawę, że uzyskanie obywatelstwa wymaga czasu. Jeśli wszystko pójdzie gładko, i tak mogę czekać nawet półtora roku.

Reklama

Przydałaby się zatem dobra wola prezydenta, żeby tak jak w przypadku Rogera Guerreiro mocno przyspieszyć sprawę.
Jasne. Jeżeli dzięki mediom zainteresuje się moim przypadkiem, będzie znacznie szybciej.

A może wystarczyłaby pomoc samego PZPN?
Pewnie tak, ale nie mam z nimi żadnego kontaktu. Ubiegam się o polskie obywatelstwo, bo czuję to we krwi. Dla mnie to coś naturalnego. Piłka nożna jest tu tylko bonusem, nie priorytetem. Chcę być Polakiem, bo moi pradziadkowie byli Polakami, jestem związany z tą kulturą.

W jaki sposób?
Choćby moje nazwisko – tak na początek. Poza tym ogromna chęć pokazania się, przeciwstawiania się, typowa dla ludzi z tego regionu Europy. To ludzie, którzy tak jak ja wyznają katolickie wartości. Uważam się za chłopaka ze Wschodu, utożsamiam się z historią i bogactwem kulturalnym Polski. Polacy doznali tylu cierpień, a wciąż mieli odwagę i siłę, żeby się podnosić. Całkowicie odnajduję się w tym klimacie.

Reklama

Zgadza się, tyle że w Polsce patrzą na pana krzywym okiem. Nie zna pan polskiego, nie zna hymnu, a przecież w kolejce po polskie obywatelstwo czekają tysiące zasymilowanych Ukraińców.
Są pewne zagadnienia z kultury i historii Polski, o których nie mam bladego pojęcia, więc przynajmniej na razie rację mają krytykanci. Bardzo chcę jednak nadrobić stracony czas. Staram się o polski paszport nie po to, żeby dostać powołanie do reprezentacji, ale żeby zaspokoić potrzebę związaną z poczuciem tożsamości narodowej. Zapewniam was, że hymnu się nauczę, jak tylko otrzymam obywatelstwo. Polski konsulat w Lille ma mi wskazać szkołę, w której mógłbym zacząć lekcje języka polskiego. Do czerwca planuję uczyć się trzy godziny tygodniowo. Nic i nikt mi w tym nie przeszkodzi.

Śledzi pan polski futbol?
Staram się jak tylko mogę. Oglądam mecze biało-czerwonych mniej więcej od 2002 roku. Polacy grają niezłą piłkę, jest sporo interesujących zawodników – zacząwszy od Jelenia i Dudki, a skończywszy na Smolarku i Saganowskim. Poza tym ta reprezentacja regularnie awansuje do najważniejszych turniejów. Musi tylko bardziej wierzyć we własne umiejętności, żeby nie kończyć ich już w fazie grupowej.

Co Obraniak mógłby wnieść do polskiej reprezentacji?
Może świeżość mojego stylu gry – szybkiego, bazującego na kolektywie. Wszystko jest przede mną, bo na pewno mam na tyle wysokie umiejętności, żeby grać na międzynarodowym poziomie.

Reklama

Ale pan już występował we francuskiej młodzieżówce? A co pan zrobi, jeśli zadzwoni Raymond Domenech?
Starania o polski paszport nie mają nic wspólnego z piłką. Jeśli już formalnie będę Polakiem i FIFA da zielone światło, to wtedy rozważę i zadecyduję, czy przyjąć powołanie do reprezentacji. W międzyczasie jestem gotowy na każdą ewentualność. Przed nikim nie zamykam drzwi. Jeśli zadzwoni Domenech, to poważnie się zastanowię. Wszystko zależy od szybkości polskiej biurokracji.

Czyli kto pierwszy ten lepszy?
Odpowiem tak: we francuskiej kadrze mógłbym zadebiutować nawet jutro. W polskiej jeszcze długo nie.

Kontaktuje się pan z polskimi piłkarzami występującymi w Ligue 1?
Nie, ale w meczu przeciwko Auxerre planuję przedstawić się Jeleniowi, którego uważam za bardzo dobrego napastnika, i Dudce, którego kojarzę trochę mniej.

Jakiemu klubowi w Polsce pan kibicuje?
Powiedzmy, że Lechowi Poznań. Za to, że leży w pobliżu miejsca urodzenia mojego dziadka i za to, że jest liderem ligi.

Obecny sezon jest najlepszy w pańskiej karierze – 9 goli i walka z Lille o miejsce gwarantujące start w Lidze Mistrzów. Może trzeba wykorzystać sprzyjający moment i zmienić otoczenie?
Z Lille wiąże mnie jeszcze dwuletni kontrakt i dobrze się tu czuję. Awans do Ligi Mistrzów tylko zmotywowałby mnie do pozostania i wypełnienia umowy. Ale jestem otwarty na każdą propozycję. Wiem, że co tydzień przyjeżdża mnóstwo skautów i menedżerów, żeby zobaczyć mnie w akcji. Jest kilka klubów w Europie, które są na mnie napalone – od Romy po Sevillę. Dla mnie idealnym rozwiązaniem byłby Arsenal Londyn. Na razie jednak twardo stąpam po ziemi. Zresztą o szczegóły transferowe musicie pytać mojego menedżera Jeana-Christophe’a Thouvenela.