Jest pan jednym z niewielu doświadczonych piłkarzy, który zdecydował się na wyjazd do RPA. Nie miał pan planów urlopowych?

Przyjechałem tu z prostego powodu - zostałem powołany. Do gry w kadrze zawsze podchodziłem bardzo poważnie. Dlaczego akurat ten wyjazd miałby być jakimś wyjątkiem? Prawdę mówiąc im bliżej końca kariery i im człowiek jest starszy, to tych problemów rodzinnych przybywa. Na razie jednak gram jeszcze w piłkę, więc dopóki to jest mój zawód, to będę do tego podchodził poważnie. Oczywiście, że taki wyjazd nie wpływa korzystnie na planowanie urlopu z rodziną. Ale reprezentacja to reprezentacja. O urlopie pomyślę po powrocie z RPA.

Reklama

Wyjazd na oficjalne mecze w takim składzie, to dobry pomysł?

To było ratowanie tej sytuacji. Nikt się nie spodziewała, że aż tylu zawodników zrezygnuje z wyjazdu. Dobrze, że w ogóle tak szybko udało się znaleźć ich zastępców.

Czy trener nie był zbyt wyrozumiały? Może powinien bardziej stanowczo domagać się od piłkarzy, żeby jego powołanie potraktowali poważnie?

Trener nie jest zachwycony tą sytuacją. Jest wręcz zły, choć generalnie jest dla nas wyrozumiały. W tym przypadku wolał chyba ratować atmosferę niż kogoś ciągnąć do RPA na siłę. Po co ma brać do RPA piłkarza, który będzie narzekał, że coś go boli i unikał treningu. Lepiej wziąć takiego, który do każdego treningu podejdzie poważnie i z pełnym zaangażowaniem. Z naszą drużyną jest tak - jak czeka nas mecz o punkty, to każdy przyjedzie nawet ze złamaną nogą. Jak jednak gramy mecz towarzyski, to nagle zdarzają się różne losowe przypadki. Chyba trzeba z tym coś zrobić.

Był pan już wcześniej w RPA?

Reklama

Nigdy. Jestem jej strasznie ciekawy, bo jeśli chodzi o Afrykę to nie jestem częstym gościem na tym kontynencie. Chętnie zobaczę jak się tam różne sprawy mają i nie chodzi mi tu tylko o względy sportowe, ale w ogóle o życiowe, turystycznie itp. Jest możliwość, żeby połączyć przyjemne z pożytecznym i coś nowego poznać. Przecież wiadomo, że nie samą pracą człowiek żyje. Na pewno będziemy mieć czas żeby się rozejrzeć i poczuć trochę ten kraj.

To będzie namiastka urlopu czy ciężka praca?

Na pewno wyniki naszych meczów, które tam zagramy, nadadzą charakter naszej eskapadzie. Mimo, że to okres wakacyjny, to wszyscy pamiętamy, że jedziemy tam do pracy. To jest reprezentacja, którą - powtarzam po raz kolejny - trzeba traktować bardzo poważnie. Absencja tylu piłkarzy na pewno będzie miała wpływ na wyniki meczów z RPA i Irakiem. To zgrupowanie jest częścią przygotowań do arcyważnych jesiennych meczów eliminacyjnych. Ale takie kryzysowe sytuacje czasem powodują postęp. Ci młodzi chłopcy będą chcieli pokazać, że warto na nich stawiać. Pokażą się. Rywalizacja podniesie poziom. RPA i Irak - z takimi rywalami raczej się nie spotykamy. To będzie zupełnie inny styl gry od tego, który prezentują europejskie drużyny. Na pewno będą to ciekawe mecze.

Jak się czuliście ściśnięci w klasie ekonomicznej? Biorąc pod uwagę to, że lot trwał kilkanaście godzin, to nie były zbyt dobre warunki.

Co ja mogę powiedzieć? Można to było załatwić inaczej, ale jest jak jest. Gdybyśmy jeszcze z tego powodu mieli płakać, to w tym RPA przez całe dziesięć dni będziemy patrzeć na siebie wilkiem. Dajmy sobie na wstrzymanie. Mam tylko nadzieję, że niektóre osoby pójdą po rozum do głowy i nasze kolejne dalekie wyjazdy będą lepiej zorganizowane.

Wierzycie jeszcze w awans do mistrzostw świata, czy ten wyjazd do RPA traktujecie jako jedyną okazję do zobaczenia aren mundialu?

Nie ma u nas kogokolwiek, kto by nie wierzył. Jeśli ktoś uważa, że nie awansujemy, to w ogóle może się na kadrze pokazywać. Czekają nas jeszcze cztery mecze. Jeśli je wygramy, a mamy na to duże szanse, to za rok wrócimy do RPA.

Ostatni mecz eliminacyjny w pana wykonaniu, to kompletna klapa. Myśli pan jeszcze o samobóju ze spotkania z Irlandią Płn.?

Myślałem o nim i to dużo. Ten gol stał się obiektem żartów moich kolegów. Na razie to był mój ostatni mecz w kadrze, więc ta sytuacja jeszcze siedzi mi w głowie. Tak czasem bywa na boisku. Muszę z tym żyć, ale na pewno wyciągnę z tej sytuacji wnioski.

No właśnie. Leo był wściekły, bo powtarzał wam, że boisko jest kiepskie i nie można podawać do Artura Boruca w światło bramki. Pan, taki doświadczony piłkarz, popełnił jednak ten błąd.

Musiałem szybko podjąć decyzję. Nie celowałem w bramkę, celowałem bardziej w Artura. Wiadomo, że jestem doświadczony, a od takich wymaga się, żeby prostych błędów nie popełniali. Jednak niektórych spraw po prostu nie da się przewidzieć. Tym razem padło na mnie i Artura. Może gdyby to nie on stał w bramce, to burza w mediach byłaby mniejsza i inaczej by się to skończyło. Ale nie ma już co płakać. Wcześniej nigdy nie strzeliłem gola Borucowi, a w Belfaście się udało. Poza tym ilu jest piłkarzy, którzy strzelili mu gola z 40 metrów? Już dawno sobie wszystko wyjaśniliśmy i nie ma sprawy. Tym bardziej, że my pewne boiskowe wydarzenia widzimy inaczej niż dziennikarze, albo kibice.

Ostatecznie na następny sezon zostaje pan w Olympiakosie Pireus. Nie było propozycji z lepszych lig?

Miałem mnóstwo propozycji. Słyszałem o różnych klubach, ale nie widziałem, w które propozycje mam wierzyć, a w które nie. Różne pogłoski się mnożyły. A ja od razu mówiłem, że chcę zostać w Pireusie. Pozostawały tylko dwie kwestie do wyjaśnienia - na jak długo i na jakich warunkach.

I jest pan zadowolony z warunków?

Nawet bardzo zadowolony. Kontraktu co prawda jeszcze nie podpisałem, ale wszystkie szczegóły już dogadałem. Po meczach kadry jadę do Grecji, żeby wszystko przypieczętować. Cieszę się, bo Olympiakos to jest klub, który ma swoją tożsamość. Wielki, z mnóstwem kibiców. Cieszę się, że Grecy mnie chcą, że w tym klubie mnie szanują i mam tam dobrą opinię. Czuję się doceniony. A poza tym w klubie wszystko zapowiada jeszcze lepsze czasy.

Robi pan Polakom niezłą reklamę w Grecji. Jadą tam kolejni piłkarze - Marcin Baszczyński i Marek Zieńczuk.

To nie moja zasługa. To poprzednie pokolenia. Tam wciąż są strasznie szanowani Krzysztof Warzycha, Józef Wandzik, a nawet Waldemar Adamczyk. Wszyscy pamiętają Jacka Gmocha i świętej pamięci Kazimierza Górskiego. Poza tym to jest fajny kraj do życia. Polacy są tam lubiani.

W eliminacjach Ligi Mistrzów możecie trafić na Wisłę Kraków. Kibice Białej Gwiazdy cieszą się, że unikną silniejszego rywala. Słusznie?

Trudno mi się wczuć w rolę i kibica. Niech się cieszą. Ja jednak chciałbym, żeby najpierw spojrzeli na wyniki obu klubów europejskich pucharach. Niech zobaczą ile razy graliśmy w Lidze Mistrzów. Wiśle jeszcze trochę do nas brakuje. Jednak nie zapeszam i nic nie mówię na pewno. Pamiętamy bowiem Anorthosis Famagusta, który rok temu zabrał nam awans do Champions League. Wisła ma szanse na awans, ale niech wie, że do meczu przystąpimy bardzo poważnie. Po poprzedniej edycji Ligi Mistrzów rozczarowanie w Pireusie było wielkie. Przyzwyczailiśmy się do mistrzostwa - zdobyliśmy je 11 razy z rzędu. Puchar Grecji też wygrywamy niemal co rok. Kibice czekają jednak na spektakularny sukces na arenie międzynarodowej. Kolejny sezon to kolejne nadzieje.

I nowy trener - Timur Kecbaija właśnie z Anorthosisu.

Jeszcze go nie znam. Nie rozmawiałem z nim nawet. Uchodzi za człowieka, który w Lidze Mistrzów osiągnął sukces i zrobił kawał dobrej roboty na Cyprze. Musi jednak pamiętać, że praca w Olympiakosie nie jest jednak łatwa. Nasz ostatni trener zdobył dublet i stracił pracę. Rok temu zdobyliśmy mistrzostwo, puchar i Superpuchar, a prezes zwolnił trenera, drugiego trenera i dyrektora sportowego. O Kecbaiji powiem więcej za kilka miesięcy. Muszę mu się przyjrzeć, poznać go jako trenera i człowieka. Teraz wszyscy kibice czekają na jakieś wielkie transfery. Kariery skończyli bowiem Darko Kovacević i Predrag Djordjević - liderzy naszego zespołu. Teraz trzeba będzie ich kimś zastąpić. Na pewno będą to znakomici piłkarze.