"Ile jest?" - krzyknął. "Jejku" - pokręcił głową z niezadowoleniem, kiedy zobaczył na monitorze, że przegrywamy czterema bramkami. Wcześniej mocno się zirytował, kiedy zapytaliśmy go, której drużynie będzie kibicować. "Nie ma żadnego powodu, żebym był za cholernymi Niemcami. A co, może mam jeszcze w niemiecką flagą się owinąć? Spóźniłem się chwilę, bo musiałem się zrelaksować. Jestem tutaj 24 godziny na dobę skupiony na swojej robocie. A przecież Leo Beenhakker to tylko istota ludzka" - tłumaczył w swoim stylu i przekonywał wszystkich, że stratę piłkarze Bogdana Wenty będą jednak w stanie odrobić.

"Zawsze patrzcie na jasną strone księżyca. To jeszcze nie koniec!" - podnosił na duchu coraz ciężej wzdychających przed telewizorem piłkarzy. "Wszyscy razem, wszyscy razem" - mówił podniesionym głosem i bił brawo.

W końcu jednak i on stracił wiarę. Wyszedł przed hotel zapalić cygaretkę. "Bardzo szkoda, że Polacy przegrali. Tutaj pracuję i za was trzymam kciuki w każdej dyscyplinie. Po siatkarzach i piłkarzach ręcznych widać, że Polska ma bardzo wiele talentów w sporcie i trzeba to tylko umieć wykorzystać. Jesteście idealnym narodem do gier zespołowych. I dobrze wam idzie. W ubiegłym roku siatkarze grali w finale, w tym roku piłkarze ręczni. Coś mi się wydaje, że w przyszłym roku powinien nadejść czas na nas" - powiedział Beenhakker.