"Rozmawiałem już z wieloma prezesami klubów i widzę, że zdecydowana większość jest za. To jest bardzo poważna sprawa. Nie możemy pozwolić, żeby liga w tym sezonie kończyła się w sądach. A co będzie, jeśli spadną drużyny grające uczciwie, a uratują się skorumpowane? Te pierwsze pójdą szukać sprawiedliwości w sądzie. Będzie cyrk, a nie liga" - powiedział DZIENNIKOWI Boniek.
Zibi twierdzi, że jego propozycja ma właściwie same plusy. "Teoretycznie komuś mogłoby się nie podobać, że w związku ze zwiększeniem liczby drużyn w ekstraklasie z tortu, który jest do podziału za prawa telewizyjne, trzeba będzie pokroić na więcej kawałków. Tyle że w 2008 roku będziemy negocjować nową umowę z telewizją, bo ta z Canal Plus właśnie wtedy wygaśnie. Więcej drużyn oznacza więcej meczów. Ta liczba wzrośnie o 70. Jest logiczne, że kluby dostaną w takiej sytuacji więcej pieniędzy" - przekonuje Boniek, a właściciele klubów mają prawo mu wierzyć.
To przecież właśnie Boniek - jako wiceprezes PZPN - w 1999 roku wynegocjował dla klubów 100 milionów dolarów za pięcioletnią umowę w Canal Plus (po dwóch latach zmniejszono ją o 40 procent). Gdyby podczas najbliższego zjazdu PZPN (planowany jest 11 marca) przyjęto propozycję Bońka, doszłoby do niesportowego zagrania. Nie zmienia się przecież zasad w trakcie rywalizacji.
"Zdaję sobie sprawę, że jest to jakaś słabość propozycji i teoretycznie nie powinno się zmieniać regulaminu w trakcie rozgrywek, ale spokojnie. Nie takie rzeczy się zmieniało. Sytuacja jest wyjątkowa. Nigdy wcześniej w historii takiej nie mieliśmy i dlatego trzeba działać niekonwencjonalnie. A że nie krzywdzi się w ten sposób nikogo, to chyba warto" - dodaje były reprezentant Polski i wyciąga kolejne argumenty.
"Dzięki tej zmianie PZPN będzie miał czas na rozwiązanie problemu klubów zamieszanych w handlowanie meczami, co bada wrocławska prokuratura. Jeśli Wydział Dyscypliny zdecyduje się na karną degradację jakiejś drużyny, to jej miejsce powinna zająć ta drużyna, która przegrała baraż" - mówi Boniek. "Jeśli zdegradowanych będzie więcej, do ekstraklasy awansują kolejne zespoły. Wszystko jasno i przejrzyście. A przy okazji załatwi się dodatkowe sprawy. Sezon znacznie się wydłuży. Mamy już podgrzewane boiska, można grać nawet zimą, piłkarze nie będą musieli grać na pół etatu i narzekać, że dłużej się przygotowują do rozgrywek, niż grają. Kibice będą mieli więcej rozrywki i więcej drużyn w ekstraklasie" - dodaje.
Boniek twierdzi, że tak wielki kraj jak Polska spokojnie może sobie pozwolić na 18 zespołów w I lidze. "I jeszcze dodatkowe pieniądze dla klubów. Ten projekt jest tak dobry, że aż za dobry. To takie trzy w jednym. Pewnie zaraz znajdą się tacy, którym się on nie spodoba" - obawia się Boniek i zaznacza, aby nie kojarzyć jego propozycji z ewentualną chęcią kandydowania na prezesa PZPN.
"Mój projekt nie ma nic wspólnego z polityką. Ja tylko proponuję, jak zapobiec sytuacji, która za chwilę przed nami stanie. Jak ktoś ma lepszy projekt, proszę bardzo. I nie rozśmieszajcie mnie argumentami, że w ten sposób chcę ratować Widzew. Przede wszystkim to Widzew nie jest na miejscu spadkowym. Gdybym za wszelką cenę chciał ciągnąć tę drużynę, to grałaby w I lidze rok wcześniej, zamiast Arki. Mogliśmy przecież kupować mecze od jakiejś Mławy czy Iławy, ale zawsze woleliśmy grać uczciwie" - przekonuje Zbigniew Boniek.