W kadrze Pogoni Szczecin jest aż siedemnastu Brazylijczyków i tylko kilku Polaków. Macie problemy, by zintegrować się z tą południowoamerykańską kolonią?
A skąd! Rozumiemy się bardzo dobrze. Ostatnio urządziliśmy sobie turniej w ping-ponga. Sześciu Polaków na sześciu canarinhos. Dopingowaliśmy się wzajemnie głośnymi śpiewami, robiliśmy meksykańskie fale. Atmosfera była znakomita.
Na boisku dogaduje się pan z Brazylijczykami równie dobrze?
Tak, bo nauczyłem się kilkunastu słów w ich ojczystym języku. Jak trzeba, to wrzasnę do któregoś z nich: pokryj albo odegraj i od razu chodzą jak w zegarku. A gdy mam problemy, by coś im przekazać, do akcji wkraczają Julcimar i Edi. Obaj płynnie mówią po polsku.
I nieźle grają. W przeciwieństwie do pozostałych Brazylijczyków...
A tu się pan myli. Antoni Ptak sprowadził całkiem dobrych zawodników, naprawdę. Ci chłopcy potrzebują tylko czasu, by przestawić się na europejski styl. Muszą więcej uwagi poświęcać taktyce i walczyć ostrzej o każdą piłkę, jak taki typowy boiskowy killer. Jak nauczą się tych elementów, będzie dobrze.
Na razie wiadomo o nowych obcokrajowcach w Pogoni jedno - jak na Brazylijczyków przystało potrafią się dobrze bawić.
Zgadza się, to są bardzo rozrywkowe chłopaki. Ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Gdy koncentrują się przed meczem, to przez wiele minut słuchają samby. Mnie to nie przeszkadza, choć te wszystkie piosenki są tak podobne, że zlewają mi się w jeden niekończący się utwór (śmiech). Podoba mi się także ich spontaniczność - latem wszyscy wzięli jednego na ręce i... wrzucili go do stawu. W ten sposób uczcili jego urodziny.
A jak przetrwał pan tegoroczny, ponadmiesięczny obóz w Sao Paolo?
Jak usłyszałem na ile lecimy, byłem przerażony. Ale dałem jakoś radę, głównie dzięki książkom, internetowi i regularnym telefonom do mojej kochanej żony. Znalazłem też sobie sposób, by czas mijał szybciej - przestałem liczyć dni tygodnia. W pewnym momencie nie wiedziałem, czy mamy czwartek, czy niedzielę (śmiech).
Widział pan tę słynną szkółkę właściciela Pogoni Antoniego Ptaka?
Tak, robi fajne wrażenie. Cztery dobrze przygotowane płyty boiskowe plus dwustu zdolnych juniorów - taka mieszanka musi niebawem przynieść efekt w postaci nowych, utalentowanych piłkarzy dla Pogoni. Pan Ptak ma zresztą taki cel - w ciągu kilku sezonów wyselekcjonować piętnastu naprawdę zdolnych ludzi, którzy tu przyjadą i z pomocą Polaków zleją Wisłę Kraków, Legię Warszawa i inne czołowe drużyny.
Uda się zrealizować ten plan?
Nie myślę o tym. Na razie skupiam się na tym, by Pogoń w tym sezonie utrzymała się w lidze, to jest dla mnie najważniejsze. Jak tylko chłopakom minie szok termiczny i zamiast rzucać w zamarzniętą wodę kamieniami zaczną ćwiczyć, powinno być dobrze (śmiech). A wracając do pana Ptaka - nie rozumiem ludzi, którzy krytykują jego pomysły. To typowe w Polsce, że jak ktoś idzie pod prąd, trzeba mu dokuczać. Podobnie było jesienią z Leo Beenhakkerem i jego niespodziewanymi powołaniami. Ale Holendrowi się w końcu udało, oby z panem Antonim było podobnie.
Radosław Majdan jest bramkarzem Pogoni Szczecin. To drużyna, w której gra aż 17 Brazylijczyków i tylko kilku Polaków. Ale Majdanowi to nie przeszkadza. "Rozumiemy się bardzo dobrze, bo ci Brazylijczycy to rozrywkowe chłopaki" - mówi DZIENNIKOWI.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama