Okazało się, że interwencja ślusarza nie była potrzebna. Listkiewicz ostatecznie zdecydował się oddać klucze. "Audytorzy sprawdzą i przeanalizują dokumenty, które znajdują sie w szafie.
Wtedy będziemy mogli powiedzieć, czy rzeczywiście było w niej coś ważnego" - mówi kurator Marcin Wojcieszak. "Cała operacja przekazania kluczy przebiegła sprawnie i bez żadnych zakłóceń" - dodał kurator.
"Nawet po moim ubiorze widać, że jestem prosto z urlopu i tak naprawdę nie wiem, o co było tyle szumu. Jak zobaczycie tę szafę, będziecie rozczarowani jej rozmiarami" - mówił Listkiewicz.
Jak dowiedział się "Fakt", sprawa przekazania kluczy nie przebiegała jednak bezproblemowo. Wręcz przeciwnie. Tuż po pojawieniu się Listkiewicza w PZPN doszło do ostrej kłótni między kuratorem a zawieszonym prezesem i jego świtą. Wbrew wcześniejszym ustaleniom, "Listek" nie chciał po dobroci oddać kluczy do swojego skarbca. Dopiero zdecydowana postawa kuratora i zagrożenie interwencją ślusarza spowodowała, że były prezes nie miał wyjścia. Wyjął z kieszeni klucze i z grymasem na twarzy oddał w ręce Wojcieszaka.
Ze wstępnych ustaleń wynika, że w szafie są ciekawe dokumenty, których podczas trwającego audytu nijak nie mogli się doprosić kontrolerzy. Chodzi między innymi o sprzedaż praw transmisyjnych. Wizytacja firmy audytorskiej potrwa jeszcze tydzień. Po niej zostanie ogłoszony raport. Określi on, czy w związku dochodziło do przekrętów finansowych.
Ostatni bastion prezesa Listkiewicza zdobyty. Szafa pancerna, do której dostępu "Listek" bronił jak lew, została otwarta. Za kilka dni kontrolerzy ogłoszą, jakich dokumentów były prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej nie chciał ujawnić.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama