Jest pan jedynym Polakiem, który grał już w europejskiej Lidze Mistrzów i azjatyckiej. Dawniej jako zawodnik Olympique Lyon i Lens. Teraz w Al Ryyan. Jakie są różnice?
W ogóle się nie da tego porównać, choć na razie graliśmy tylko jeden mecz z jakimś zespołem z Abu Dhabi. Przegraliśmy u siebie 0:1, tracąc gola tuż przed końcem meczu. W Europie poziom Champions League zawsze jest wyższy niż w poszczególnych ligach. Tutaj mecz Ligi Mistrzów niczym nie różni się od ligowego. No, trochę wyższe są premie i widzów jest więcej na trybunach. Może jakieś trzy tysiące przyszło.
Arabowie nie interesują się piłką?
Tylko wtedy, kiedy mecz jest wyjątkowo ważny. Na nasz zwycięski finał rozgrywek o Puchar Kataru przyszło 30 tysięcy kibiców. Tutaj liczą się konkretne wydarzenia, konkretne mecze. Sportem interesują się powierzchownie. Nie jest tak, że ludzie liczą punkty, kalkulują, analizują tabelę i szanse awansu. Powiem szczerze, że ja też nie wiem, z kim dokładnie będziemy grać następne mecze. Wiem, że są to drużyny z Iranu i Kuwejtu.
Dwa lata gra pan już w Katarze...
I wystarczy. Mam dość, chcę wracać do Polski. Dla człowieka z moją mentalnością przyzwyczajenie do życia w kulturze arabskiej jest praktycznie niemożliwe.
Co panu przeszkadza?
Nie da się tego opisać w dwóch słowach. Mnie irytuje ich przesadny spokój. Są tak spokojni, że czasem nie przychodzą na treningi, bo zapomnieli.
Wróci pan do Polski już po zakończeniu kariery?
Nie, chcę grać pograć jeszcze ze dwa lata jak Bozia pozwoli. Najlepiej w moim wymarzonym klubie, Legii Warszawa. Zdaję sobie jednak sprawę, że właściciele tego klubu mogą mi już drugiej propozycji nie złożyć. Już raz miałem praktycznie podpisany kontrakt i zrezygnowałem. Wyjechałem do Kataru. Tęsknię jednak za ojczyzną, bo jestem patriotą, a od 13 lat żyję za granicą. Dla mnie wszystko co polskie jest najlepsze.
Legia obecnie jest w tarapatach. Przydałby się solidny obrońca. Pytanie tylko, czy w słabej lidze katarskiej nie stracił pan formy. Ostatnio agencje podały, że strzelił pan samobójczego gola.
Piłka się ode mnie odbiła. To prawda. Drugi raz w życiu coś takiego mi się zdarzyło. No i co z tego? Dlaczego nie zapyta pan, ile strzeliłem goli do prawidłowej bramki.
A zatem ile?
Dwie. A tę ostatnią z czterdziestu metrów! Ukarałem bramkarza, który zrobił sobie wycieczkę do połowy boiska.
Wracając do Legii, co pan myśli o kryzysie w tej drużynie?
Przegrali z Grodziskiem, ale i tak będą mistrzem. Odrobią straty. Skład mają najlepszy w Polsce. Legia to Legia.
Biorąc pod uwagę styl, w jakim reprezentacja pokonała Portugalię i Belgię, zbliżające się mecze eliminacyjne z Azerbejdżanem i Armenią to będzie spacerek...
Nic bardziej błędnego. Ostatnio to my graliśmy ze Słowacją w Hiszpanii i ledwo zremisowaliśmy. Dobrze, że nas sprowadzono na ziemię, bo już zaczynaliśmy wierzyć, że jesteśmy tacy wspaniali. Poza tym ten Azerbejdżan to nie jest już ta sama drużyna, którą kiedyś ograliśmy 8:0 w Warszawie. Słyszałem, że naturalizowali sześciu obcokrajowców, w tym kilku Brazylijczyków.
Przyjedzie pan na zgrupowanie w terminie?
Właśnie jest z tym mały problem. Zgrupowanie zaczyna się 19 marca, a my 21 gramy mecz w tej azjatyckiej Lidze Mistrzów. Arabowie nie chcą mnie puścić. Poinformowałem o tym Leo Beenhakkera i czekam na instrukcje. Selekcjoner wie, jak trudno rozmawia się z Arabami, bo pracował w Emiratach. W razie czego wyciągnę z szafy zbroję i będę z nimi walczył. Dla mnie reprezentacja jest ważniejsza.