"Jeśli ktoś twierdzi, że łatwiej mu się zmobilizować na grę przeciwko Deco lub Ronaldo niż przeciwko Azerom, to nie zasługuje na grę w mojej reprezentacji" - Leo Beenhakker w ostrych słowach rozwiewa wątpliwości przed sobotnim meczem eliminacji mistrzostw Europy.

Pełna mobilizacja widoczna jest podczas każdego treningu kadry. Ani chwili odpoczynku, cały czas duża intensywność ćwiczeń. I pokrzykiwania szkoleniowców.
"Super! Brawo Wojtek! Znakomicie Artur!" - Frans Hoek, jeden z najlepszych na świecie specjalistów od szkolenia bramkarzy, po prawie każdym ćwiczeniu chwali swoich podopiecznych. Rano miał do dyspozycji tylko Kowalewskiego i Boruca, po południu dołączył do nich Tomasz Kuszczak, który w poniedziałek wieczorem grał jeszcze w wygranym przez Manchester United 1:0 spotkaniu z Middlesbrough.


"Nie wiem, który z nas stanie w sobotę w bramce. Wszyscy jesteśmy zmotywowani i głodni sukcesu, a to że każdy z nas potrafi bronić, może tylko pozytywnie wpłynąć na zespół i naszą rywalizację. Czy za mną przemawia to, jak wspaniałe kluby się mną interesują? Nie sądzę. Opinie, że chce mnie tyle zespołów sprawiają przyjemność, ale nie mają wpływu na obsadę bramki" - uważa Boruc.

Beenhakker krzyczy równie dużo, co Hoek. "Jak najwięcej gry z pierwszej piłki, ale tylko wtedy, gdy macie pewność, że dobrze podacie, że partner jest na pozycji. Jak nie - możecie trzy razy dotknąć piłki i pomyśleć. Wykorzystujcie przestrzeń, nawet małą. Brawo! Szybka piłka, po ziemi, bez podnoszenia" -Beenhakker mówi niemal bez przerwy.

A zawodnicy na treningu walczą, jak na meczu. "To nie są ćwiczenia przygotowane z myślą o najbliższych rywalach. Wszystko o nich wiemy, odrobiliśmy naszą pracę domową, ale to oni powinni się martwić, jak my zagramy, a nie my, co pokażą oni. Wiem, że jest tam Ferreira i Gomez, to żadna nowość. Wiem, że jest trzech nowych zawodników, ale przecież i tak zagramy jedenastu na jedenastu. Rywal jest bardzo ważny, uważnie mu się przyjrzeliśmy, także na żywo, ale nie jest naszą obsesją. Chcę, byśmy my prowadzili grę" - mówi Beenhakker.

O wygranym przez Polskę 8:0 spotkaniu z Azerbejdżanem w poprzednich eliminacjach nawet nie chce słyszeć: "To stara historia, inne drużyny, inny czas. Mnie interesuje współczesność" - zamyka temat Holender.

Selekcjoner nie martwi się słabszą ostatnio dyspozycją napastników, którzy albo grają w swoich klubach mało (Radosław Matusiak, Grzegorz Rasiak), albo wracają po kontuzji (Maciej Żurawski). "To może być nasz atut. Są dzięki temu głodni gry, głodni bramek. Zapewniam, że są skuteczni. Matusiak strzelił piękną bramkę na poniedziałkowym treningu, Żurawski i Rasiak na wtorkowym" - żartował Beenhakker. Humor stracił na chwilę tylko wtedy, gdy przypomniano mu o spotkaniu ze Słowacją i szybko straconej bramce: "Porozmawiamy o tym, bo to świetny przykład, jak nie należy zaczynać meczu. Takie coś nie może się powtórzyć" - dodaje selekcjoner.

Holenderski trener nie miał żadnych wątpliwości, że jego zawodnicy nie zlekceważą sobotniego przeciwnika. "Zdobyte w meczach z Armenią i Azerbejdżanem punkty mają dokładnie taką samą wartość, jak te z meczu z Portugalią. Jeśli ktoś jest inaczej zmotywowany na mecz z potencjalnie słabszym rywalem, a lepiej na Deco i Ronaldo, to nie jest zawodowcem. Nie rozumie, czym jest jego praca. Te mecze będą testem profesjonalizmu dla moich piłkarzy. Jeśli ktoś nie da z siebie stu procent, nie będzie zasługiwał na grę w reprezentacji. Ale jestem pewien, że tak nie będzie. Oni są fantastyczną grupą, w której każdy myśli tylko o dwóch sprawach: chce grać jak najlepiej i wygrywać. Powiedziałem im, że w sobotę wystąpią w najważniejszym spotkaniu w swojej karierze. Bo dla zawodowca każdy następny mecz jest najważniejszy" - kończy Beenhakker.