Na trybunach w Bełchatowie siedział w sobotę trener Leo Beenhakker. Ostatnio selekcjoner wypowiadał się, że jest pan dobry na ligę polską, ale nie na kadrę. Zabolały te słowa?

Nie słyszałem ich, ale jeśli takie zdanie ma selekcjoner... Moim zdaniem jednak nie powiedział tak, musiał zostać po prostu źle zrozumiany. Co mogę odpowiedzieć - moje argumenty są na boisku...

Te z meczu przeciwko GKS były pana zdaniem mocne?
Nigdy nie oceniam swoich występów. Staram się grać tak, by trener był zadowolony ze sposobu, w jaki realizuję taktykę. I Czesław Michniewicz chyba nie narzeka. A co do sytuacji z kadrą, to jak będę się nadawał, będę w niej grał. Ale na siłę pchać się nie będę, tak się nie da. Selekcjoner powołuje sporo zawodników z polskiej ligi i większość zdaje egzamin. Ja też miałem dwie szanse i wykorzystałem je na ile mogłem i umiałem. Raz miałem dwie asysty, potem strzeliłem gola. Jak jeszcze kiedyś dostanę kolejną szansę, to na pewno nie nawalę. Jestem o to spokojny. Powtórzę: moje argumenty są na boisku.

Gol w Bełchatowie był bardzo efektowny. Często trenuje pan takie strzały?
Szkoda, że takie uderzenie nie wyszło mi w Bukareszcie. Tym bardziej, że w dwumeczu byliśmy moim zdaniem zespołem lepszym. Nie ma jednak co do tego wracać. A strzały ze stojącej piłki ćwiczymy z Michałem Golińskim, zostajemy razem po zajęciach. Uderzona prostym podbiciem piłka może łatwo zmylić bramkarza. Tym razem leciała z góry do dołu, a nie, jak spodziewał się bramkarz, z dołu do góry.

Łukasz Sapela zrobił błąd?

Zrobił parę kroków do przodu... To zresztą nie pierwszy taki mój gol. Piłka niby leci w środek, ale oszukuje bramkarza. Umiem nadać jej właściwą parabolę, więc gdy dojdzie do tego jeszcze dobry kierunek, o który trudniej przy strzale prostym podbiciem, to często zdobywam bramkę.








Reklama