Irtysz Pawłodar - Jagiellonia Białystok 2:0 (2:0)

Bramki: 1:0 Mamoutou Coulibaly (37), 2:0 Gleb Malcew (43)

Żółte kartki: Jagiellonia - Ermin Seratlić. Irtysz - Aleksandr Kuczma

Sędzia: Alain Bieri (Szwajcaria). Widzów: ok. 9 000

Reklama

Irtysz Pawłodar: Anton Cyrin - Aleksandr Kuczma, Mamoutou Coulibaly, Władisław Czernyszow, Aleksiej Danajew - Eduard Siergijenko, Siergiej Iwanow, Predrag Govedarica, Georgi Daskałow (Milan Nikolić, 79), Konstantin Zariecznyj (Fiodor Siminidi, 90) - Gleb Malcew (Murat Tleszew, 62).

Reklama

Jagiellonia Białystok: Grzegorz Sandomierski - Grzegorz Bartczak (El Mehdi Sidqy, 56), Andrius Skerla, Thiago Rangel, Alexis Norambuena - Tomasz Kupisz, Hermes (Marcin Burkhardt, 46), Rafał Grzyb, Dawid Plizga, Ermin Seratlić - Maycon (Tomasz Frankowski, 46).

Piłkarze Jagiellonii Białystok nie potrafili obronić jednobramkowej przewagi z pierwszego meczu i już po pierwszej rundzie pożegnali się z rozgrywkami Ligi Europejskiej. Goście rozpoczęli z dużym animuszem, bo już w drugiej minucie Czarnogórzec Ermin Seratlić trafił w poprzeczkę. Potem było już znacznie gorzej, bo zespół z Białegostoku do przerwy nie potrafił poważnie zagrozić bramce rywala. Coraz groźniej atakowali natomiast gospodarze.

Zdecydowane ataki przyniosły efekt w końcówce pierwszej połowy. W 37. minucie Predrag Govedarica przedłużył dośrodkowanie z rzutu rożnego, a do piłki dopadł Mamoutou Coulibaly i z bliskiej odległości pokonał Grzegorza Sandomierskiego. Sześć minut później polski bramkarz po raz drugi musiał wyciągać piłkę z siatki, bo precyzyjnym strzałem z dystansu zaskoczył go Gleb Malcew.

Po przerwie w zespole "Jagi" pojawili się Marcin Burkhardt i strzelec jedynego gola z pierwszego meczu Tomasz Frankowski. Nieco ożywiło to grę polskiego zespołu, ale nie dało wymiernego efektu. Trener Jagiellonii Michał Probierz może mieć natomiast sporo pretensji do sprowadzonego latem z Zagłębia Lubin Dawida Plizgi. W 74. minucie pomocnik doszedł do dośrodkowania Tomasza Kupisza, ale z pięciu metrów strzelił nad bramką. 11 minut później z podobnej odległości Plizga nie potrafił pokonać bramkarza Irtyszu, który instynktownie obronił jego strzał.