Sprawę nagłośnił portal weszlo.com, który przedstawił drabinkę spółek i podspółek, czerpiących zyski ze sprzedaży tego „wynalazku" PZPN. Wynika z niej, że cześć pieniędzy z zakupu Karty Kibica RP, która daje pierwszeństwo przy nabyciu biletów na mecze biało-czerwonych, wypływa z Polski do... Anglii, Luksemburga, Szwajcarii i Włoch. Już tak niejasna forma własności spółki zarządzającej KKRP budzi kontrowersje.
"My musimy zarabiać, a nie mamy żadnego wsparcia od państwa" - tłumaczył Kręcina przy okazji afery koszulkowej. Pieniądze potrzebne są na szkolenie młodzieży, budowę ośrodków treningowych i wsparcie biedniejszych klubów. Ale czy na pewno pełna kwota z zysku z KK idzie na te cele? Patrząc na drabinkę, można w to wątpić.
"Niech ta karta kibica kosztuje nawet i czterdzieści złotych, ale niech te pieniądze faktycznie idą na sport dzieci i młodzieży, na juniorskie reprezentacje Polski - mówił Kazimierz Greń, prezes Podkarpackiego ZPN, największy opozycjonista Laty.
Klub Kibica niemal jednoosobowo do życia powołał prezes Lato, powołując się na rzekomą umowę z firmą Sportfive. "Stwierdzono na posiedzeniu zarządu, że sprawa emisji kart jest normowana główną umową ze Sportfive, w związku z tym przejmuje to ta firma. Tak stwierdził prezes Lato i sekretarz generalny pan Kręcina" - wyjaśnia "Faktowi" członek zarządu związku, Jacek Masiota i dodaje. "Sprawdziłem tę umowę. Okazało się, że nie ma w niej słowa na temat emisji kart. Podniosłem to na komisji budżetowej. Powołano później komisję w ramach zarządu, która miała się tym zająć".
Jaki był efekt jej prac? Nagle potrzebne pismo się znalazło. Sygnował je jedynie prezes. "Okazało się, że jest umowa normująca te kwestie, podpisana przez prezesa PZPN bez konsultacji z zarządem" - tłumaczy Masiota.
Podobnie opracowywana jest większość umów PZPN. Nie wiadomo zazwyczaj, kto stoi za firmami, którym związek zleca kolejne projekty i jak wygląda ich finansowanie czy czerpanie z nich zysków dla PZPN.
"Od trzech lat twierdzę, ze sposób zarządzania prezesa Laty i pana Kręciny jest daleki od doskonałości. Wszystkie umowy, które widziałem, są nieprawidłowo zawierane" - kończy Masiota.