Podobno po meczu z Austrią Wiedeń wypłakał się pan w rękaw Franciszka Smudy, szepcząc mu do ucha: „papa, papa…”?

Manuel Arboleda: Naprawdę tak wam powiedział? Chyba trochę podkoloryzował. Na pewno nie szlochałem w niebogłosy, choć owszem, łezkę uroniłem, czego wcale się nie wstydzę. Emocje aż we mnie buzowały. Wygraliśmy niezwykle ważny mecz w 120. minucie, a ja miałem dwie asysty. Coś takiego nie zdarza się codziennie. Swoje zrobili także niesamowici poznańscy kibice, którzy nieustannym dopingiem tylko dodali pikanterii temu spektaklowi.

Reklama

Polska momentalnie oszalała na punkcie Lecha. Gratulacje składał wam sam prezydent Kaczyński.

Oczy wszystkich fanów piłki nożnej i nie tylko przez najbliższe miesiące będą zwrócone na Poznań. Jesteśmy świadomi tej narastającej ogólnonarodowej presji. Teraz, grając w Pucharze UEFA, musimy zapomnieć, że występujemy pod poznańską banderą. Po tym, jak z rozgrywek odpadła Wisła Kraków, to my będziemy reprezentować Polskę. Od dziś w Europie nie jesteśmy drużyną z Poznania, tylko z Polski. Będą nas dopingowali kibice Legii, Wisły, ludzie z Warszawy, Krakowa czy Gdańska. 40 milionów Polaków będzie ściskało za nas kciuki. Dlatego nie możemy nawalić, bo przynieśmy wstyd całemu krajowi.

Reklama

Nie spalicie się psychicznie?

Piłkarze Lecha nie pękają. Psychika to nasza mocna strona. Dowód? Dwumecz z Austrią. Zawsze powtarzam, że na zwycięstwo składa się 60 procent kondycji i wyszkolenia czysto piłkarskiego. Reszta to głowa. Najlepsze polskie kluby spokojnie mogłyby rywalizować z hiszpańskimi, gdyby nie braki w przygotowaniu mentalnym. Nas dzięki Bogu prowadzi Smuda. On świetnie zaszczepia wolę walki, wiarę we własne umiejętności. Ufa w nasz profesjonalizm i nie pozwala na nagłe spadki motywacji. Mierzy bardzo wysoko. Chciał, żebyśmy już jesienią rywalizowali z najlepszymi – Z Benfiką, Valencią, Milanem. Byłoby super, gdyby w polskiej lidze było 16. Smudów. Nie musielibyśmy wtedy jeździć na peryferia Europy i przez dwa miesiące wyszarpywać awans do fazy grupowej Pucharu UEFA. Dla mnie to niepojęte, że mistrz Polski musi grać cztery mecze, żeby dostać się do Ligi Mistrzów, a czwartej drużynie ligi hiszpańskiej czy włoskiej wystarczą dwa, czasem nawet jedno spotkanie.

W europejskich pucharach poznał pan poziom klubów z Austrii, Szwajcarii – czy jeszcze w barwach Zagłębia Lubin - Rumunów ze Steauy Bukareszt. Jak na ich tle wypada Lech?

Reklama

Nie musimy się wstydzić. Gramy prostą, szybką i ofensywną piłkę. W Hiszpanii walczylibyśmy o miejsce w środku tabeli. Dlatego przed losowaniem mówiłem, że chciałbym trafić na Milan, a reszta jest mi obojętna. Fajnie byłoby przywitać się z Ronaldinho, Kaką i potem pokonać ich w Poznaniu. Ale może wpadniemy na nich w rundzie pucharowej, bo jestem przekonany, że tak mocny Lech do niej awansuje. Naturalnie pod warunkiem, że nie odpuścimy żadnego meczu. Startujemy od zera i mamy tyle samo szans, co każdy z czterech naszych przeciwników.”Piłka jest okrągła, a bramki są dwie” – to przysłowie aktualne także w moim kraju.

Zabierze pan kiedyś Smudę do Kolumbii?

Rodzina już nie może się go doczekać. Zwłaszcza ojciec. W domu mówią o nim „papa blanco”. Jest moim drugim tatą, tyle że białym. Smuda odegrał kluczową rolę w mojej karierze. Dzięki niemu wyrwałem się z Lubina, gdzie pewne osoby chciały mnie zniszczyć, skazując na zesłanie do drużyny rezerw. Wtedy modliłem się żeby kupił mnie ktokolwiek – Legia, Wisła, a nawet drugoligowy Śląsk. Ale na szczęście Smuda o mnie nie zapomniał i sprowadził do Poznania.

Śledzi pan mecze polskiej reprezentacji?

Oczywiście. Wiem także, że w waszej federacji doszło do niezłej zawieruchy. Zupełnie niezasłużenie nasz wysiłek w rewanżu z Austrią mógł pójść na marne.

>>>Arboleda chce być jak Roger

Skoro jest pan na bieżąco, to wie pan, że Leo Beenhakker ma problem z doświadczonymi, solidnymi obrońcami.

Myślę, że bym się przydał. Perspektywa gry w polskiej reprezentacji to coś wyjątkowego. Biało-czerwona koszulka byłaby spełnieniem marzeń. Choć jestem jednym z najlepszych kolumbijskich obrońców nikt nigdy nie dał mi szansy w drużynie narodowej. Z reprezentacją Kolumbii jest tak, jak z prawie każdą instytucją państwową. Od lat rządzi nią „rosca”, czyli mafia. Grają kumple trenera i prezesa federacji – reszta może sobie wypruwać żyły i tak nie dostanie powołania.

Ktoś z polskiej federacji kontaktował się z panem w sprawie naturalizacji?

Na razie nikt. Nie jestem już młodym piłkarzem, więc jeśli miałbym się wam przydać, to paszport musiałbym dostać szybciej niż za ustawowe pięć lat. Tak jak w sprawie Rogera potrzebne są błyskawiczne działania.