Surkis to jeden z najbardziej wpływowych światowych działaczy piłkarskich - zasiada w komitecie wykonawczym UEFA, dzięki jego staraniom Polska i Ukraina otrzymały prawo do organizacji piłkarskich mistrzostw Europy w 2012 r. "Z jego zdaniem każdy w polskim futbolu musi się liczyć" - podkreślał w rozmowie z DZIENNIKIEM jeden z ustępujących członków zarządu PZPN. Tym razem było inaczej.
Jak ustalił DZIENNIK, tuż przed rozpoczęciem zjazdu w niewielkim pokoju sąsiadującym z główną salą kongresową na zaproszenie Surkisa odbyło się spotkanie ostatniej szansy. To była przyczyna opóźnienia rozpoczęcia kongresu o dobre kilkadziesiąt minut. Szef ukraińskiej organizacji zebrał głównych pretendentów do schedy po Michale Listkiewiczu: Grzegorza Latę, Zbigniewa Bońka oraz Zdzisława Kręcinę. Oprócz nich w salce zgromadzili się również Adam Giersz z Ministerstwa Sportu, Michał Kleiber, szef Niezależnej Komisji Wyborczej, oraz obserwatorzy z FIFY i UEFY.
Podczas spotkania Surkis twierdził, że międzynarodowe organizacje piłkarskie nie mają już ochoty bronić skompromitowanych polskich działaczy. I wskazał rozwiązanie: apelował do Laty i Kręciny, aby ci ustąpili na rzecz Bońka, który cieszy się zaufaniem FIFY i UEFY. Spotkanie nagle się zakończyło, kiedy do sali wszedł czwarty pretendent Tomasz Jagodziński. "Patrzę, a tam siedzą Lato i Boniek, obrażeni na siebie, bo każdy chce być prezesem, Surkis mediuje, a Zdzisiek Kręcina stoi w kącie. Surkis zaczął mnie wypraszać, ale się postawiłem i nie wyszedłem. Wówczas to spotkanie się zakończyło" - opowiadał rozemocjonowany Jagodziński.
Kilkadziesiąt minut później Hrihorij Surkis swój apel powtórzył. Tym razem już w obecności wszystkich delegatów, w niezwykle emocjonalnym występieniu: "Wybierzcie człowieka z kultury Zachodu, który będzie dobrze współpracował z władzą" - mówił zdumionym delegatom. Apelował do Kręciny, by ten zrezygnował, bo inaczej "to będzie tragedia dla związku"; sugerował to samo zresztą Grzegorzowi Lacie. Kto jest człowiekiem Zachodu? Bez wątpienia chodziło o Zbigniewa Bońka, który od lat mieszka we Włoszech i przyjaźni się z szefem UEFY Michelem Platinim. Wystąpienie Surkisa wywołało wstrząs na sali, Zdzisław Kręcina w trakcie wypowiedzi Ukraińca zerwał się z krzesła i opuścił pomieszczenie. Zszokowani byli również delegaci. "To pocałunek śmierci dla Zbyszka. Źle zrobił" - mówił Marek Procyszyn, popierający Bońka delegat z Opola. Triumfowali stronnicy Grzegorza Laty. "Czasy namiestników ze Wschodu już się skończyły" - mówił jeden z delegatów.
Po Surkisie głos zabrali kandydaci. Tomasz Jagodziński, który cieszył się najmniejszym poparciem, wycofał się i poparł Zdzisława Kręcinę. Kręcina z kolei w mocnych słowach oskarżył Surkisa o próby ingerencji w niezależność PZPN. Oświadczył również, że to PZPN zaczął zwalczać korupcję, na długo przed prokuraturą. Grzegorz Lato z kolei w krótkiej multimedialnej prezentacji przypomniał, że był królem strzelców na Munadialu w 1974 r. i w polskiej ekstraklasie. Pochwalił się też orderami, jakie otrzymał w latach 70. i 80. oraz z wyraźnymi problemami odczytał z kartki swój program wyborczy. Z kolei wyraźnie zdenerwowany Zbigniew Boniek przekonywał, że otwarte wsparcie międzynarodowych związków piłkarskich i to ciche deklarowane przez rząd jest atutem. "Z polityką trzeba umieć żyć. I umieć nie dać jej wpływać na działalność związku" - reklamował się Boniek. Przypomniał też działaczom, że w sondażach opinii publicznej cieszył się największym poparciem. "Pamiętajcie, że społeczeństwo wyboru już dokonało" - mówił Boniek.
Wygrana w pierwszej turze była zaskoczeniem nawet dla samego Laty. Ale do dogrywki było bardzo blisko. Wystarczyło, aby na sali pojawili się wszyscy zwolennicy Bońka. Ale sędzia Ryszard Wójcik, uznawany za zwolennika byłego napastnika Juventusu, zamiast na zjazd wybrał się na wakacje na Karaiby. W ostatniej chwili z udziału z wyborów wykluczono Sylwestra Cacka, również kojarzonego ze stronnikami Bońka.
Czy ich obecność by pomogła? Raczej nie. O tym, że wygra legendarny napastnik z jedenastki Kazimierza Górskiego, wiadomo było już od środy wieczorem. W jednym z warszawskich hoteli zebrał ponad 50 popierających go kandydatów na "poczęstunek". "Była wódeczka i jedzenie, a Grzesiu zachowywał się, jakby wynik był już przesądzony" - mówi DZIENNIKOWI jeden z delegatów na środowy zjazd. Jednak Zbigniew Koźmiński, rzecznik PZPN, zapewniał, że w przeddzień wyborów żadnych imprez nie było. "Nikt wczoraj nie pił. Wyszedłem koło 10 z Sheratona, bo dzisiaj wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że ma być świeża i czysta głowa, twarz jasna, oko niematowe" - mówił dziennikarzom Zbigniew Koźmiński. Jednak po wyglądzie niektórych działaczy widać było, że nocy z czwartku na piątek nie spędzili w łóżkach.