Werner był sędzią międzynarodowym w czasie, gdy na Śląsku miał jeszcze bardziej wpływowych przyjaciół niż teraz. Liczono się z nim w środowisku, bo podobno potrafił załatwić wiele rzeczy. Obecnie zajmuje się organizowaniem walk bokserskich. Jego kandydatura na szefa sędziów wzbudziła spore wątpliwości nawet wśród członków nowego zarządu PZPN. Andrzej Strejlau na jego temat nawet nie chce rozmawiać.
Dla niego już mniejszym złem byłoby pozostawienie obecnego szefa sędziów na stanowisku. To jednak niemożliwe, bo Stempniewski zalazł za skórę nie tylko sędziom, ale i działaczom. Jego rządy, choć na początku obiecujące, kończą się w atmosferze niechęci i niesmaku.
>>>Wydział Dyscypliny PZPN wciąż bez szefa
Wiązano z nim spore nadzieje. Aktywny, niezależny finansowo, o mentalności szeryfa. Z czasem się zmienił. "Wtopił się w beton"– mówi jeden z informatorów DZIENNIKA. "Bankiety, przyjęcia, delegacje, wywiady. No i żona zachwycona, gdy widzi męża w telewizji. To wszystko zaczęło mu imponować. Zrobił się wygodny".
Początkowo mówił, że „największym złem są meczowi obserwatorzy”. Potem – nieco niepostrzeżenie – tych samych obserwatorów, których oskarżał (zresztą nie tylko on), zaczął przywracać do łask (jeden z nich, zamieszany w aferę korupcyjną, obecnie uczy sędziów etyki w Łodzi). "I nie tylko dawał im pracę, ale także kilkaset złotych ekstra. Latem tego roku zafundował swoim obserwatorom podwyżkę. Szukał w ten sposób ich poparcia" – mówi DZIENNIKOWI były działacz PZPN. "Stempniewski narzeka na poziom arbitrów Szulca i Radziszewskiego. A prawda jest taka, że podobnie jak wielu innych sędziów, oni wciąż tylko marzą o zawodowym kontrakcie. Tak naprawdę są amatorami i traktują bieganie z gwizdkiem jak hobby. Większość arbitrów wciąż urywa się z pracy, żeby zdążyć na boisko".
Szef sędziów wyjątkowo opieszale zbiera pieniądze dla swoich podwładnych. Jednym z głównych powodów, przez który prezes PZPN Grzegorz Lato zamierza się go pozbyć jest to, że Stempniewski przez dwa lata wprowadza nas do tzw. Konwencji Sędziowskiej UEFA i jakoś wciąż nie może wprowadzić. Co daje nam taka Konwencja? Przede wszystkim kilkaset tysięcy franków szwajcarskich rocznie dla arbitrów – pieniądze na szkolenia, ośrodki treningowe, opiekę psychologa i wiele innych rzeczy. Dlaczego arbitrzy w polskiej ekstraklasie nie biegają ze słuchawkami w uszach, jak ich angielscy koledzy? Generalnie dlatego, że nie jesteśmy w Konwencji Sędziowskiej.
Aby się do niej dostać naprawdę nie trzeba stać przez dwa lata w urzędach. Wystarczy wysłać kilka dokumentów. "To nic skomplikowanego. Potrafili to zrobić Słowacy i jeszcze kilka innych mniejszych federacji, a jakimś dziwnym trafem my nie potrafimy" – twierdzi były działacz. "Stempniewski mówi, że jesteśmy na etapie składania aplikacji. Zapomniał dodać, że ponownego składania".
Stempniewski się broni. "Ostatni audyt pokazał, że wypełniliśmy wszystkie założenia Konwencji" – mówi. "Był u nas duński obserwator UEFA i nie miał żadnych zastrzeżeń. Teraz piłeczka leży po stronie europejskiej federacji, która przyjmuje nowych członków Konwencji według swojej kolejności".
Lato i jego ludzie mają mu za złe również słabość do Jarosława Żyro. Jacek Granat kilkadziesiąt razy rozmawiał przez telefon z Ryszardem F. i nadal sędziuje. Żyro z „Fryzjerem” rozmawiał kilkaset razy i został nominowany na arbitra międzynarodowego – oczywiście przez szefa Kolegium Sędziów. "Żyro został <klepnięty> przez stary zarząd. Stempniewski dogadał się z ówczesnym wiceprezesem PZPN Eugeniuszem Nowakiem. Wszystko jakoś tak niepostrzeżenie" – uważa nasz informator.
Stempniewski się broni: "Żyro był wzywany na Wydział Dyscypliny, który nie wszczął wobec niego żadnego postępowania" – twierdzi. "To zarząd akceptuje listę arbitrów międzynarodowych. Ja nie mam do niego żadnych merytorycznych uwag".
Merytoryczne uwagi do Stempniewskiego mają za to działacze. Twierdzą, że chce reformować, ale nie wie dokładnie jak. Mówi o kampanii „Respect” w Anglii, chociaż nie wie, o co w niej dokładnie chodzi. Faworyzuje obserwatorów, chociaż zdaje sobie sprawę, że traci przez to poparcie sędziów. Najnormalniej w świecie się pogubił.
>>>Sędziowie i milionowe weksle
"Nawet arbitrzy mają do niego żal o to, że oni muszą podpisywać weksle antykorupcyjne, a obserwatorzy i członkowie Zarządu Sędziowskiego nie muszą. Wiceprezes Bugdoł sprawy weksli nie zdołał zablokować, ale za to wymyślił kandydaturę Wernera" – twierdzi nasz informator. "Sprawa Stempniewskiego jest już przesądzona. Nawet beton zdaje sobie sprawę, że ten człowiek zawiódł".
Stempniewski już nie ma ochoty się bronić. "Nie chcę tego komentować. Czuję dyskomfort tłumacząc, że nie jestem wielbłądem. To takie typowo polskie wmawianie człowiekowi pewnych rzeczy" – denerwuje się. "Co jeśli mnie odwołają? Nic mi na temat mojej dymisji nie wiadomo, ale nie popełnię przez to harakiri. Nie mam sobie nic do zarzucenia".
Według Laty na stanowisko nowego szefa Kolegium Sędziów można było znaleźć wielu odpowiednich kandydatów. Najlepiej byłych arbitrów. Takie założenie jest samo w sobie absurdalne. "Nie wiem czy wśród byłych arbitrów ktokolwiek jest czysty. A jeśli nawet jakiś jest czysty, to na pewno nie będzie się chciał pchać w to PZPN-owskie bagno" – mówi DZIENNIKOWI jeden z działaczy. Związek znalazł więc kandydata, który już się ubrudził i któremu to naprawdę bez różnicy, czy ubrudzi się znowu.