Wandalizm, którego dopuścili się bandyci w barwach Lecha Poznań na stadionie Widzewa każe wątpić, by nasz futbol ligowy cywilizował się kiedykolwiek. Mistrz Polski świętuje awans do ćwierćfinału Ligi Konferencji, tymczasem jego fani, wsparci "przyjaciółmi" z ŁKS, zniszczyli obiekt rywala przy okazji meczu Ekstraklasy w minioną niedzielę. Lech chce do Europy? Część ludzi z nim związanych wybrała drogę w przeciwną stronę.
Kłótnia o premie
Piękniejszą twarzą polskiej piłki była zwykle reprezentacja kraju. Po mundialu w Katarze jej wizerunek sięgnął dna. W wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" bramkarz Łuksza Skorupski przyznał, że podczas mistrzostw świata piłkarze Czesława Michniewicza kłócili się o podział wielomilionowej premii obiecanej im przez premiera Mateusza Morawieckiego. Czyli potwierdził to, o czym informowały media i czemu starał się zaprzeczyć były selekcjoner i część jego graczy.
Niedawno na spotkaniu w PZPN minister sportu Kamil Bortniczuk powiedział, że media przedstawiają futbol w Polsce jako sport najbogatszy i najbardziej zdemoralizowany. A to krzywdzący stereotyp - dodał.
W ten sielankowy krajobraz polskiego futbolu wkracza 68-letni Fernando Santos, który z Portugalią wygrał mistrzostwo Europy i Ligę Narodów. Spuścizna po Michniewiczu wciąż wisi nad drużyną. Zwykle zgrupowanie kadry zaczynało się od konferencji prasowej Roberta Lewandowskiego. Przed meczem z Czechami zamiast kapitana drużyny narodowej, przed dziennikarzami stanął debiutant Ben Lederman z Rakowa Częstochowa. Jego nie można było pytać o Katar. Portugalski szkoleniowiec chce odciąć swój zespół od przeszłości.
Misja Santosa
Liczy się tu i teraz, a więc mecz w Pradze w piątek, rozpoczynający kwalifikacje do Euro 2024 w Niemczech. Na poprawieniu atmosfery wokół kadry się jednak nie kończy. Misja Santosa nie ogranicza się do walki o dwa czołowe miejsca w grupie E, które dadzą Polakom awans. Oczekujemy, że Portugalczyk zmieni styl gry drużyny narodowej. Ucywilizuje go, uczyni odważniejszym, lepszym, a w dłuższej perspektywie także skuteczniejszym.
Z jednej strony sprawa jest oczywista: reprezentacja Polski musi zająć pierwsze lub drugie miejsce w grupie E, by pojechać na finały mistrzostw Europy do Niemiec. Czesi są rywalem najmocniejszym, Albania, Wyspy Owcze i Mołdawia to raczej outsiderzy. Albańczycy zrobili jednak duży krok do przodu, długo bili się w „polskiej” grupie o mundial w Katarze.
Mimo wszystko zadanie Santosa nie wydaje się ekstremalnie trudne jeśli chodzi o wynik. Polscy piłkarze powinni wywalczyć awans nawet ze znacznie słabszym selekcjonerem. Portugalczyk ma jednak stworzyć drużynę grającą ładnie, ofensywnie, odważnie. Mundial w Katarze, mimo awansu do 1/8 finału, kibic drużyny narodowej skończył z kacem.
Michniewicz uważał, że nie stać zespołu polskiego na grę odważną, nawet z rywalem egzotycznym. Jego piłkarze byli przy piłce: 39 proc w starciu z Meksykiem, 36 proc z Arabią Saudyjską i 26 proc z Argentyną. Nicolas Tagliafico opowiadał potem, że przy prowadzeniu Argentyny 2:0 jeden z polskich graczy biegał za nim prosząc o litość. Kolejny gol dla Argentyny wysłałby Polskę do domu, a do 1/8 finału Meksyk.
Polska kadra chce być inna
Kaca dopełniła afera premiowa, która doprowadziła do dymisji Michniewicza. PZPN miał dwa wyjścia: albo trwać uparcie i lojalnie przy polskiej myśli szkoleniowej, albo postawić na głębsze zmiany. Wybór Santosa to sygnał, że polska kadra chce być inna. Zapewniają o tym wszyscy ludzie odpowiadający w PZPN za szkolenie. Przez lata wmawiano nam, że możemy grać wyłącznie z kontry. Mamy tego dość, chcemy grać odważnie, wysokim pressingiem, budując atak pozycyjny. Jak wszystkie czołowe drużyny w Europie - przekonuje wiceprezes ds. szkolenia PZPN Maciej Mateńko.
Podobny eksperyment jak teraz z Santosem poprzedni prezes Zbigniew Boniek przeprowadził z Paulo Sousą na początku 2021 roku. Polska drużyna zaczynała grać odważniej, ale jej wyniki nie były lepsze. Prowadzić zespół tak jak Sousa i Michniewicz to niemalże jak uprawiać dwie różne dyscypliny sportu. Pierwsza wymaga znacznie lepszej organizacji gry, przygotowania i wyszkolenia piłkarzy. Patrząc na męki Sousy Michniewicz uznał, że polskich graczy nie stać na wygórowane ambicje.
Zespół Nawałki wzorem
Ostatni raz styl gry i wyniki drużyny narodowej cieszyły kibiców w 2016 roku. Zespół Adama Nawałki pozostaje niedoścignionym wzorem w najnowszej historii polskiej piłki - żeby z uporem maniaka nie wracać do zamierzchłych czasów Kazimierza Górskiego i Antoniego Piechniczka.
Dziś zbliża się chwila, gdy w sposobie gry i mentalności polskich piłkarzy ma się dokonać zmiana. Oni też za tym tęsknią. Wspominali o tym Robert Lewandowski i Piotr Zieliński po porażce z Francją w 1/8 finału mistrzostw w Katarze. Wynik osiągnięty na mundialu się zgadzał, ale przyniósł satysfakcję głównie Michniewiczowi i garstce jego entuzjastów. Większość kibiców nie mogła zrozumieć dlaczego, mając w składzie zawodników Barcelony, Napoli, Juventusu, czy Aston Villi, drużyna musi grać brzydko i bojaźliwie.
Co zrobi Fernando Santos? Na mecze z Czechami i Albanią nie powołał Grzegorza Krychowiaka i leczącego uraz Kamila Glika. Przez poprzednią dekadę tworzyli oni kręgosłup drużyny. Nie sądzę, by portugalski selekcjoner grał "pod publiczkę", pozbywając się weteranów. W defensywie reprezentacji Portugalii biegał u niego 39-letni Pepe.
Glika chciał już odstawić Sousa, ale szybko zrozumiał, że polska defensywa nie ma innego, naturalnego lidera. Po mistrzostwach w Katarze Jakub Kiwior przeszedł do Arsenalu, zagrał jednak w Premier League ledwie 4 minuty. Kontuzjowany teraz Bartosz Bereszyński w Napoli wystąpił raz: w Pucharze Włoch. W 11 spotkaniach ligowych lidera Serie A ani na chwilę nie pojawił się na boisku.
Mecz z Czechami to najtrudniejszy egzamin
Jan Bednarek gra w Southampton, ale uraz wyeliminował go z meczu w Pradze. Paweł Dawidowicz z Hellas Werona nie był w Katarze, w kadrze zagrał dotąd 8 razy. Sytuacja jest trudna, tymczasem Santos będzie musiał zreformować grę obronną polskiej drużyny. Sousa ustawiał zespół z trójką środkowych obrońców. W jego debiucie zespół stracił jednak trzy gole w Budapeszcie w starciu z Węgrami (3:3).
Mecz w Pradze to najtrudniejszy egzamin zaczynających się eliminacji. Od razu na początek, w debiucie Santosa. Zaraz po nim Polska zmierzy się z Albanią w Warszawie. Skala wyzwania na starcie nie jest banalna.
Pamiętam jak w maju 1992 roku Roman Kosecki cieszył się po wygranym 1:0 towarzyskim spotkaniu z Czechosłowacją. Tylu wybitnych polskich piłkarzy tego nie umiało, a udało się nam biednym żukom - mówił. To był ostatni taki pojedynek, potem kraj południowych sąsiadów rozpadł się na Czechy i Słowację. Kosecki świętował nie bez racji, od poprzedniego zwycięstwa Polski nad Czechosłowacją mijały wtedy dwie dekady.
To był piłkarski kraj, finalistów mistrzostw świata z 1934 i 1962 roku. Mistrzów Europy z 1976 roku, gdy strzał Antonina Panenki w finale z Niemcami przechodził do legendy. Dwie dekady później, podczas Euro’96 w Anglii Holender Rinuus Michels sławił zimną krew czeskich piłkarzy. Finał był powtórką sprzed 20 lat, z tym, że wygrali go Niemcy.
Nemci jsou Nemci - mówił przed grą o złoto Karel Poborsky. Tschechen sind Tschechen - odpowiadali rywale z szacunkiem. Z Czechami nikt nie wygrywał łatwo. Niemcy też nie. Rozstrzygnął złoty gol Olivera Bierhoffa w dogrywce.
Spójrzmy na Euro 2020. Kiedy Polacy z Sousą zajęli ostatnie miejsce w grupie ze Słowacją, Hiszpanią i Szwecją, Czesi dotarli do ćwierćfinału. Właśnie teraz, gdy ich piłka nie jest w rozkwicie. Bitwę o Katar przegrali potem z Belgią i Walią. Nie uchodzą dziś za rywala z najwyższej półki, pewne standardy w czeskiej piłce się jednak nie zmieniają. Aby z Czechami wygrać, trzeba zagrać mądrze, dobrze i być przygotowanym na fizyczną walkę przez 90 minut. Santos zaczyna z wysokiego pułapu, aby dać sobie czas i spokój w pracy.
Czy jego polska misja okaże się najtrudniejsza w bogatej karierze trenera? Niestety nie jest to wykluczone.