Uśmiechniecie się pewnie pod nosem, gdy przypomnę Wam zdanie: z wszystkich rzeczy nieważnych piłka nożna jest najważniejsza. Cytat z Jana Pawła II stoi tylko w pozornej sprzeczności ze słowami Billa Shankly’ego: Niektórzy uważają, że futbol to kwestia życia lub śmierci. Mnie to rozczarowuje, bo jest on czymś znacznie ważniejszym.
Emfaza legendarnego trenera Liverpoolu jest tu celowa. Wielu ludziom mecz piłkarski dostarcza skrajnych emocji. Niewspółmiernych do jego znaczenia i wyniku. Czy Polska jest lepsza lub gorsza od tego, że drużyna Fernando Santosa poległa w Pradze na starcie kwalifikacji Euro 2024? Nie. Z pewnością jest jednak smutniejsza.
"Pokochałem drużyną Górskiego"
Mówię to z punktu widzenia człowieka, który od dzieciństwa zajmował miejsce przed telewizorem, gdy Nasi wychodzili na boisko. Taka była tradycja w moim domu: może głupia, ale była. Mundial w RFN przeżyłem jako 12-latek i pokochałem drużynę Kazimierza Górskiego. Dawała nam namiastkę złudzenia, że można coś osiągnąć w zapyziałych czasach PRL-u.
W 1982 roku w zespole Antoniego Piechniczka widzieliśmy ambasadora "Solidarności". W stanie wojennym fundował nam garść bezcennych wzruszeń. Wyrzucił przecież ZSRR w drodze po medal mundialu w Hiszpanii.
To w jakimś stopniu narodowa bujda? Chcę się jednak wytłumaczyć dlaczego do dziś los piłkarskiej reprezentacji Polski nie jest mi obojętny. Dorosły jestem od dawna, wiem że wynik meczu świata nie zmienia. Mam nawet alergię na pchanie do sportu nacjonalistycznej propagandy o wyższości jednej nacji nad innymi. To tanie nonsensy wykorzystywane przez polityków.
Nie zmienia to faktu, że każdy mecz reprezentacji Polski na mundialu w Katarze był dla mnie wydarzeniem. Przepraszam, jeśli wychodzę na idiotę, który nie rozumie, że bieganie 22 ludzi za okrągłym przedmiotem ze skóry zwanym piłką, to opium dla mas. Mimo wszystko trzymałem kciuki za piłkarzy Czesława Michniewicza. Zęby bolały od ich gry, ale przecież życie w ogóle nie jest usłane różami. Na boisku było słabo, choć wynik się zgadzał. Na awans z grupy na mundialu czekaliśmy 36 lat.
Premia dla piłkarzy…
Najgorsze wydarzyło się potem, gdy wyszło na jaw, że premier Mateusz Morawiecki obiecał naszym milionerom z Barcelony, Napoli, Juventusu, Aston Villi i innych europejskich klubów wielomilionową premię z budżetu państwa. Na piłkarzy mieli się zrzucić nauczyciele, robotnicy, emeryci i wielu, wielu innych. Można kochać piłkę, ale ta obietnica była czystym obłędem. Kapitan kadry Robert Lewandowski przeprosił za to, że piłkarze wyciągnęli rękę po publiczną kasę, premier nie przeprosił za to, że nią szastał.
Wreszcie koniec. Za wszystko zapłacił selekcjoner Michniewicz, który został wylany z posady. Tamte złe dni mieliśmy oddzielić grubą, czerwoną kreską. PZPN zatrudnił selekcjonera z najwyższej półki: Fernando Santos wygrał z Portugalią mistrzostwo Europy i Ligę Narodów. Przewidywałem, że nie wie w co się pakuje, jadąc do Polski, ale życzyłem powodzenia. Debiut w Pradze był dla 68-letniego Santosa lodowatym prysznicem.
Po niewiele ponad dwóch minutach Polska przegrywała z Czechami 0:2 na oczach premiera Morawieckiego, który mimo licznych zajęć znalazł czas na wypad do Pragi. Nasi piłkarze przypominali rozbitków podczas pierwszego dnia na bezludnej wyspie. Skończyło się na porażce 1:3. Musimy to jakoś przeżyć - skomentował Santos.
Czy ekipa Santosa da radę Albańczykom?
Tragedia się nie stała, w poniedziałek kolejny mecz z Albanią. Na Euro 2024 do Niemiec pojadą dwa najlepsze zespoły naszej grupy. Tylko czy drużyna Santosa da radę Albańczykom? W eliminacjach mundialu w Katarze jeszcze dała, choć z wielkim trudem. Czy do tej pory wykonała krok do przodu, czy raczej do tyłu?
Drogi Rodaku. Mam dla Ciebie przesłanie specjalnie. Nic nie dostarcza mam tylu zmartwień, ile piłkarska reprezentacja Polski, obyśmy jednak nie mieli poważniejszych. Przecież porażka w Pradze nie oznacza, że Polacy są gorsi od Czechów. Nasi piłkarze mają okazję, by w kolejnym meczu pokazać charakter. To już w poniedziałek.